Sypialnia w ich domu była cichym i dość pustym miejscem, gdy cały parter zalewały tłumy przyjaciół z branży. W pokoju nie było nikogo, ponieważ Louis i Harry zdecydowanie nie pozwalali gościom panoszyć się po miejscu, gdzie chcieli czuć się bezpiecznie i mieć je tylko dla siebie. Dlatego takie było – z dala od rytmicznej muzyki, podekscytowanych wrzasków, głośnych śmiechów i pijackich bełkotów. Było tam przyjemnie, domowo i zdawałoby się, że nie czyhały tam na nich żadne zagrożenia.
Chłopak regularnie tam uciekał, zostawiając gości na kilka minut, by po chwili wrócić ze zdwojoną dawką energii, szerszymi źrenicami i cięższym oddechem. Jego policzki wciąż były zapadnięte, oczy podpuchnięte i okrążone ciemnymi sińcami, jednak uśmiech nie znikał z jego ust. Śmiał się prawie najgłośniej, tańcząc ile sił w stopach, gdy obok pojawiał się jego ukochany lub jeden z przyjaciół.
Czuł się szczęśliwy, gdy w jego żyłach płynęła nie tylko krew. Często pił alkohol, i choć wcale za nim nie przepadał, w towarzystwie nie odmawiał sobie kilku kieliszków wina lub szklaneczek whisky, które powodowało, że stawał się pijany naprawdę szybko. Zaczynał mówić od rzeczy, bełkocząc pod nosem, chichocząc w ramionach swojego chłopaka, lub przysypiał w rogu kanapy, mamrocząc zlepki sylab.
Jednak w ich świecie to było za mało.
Każdego dnia pracowali tak ciężko, jak tylko mogli. Nie przejmowali się swoim zmęczeniem, stanem zdrowia psychicznego i fizycznego. Chcieli zadowolić innych, zapominając w tym wszystkim o tym, do czego tak naprawdę dążyli. Choć była to praca marzeń, okazywała się być karkołomna i cholernie trudna, a oni przecież musieli wykorzystać swoją szansę.
Dlatego chłopak, wtedy dwudziestojednoletni, uśmiechnięty i pełen zapału do pracy, zaczął sięgać po kolejne używki. Alkohol nie był jedynie obowiązkiem każdej imprezy, a papieros dawno przestał być koleżeńską rozmową na balkonie. Nikotyna nie na długo mu starczyła, więc między jego wargami coraz częściej tkwił skręt, dając upragnione, jednak bardzo fałszywe, uczucie spokoju i relaksu.
Dopiero z czasem zaczął testować coś więcej. W sekrecie przed swoim chłopakiem – który choć nie był niewiniątkiem, to nigdy nie chciał, by jego ukochany uzależniał się od jakichkolwiek substancji, nawet, jeśli miał na myśli czarną kawę – kupował te twardsze narkotyki.
Heroina szybko stała się ulubieńcem. Długi rękaw zapewniał o tym, że ślady w zgięciu łokcia nie będą widoczne, choć z czasem decydował się na wbicie igły w udo, brzuch lub pośladek. Lubił jej działanie, gdy uczucie bólu znikało, jego mięśnie wiotczały, a on stawał się bardzo rozluźniony. Jego umysł się wyłączał i błogi spokój chociaż na chwilę pozwalał mu odpocząć. Narkotyk ten działał już w kilka sekund, więc nie potrzebował wiele wymówek, by po prostu sięgnąć po skrzętnie ukryte strzykawki i zadowolić się, gdy substancja topiła się na zwykłej, metalowej łyżce. Heroina uzależniła go od pierwszej dawki, więc nie minęło wiele czasu, gdy stała się niewystarczająca, nawet w podwojonej dawce.
Dlatego tuż przed Bożym Narodzeniem w jego dłoniach pojawił się mefedron. Choć działał podobnie do kokainy, był tańszy, a chłopak chciał jak najbardziej ukryć topniejące pieniądze na jego koncie bankowym. Niby miał prawo wydawać je tak, jak chciał, a po takim czasie swojej kariery nie brakowało mu od pierwszego do pierwszego, jednak sumy, jakie wydawał na narkotyki, były gigantyczne, więc chłopak robił wszystko, by na nich zaoszczędzić. By pozostały niezauważone.
Nie potrafił jednak ukryć, że lubił działanie mefedronu, gdy tylko pozwolił sobie wciągnąć kreskę w zaciszu łazienki. Co prawda swędział go później nos, a katar nie dawał spokoju, gdy jego podrażnione śluzówki próbowały się zregenerować, ale dla niego było warto.
CZYTASZ
Why you'd only call me when you're sad || Larry Stylinson
Fanfiction„Kto miłości nie zna, też żyje szczęśliwy, i noc ma spokojną, i dzień nietęskliwy" Louis i Harry byliby szczęśliwi, gdyby nie to, że wcale tacy nie byli. Daleko od siebie, gdy nie mogli ujrzeć swoich poplamionych łzami policzków, zaszklonych oczu i...