– Myślisz, że poradziłbym sobie sam?
– Oczywiście, kochanie. Jednak ty nie musisz być sam. Wokół jest mnóstwo osób, które cię kochają i chcą, żebyś był obok.
– Nie wierzę im. To nie jest szczerze...
– Mi też nie wierzysz?
– Ty nie możesz mnie już kochać.
– Dlaczego..?
– Nie zasługuję na to.
Zanim chłopak zdążył odpowiedzieć, że to nieprawda, w słuchawce rozległ się dźwięk skończonego połączenia.
Potem cisza i ból zalały jego ciało.
Kochał go właściwie od dnia, w którym się poznali. Od początku taki troskliwy, uroczy i dobry. Byli wtedy dziećmi, niedojrzałymi nastolatkami, którzy nie wiedzieli, na jakie tory pośle ich bezwzględny los. Jednak to nie przeszkadzało im, żeby przepaść dla swoich zauroczonych spojrzeń, drobnych gestów i pragnienia bliskości.
Każdego dnia upewniali się w tym, że ich uczucie rośnie. Pierwsze randki były spokojne, pełne rozmów, by mogli się jeszcze lepiej poznać. Chodzili ze splątanymi dłońmi, dzielili mnóstwo uścisków i niewinnych pocałunków, które na początku zostawiali jedynie na swoich policzkach i w kącikach ust.
Gdy wyjechali z nowymi przyjaciółmi, by pod okiem opiekunów szlifować swoje talenty, byli prawie nierozłączni. Choć nie wolno im było przesadnie okazywać sobie bliskość, nie potrafili się temu podporządkować. W każdej wolnej chwili łapali swoje dłonie, splatając ciasno palce, lub cmokali niespiesznie swoje wargi, policzki czy skronie. Nikt nie zdawał się interesować ich spokojnie zacieśniającą się relacją, więc czuli się z tym bezpiecznie.
Jednak nadszedł dzień, który wszystko zniszczył, i choć część nie wiedziała, nie wierzyła lub wierzyć nie chciała, ich związek musiał stać się słodką tajemnicą, z którą musieli z bólem mierzyć się każdego dnia.
Wprawdzie cały czas zapewniali się w swoich uczuciach, ale czuli się z tym całkiem inaczej.
I wtedy zaczęły się zmiany. Nieodwracalne zmiany.
CZYTASZ
Why you'd only call me when you're sad || Larry Stylinson
Fanfiction„Kto miłości nie zna, też żyje szczęśliwy, i noc ma spokojną, i dzień nietęskliwy" Louis i Harry byliby szczęśliwi, gdyby nie to, że wcale tacy nie byli. Daleko od siebie, gdy nie mogli ujrzeć swoich poplamionych łzami policzków, zaszklonych oczu i...