19. nie potrafię

154 28 6
                                    

– Boję się...

– Czego, skarbie? Mówili, że już jest dobrze... Widzimy się już za kilka dni.

– Boję się, że zawiodę... że sprawię, że i ty nie będziesz umiał być szczęśliwy. Nie chcę odbierać ci tego, co mi dajesz...

– Będę najszczęśliwszy na świecie, gdy znów będziesz obok mnie.

– Chciałbym... boję się tylko, że nie potrafię...

– Kocham cię. To wystarczy, by się udało.

Chłopak zawsze starał się mówić mu, że go kocha. Choćby leżeli na kanapie, zwinięci w stary kocyk, który na myśl przywodził im pierwszą wspólną podróż samolotem sprzed lat, i właściwie ze sobą nie rozmawiali – on musiał wtrącić, że go kocha, bo kochał i chciał, by jego promyk nadziei wiedział o tym codziennie od nowa.

Brak odpowiedzi z czasem przestał boleć tak bardzo. Chłopak czuł, że ukochany wciąż go kocha, jednak sam nie mówił tego na głos. Dziękował jedynie uśmiechem lub wtulał się w ciepłe ciało, starając się ukryć szloch gdzieś w ramieniu swojego chłopaka. Bo kochał, ale nie wiedział, czy powinien.

Jego ukochany był obok jedynie fizycznie – emocjonalnie przepadł, a za myślami nie nadążał. Jego twarz stawała się bledsza, bez wyrazu, jakby ktoś zdzierał z niej jakiekolwiek uczucia. Rumieńce pojawiały się rzadko, głównie od wypitego alkoholu lub mrozu. Uśmiech był sztuczny i nie sięgał już oczu. A same tęczówki straciły kolor, zamieniając się w matowe i puste spojrzenie, jakby ukochany nie był już człowiekiem.

Właściwie wcale się tak nie czuł – nie jak człowiek. Pracował na tak wysokich obrotach, jakby był robotem. Nie wolno mu było mówić tego, co by chciał. Nie wolno było iść za rękę z chłopakiem. Nie wolno było odpocząć, choćby był chory. Nie wolno było się spóźniać, opuścić dnia pracy, w której był przez kilkanaście godzin dziennie przez siedem dni w tygodniu. Prawie nie jadł, ledwo co pił. Chudł i się staczał. Tak nie powinien czuć się człowiek. Nikt nie traktował go tak, jakby człowiekiem naprawdę był.

Jedynie chłopak był dla ukochanego chwilą normalności. Jego silne ramiona, choćby wpadał w nie za drzwiami męskiej toalety, by nikt ich nie widział, koiły nerwy i dodawały sił. Jego dłonie, które znajdywały najkrótszą drogę do zapadniętych policzków, były jedynym ciepłem, jakie czuł. Jego słowa wsparcia i wyznania miłości jako jedyne ożywiały jego wyczerpane i zmarznięte serce.

Jednak one dawały zapomnienie, więc szybko stały się numerem jeden.

Szybko też go zgubiły.

Why you'd only call me when you're sad || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz