Gdy się budzisz, twoje kończyny są niemal martwe. Całą energia z wczoraj wyparowuje, zostaje tylko pragnienie, by znowu go zobaczyć.
I pewnie nawet poszłabyś do niego. Znalazłabyś wśród kadetów i nie zważając na to, kto patrzy, przycisgneła do ciebie.
Ale Mikasa wyciąga cie z łóżka, Sasha każę iść na śniadanie. Robisz te czynności po kolei, aż ten pomysł wylatuje ci z głowy. Wytrzymasz, myślisz sobie.
Jecie szybkie jajka, przygotowujecie konie. Klepiesz H/N po grzbiecie i przytulasz ją mocno. Zdajesz sobie sprawę, że to będzie twój jedyny prezent od Levia.
Kurtkę zostawiasz w przedpokoju. Chyba masz atak paniki. Zamykasz się w łazience, a gdy w końcu udaje ci się zapanować nad oddechem, zdejmujesz ubranie z siebie i wieszasz je na krześle.
Ból wypełnia twoją klatkę piersiową. Przykładasz dwa palce do ust i dotykasz nimi materiału. Dajesz sobie dobrą minutę, a potem wychodzisz.
Na dziedzińcu panuje zgiełk. Kadeci żegnają się ze sobą, niektórzy płaczą, niektórzy szczęśliwie wymachuję rękami. Dowódcy próbują ustawić was w jednostajnym szyku. Dwie grupy zbierają się naprzeciwko siebie.
Żegnasz się z Mikasą skinieniem głowy. Eren surowo ściska twoją rękę, Jean uśmiecha się niepewnie.
Do Trostu docieracie piechotą. Żołnierze śpiewają pijacką pieśń na część wolności. "Dedykujcie twoje serca", krzyczą raz za razem. Z tego cytatu słynął Erwin. Levi ci o tym opowiadał.
Przy bramie tłoczy się wielu ludzi. Matki przyciskają swoje dzieci do piersi, ojcowie patrzą na was surowym wzrokiem. Jakiś dzieciak wybiega przed szereg i patrzy na ciebie.
Ignorujes bachora.
Ludzie modlą się za was. Salutujesz, Hange Mówi ostatnią mowę przed wyruszeniem za mury. Zaciskasz zęby i patrzysz w górę, na ciemne, ciemne niebo.
A potem czujesz uścisk na ramieniu.
***
Levi Ackerman był człowiekiem wyhartowanym przez świat.
Zbyt wiele w życiu widział, by pozwolić emocjom wypłynąć na jego twarz. Egzystencja była jak gra w pokera - wujek Kenny mówił mu, jak trzymać mięśnie twarzy w ryzach, jak zaciskać zęby, by nikt nie rozpoznał twojej rozpaczy.
Tego dnia prawie się złamał. Jego brwi zmarszczyły się w konsternacji, oddech opuścił jego płuca i oto poczuł coś - coś potwornie mocnego, rozsadzającą jego klatkę piersiową.
Stracił wielu ludzi. Poświęcił życia swoich własnych przyjaciół dla dobra sprawy, przetrwał każdy trudny moment i każdą śmierć. Po raz pierwszy od dawna zastanawiał się, czy aby na pewno da sobie radę z tą jedną stratą.
Gdy zatrzymują się przed bramą, zaciska pięści. Nikt go nie zaczepia, rozemocjonowane dzieciaki mahają w jego stronę. Prycha pod nosem i ucieka od wścipskich spojrzeń.
Kadeci przepychają się przed siebie. Levi wzrokiem próbując znaleźć Hange. Przystaje na chwilę by się rozejrzeć.
Po prawej jakaś dziewczyna krzyczy na drugiego kadeta. W dłoniach trzyma amulet, kolejne świecidełko mające oznaczać coś głębokiego. Prawdopodobnie dostała je od wiwatujących ludzi.
- Nie rozumiesz! Nie ma czegoś takiego jak później. Nie ma! -
Dziewczyna bije chłopaka w pierś. Levi przewraca oczami. Kolejna idiotka, która myśli że zjadła wszystkie rozumy. Mężczyzna chce odejść, gdy słyszy kolejne zdanie wykrzyknięte przez blondynkę.
- Możemy być martwi jutro, więc zrób coś z tym! -
Kapitan obraca się na pięcie. Dziewczynie chodzi o rozerwany rombek spódnicy. Krzyczy na przyjaciela i każę mu znaleźć coś, w co mogłaby się przebrać. Chłopak tłumaczy mu, że jest już za późno.
Levia jednak nie obchodzi to, jak płytkie okazują się być te słowa. Przepycha się przez ludzi, zdziwieni kadeci ustępują mu drogi i szepczą coś między sobą.
Czuje te desperacja pod skórą. Rozgląda się niespokojnie, a każda sekunda zdaje się trwać wieczność. Przygląda się twarzom, strojom, przysłuchuje się głosom. Rozpoznałby ją wszędzie. Gdzie ona jest?
- Dedykujcie swoje serca! -
Krzyczy Hange. Stoi na skrzynce, by wszyscy lepiej ją widzieli. Brama zaczyna się otwierać, niektórzy wsiadają na konie.
Jego serce niemal wypada mu z piersi, gdy w końcu ją dostrzega. Włosy opadają jej na twarz, oczy ma podniesione do góry, tak jak zawsze, gdy próbowała coś udowodnić. Widzi, jak obraca głowę, jak jej klatka piersiowa unosi się i opada.
Y/N. Nie jest w stanie wypowiedzieć jej imienia. Ogranicza się do zrobienia kilka kroków w przód, do dotknięcia jej ramienia. To wystarczy, by dziewczyna popatrzyła na niego i natychmiastowo zbladła.
Patrzą sobie w oczy. Levi panikuje, ślina zasycha mu w gardle, zaczyna myśleć, czy ludzie go obserwują. Zaciska dłoń na jej przedramieniu, bo nie chce jej puszczać, bo potrzebuje jeszcze trochę czasu.
Otwiera usta. Od czego zacząć? Bo ma tak wiele do powiedzenia. Ta dziewczyna podarowała mu więcej niż przetrwanie.
Dała mu przespaną noc.
Dała mu odwagę, by upić się razem z innymi dowódcami.
Dała mu cały dzień bez myślenia o zmarłych, bez wyżucania sobie każdej pomyłki jaką popełnił.
Oto Y/N Y/S. Zrobiłby dla niej wszystko.
Słychać rżenie koni i krzyki. Dziewczyna wykonuje niepewny ruch ręką, lekki, ale zauważalny. Levi zdejmuję dłoń z jej ramienia.
- Y/N, no dalej! -
Krzyczy jakiś idiota. Dziewczyna jest w szoku, ale szybko otrząsa się i wsiada na konia. Krzyczy coś na innych kadetów i zbiera ich w jedną grupę.
Mężczyzna obserwuje, jak odjeżdża w stronę horyzontu. Włosy ma upięte, tak jak jej pokazywał. Jej koszula jest idealnie czysta i ma nową kurtkę.
Levi obraca się na pięcie i odchodzi. Poprawia siodło i wsiada na swojego konia, krzyczy coś do swoich ludzi. Obojętny wyraz wraca na jego twarz, mężczyzna łapie za wodze i pociąga.
I oto Levi Ackerman przekracza mury, z chorą nadzieją w sercu.
𓍊𓋼𓍊𖡼.𖤣𖥧𖡼.𖤣𖥧𓋼𓍊𓋼
Heheh
love <3
CZYTASZ
call me captain // attack on titan (LEVI x READER)
FanfictionKażdy w życiu ma jakiś sposób na przetrwanie. Jednych kieruje ciekawość do zewnętrznego świata, drugich nienawiść do besti jakimi są tytani. Y/N zawsze pchała do przodu miłość. Jej strategia była więc prosta - zakochiwała się. Żyła specjalnie dla os...