"Za tobą pójdę jak na bal..."

19 7 12
                                    

Gosia

Janek napisał mi sms, że jego praca często komplikuje mu życie i niestety, ale nie dostarczy i dzisiaj pizzy. Nawet mnie to cieszyło. Bałam się problemu z pokusą w postaci pizzy, aczkolwiek spaliłabym ją z Janeczkiem raz dwa. No nic. Zjadłam w spokoju sałatkę, która kupiłam u Ropuchy i zapiłam sokiem z buraków, a potem wykąpałam się i poszłam spać marząc o balu, na którym zdobywam nagrodę.

Prokurator Cichy

Spotkanie przebiegło tak jak sobie wyobraziłem. Miałem nadzieję dowiedzieć się czegoś więcej, ale niestety nie udało się. Do tego przedłużyło się na tyle, że nie mogłem już jechać do Gosi, ponieważ obiecałem pomóc ojcu sprawdzić piec w domu, który podobno nie rozgrzewał się już do takiej temperatury jak kiedyś. Dlatego pojechałem do domu, aby sprawdzić problem i ewentualnie mu zaradzić kupując nowy piec. Gośce napisałem, że to wina pracy, no bo jak napisać kobiecie z która się randkuje, że nie dość, że jadę do domu, bo ojciec mnie potrzebuje to do tego śpię u niego odkąd wróciłem z Warszawy w rodzinne strony.

Kilka dni później...

Gosia

Tydzień w pracy minął, ani nie wiadomo kiedy i nadszedł dzień balu. Impreza odbywała się w piątek, więc wzięłam sobie wolne, żebym mogła się spokojnie wyszykować. Byłam cwana i poprosiłam o dzień urlopu w dniu kiedy dowiedziałam się o nominacji.

Dlatego przede wszystkim w piątek się wyspałam, żeby móc tańczyć do białego rana, a potem poszłam do fryzjera i kosmetyczki. Zrobiłam siebie nowe, piękne paznokcie w czerwonym kolorze. Idealnie komponowały się z sukienką oraz kazałam sobie ułożyć włosy, na Jennifer Lopez, czyli gładkie, zaczesane do tyłu włosy i zgrabny koczek na szczycie głowy. Do tego makijaż z połyskującym złotym cieniem oraz moja cudowna halka i sukienka. Spoglądając na siebie w lustrze w toalecie hotelu w którym odbywał się bal byłam z siebie dumna.

Poprawiłam odrobinę szminkę, bo starła się kiedy piłam powitalnego szampana. To znaczy to nie był prawdziwy szampan, ale świetnie go imitował i bąbelki wchodziły do gardła i do głowy tak samo jak te francuskie. Wiem co mówię, piłam prawdziwego francuskiego szampana.

Wyszłam z toalety i podążyłam na sale, gdzie odbywał się bankiet. Wróciłam do swojego stolika gdzie rozmowy toczyły się dokładnie o tym, co przewidziałam. Praca, płaca i dyrektorska glaca. To ostatnie było tematem wieczoru, ponieważ prezes przyszedł na imprezę ogolony na łyso z idealnie wypolerowaną głową. Tak mu się błyszczała, że jak odbijało od niej światło to dosłownie ten odblask raził w oczy. Już wcześniej był łysiejący, ale teraz? Chyba ten rok inflacji i drożejącej paszy na rynkach światowych dały bidulkowi w kość. Raczej nie w kość, a w łysinę i stracił wszystkie włosy. Za to jego żona, miała włosy i to sporo, nawet zauważyłam mały meszek pod nosem, ale poza tym wyglądała na nienagannie. No i trzeba było przyznać, pomimo małych niedociągnięć, wyglądał pięknie.

Reszta towarzystwa przy stole to dyrektorzy i inni nominowani. Niestety nikogo nie lubiłam z tego towarzystwa, no może pana Andrzeja, który jak zawsze nie pił alkoholu, tylko popijał sobie grzecznie colę i wsłuchiwał się w bełkot pijanych współpracowników potakując im co jakiś czas.

Niestey nie widziałam nigdzie Janka, chociaż tak solennie obiecywał mi, że będzie. W zasadzie nie widziałam się z nim od tamtego czasu, kiedy nie przyjechal do mnie. Wymieniliśmy kilka wiaodmosci. Niektóre były bardziej pikantne inne mniej, ale nie mógł do mnie wpaść, bo praca, a po niej był zmęczony. Nie wiem czy mówił prawdę czy nie, ale nie zamierzałam w to wnikać.

Co ciekawe Roman też się do mnie nie odzywał i też go jeszcze nie było, za to jego ojciec był, ale na chwilę znikł z sali bankietowej, co akurat mnie cieszyło.

Zmielona ZbrodniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz