Następne tygodnie nie należą do najłatwiejszych. Rano budzą cię promienie słońca. Od leżenia na trawie bolą cię mięśnie, a oczy coraz mocniej kleją się od nieprzespanych nocy.
Każdego wieczora Kapitan Levi wzywa cię do namiotu, w którym do późnych godzin czysczycie zapasy broni. W ciągu dnia razem z Arminem poddają się planowaniu - wtedy masz dużo czasu na trening i spanie.
Wielu rekrutów patrzy na ciebie ze strachem, jak i respektem. Starasz się do nich nie przywiązywać, ale jedna dziewczyna przyciąga twoją uwage. Ma na imię Mayumi, na plecy opadają jej czarne włosy zaplecione w warkocz. Po jej policzkach przebiega szlak utworzony z piegów.
Przypomina ci samą siebie. Rozmawiacie zbyt często. Ona niedługo umrze, powtarzasz sobie. Ale jest piękna i taka bystra - opowiada ci o swoim rodzinnym domu w Jinae, starszym bracie który wyruszył na wojnę i już z niej nie powrócił. Kiedy jej słuchasz, czujesz dreszcz przechodzący ci po plecach.
Po tygodniu Sasha stwierdza, że połowa zapasów jedzenia została wyczerpana. Od tego czasu naprawdę zaczynacie uważać na dawkowanie posiłków i coraz częściej musisz odmawiać sobie kolacji.
Ludzie chodzą smutni i przestraszeni, ale i napełnieni determinacją. Kadeci zamiast bezczynnie siedzieć, przeznaczają czas na dodatkowe treningi. Coraz częściej wynikają bójki, a Kapitan Levi nie szczędzi kopniaków.
Tego wieczora wybierasz się do lasu z nożem w ręku. Zawsze chodziłaś wszędzie uzbrojona, nawet do łazienki.
Przedzierając się przez gałęzie, kątem oka zauważasz ruch. Zamierasz.
Od razu rozpoznajesz biały kształt - to królik. Patrzy na ciebie ufnie, marszcząc różowy nosek. Sięgasz do swojego paska.
- Patrzcie co przyniosłam! -
Krzyczysz pół godziny później, na plecach niosąc tobołek zawinięty w kurtkę. Wszyscy wiwatują. Sasha uśmiecha się szeroko i odbiera od ciebie pakunek. Mayumi patrzy na ciebie z wyrzutem. Oczy Levia błyszczą.
Po zmroku jak zawsze zbieracie się przy ognisku. Mięsa jest dosyć mało, dzielicie je na małe kawałki i śmiejecie się głośno. Jest dobrze.
Robi się zupełnie ciemno. Rekruci kładą się do łóżek, choć wielu zostaje aby dokończyć wcześniej zaczęte rozmowy. Jak zwykle o tej porze kierujesz się do głównego namiotu.
Nikogo nie ma. Czekając na Levia napełniasz wiadro wodą z rzeki nieopodal. Gdy wracasz, jest już w środku.
Bez słowa stawiasz naczynie na ziemi i sięgasz po skrzynkę z bronią. Z zewnątrz dobiegają głosy kadetów, którzy kończą rozmowy przy ognisku.
- Mocno ich to rozruszyło. -
Mruczysz pod nosem. Kapitan potakuje.
- Jutro też upolujesz coś do jedzenia.
- Jasne, taki mam plan. -
Levi prycha.
-To był rozkaz, nie pytanie. -
Odkładasz na bok rękojeść jednego z ostrzy. Mężczyzna ogląda je pod światło.
- Zostawiłaś plamę. -
Stwierdza.
- Gdzie? -
- Tutaj. -
Pokazuje miejsce czubkiem palca.
- Nie widzę. -
- Więc chyba nie wiesz co to brud. -
Przeciera rękojeść i odkłada ją na bok. Wpatrujesz się w niego z niedowierzaniem.
- Jasne, że wiem co to brud. Mieszkałam w Jinaee.
- Nie o taki brud chodzi. -
- Więc o jaki? -
Nie odpowiada. Zaciskasz pięści i wracasz do czyszczenia broni. Mija chwila, zanim znów się odezwiesz.
- Podziemia w Sinie. Chodziło I podziemia w Sinie? -
Mężczyzna milczy przez chwilę.
- Tak. -
Kiwasz głową ze zrozumieniem.
Wpatrujesz się w swoje oblicze w stalowym ostrzu.
- Byłam tam kiedyś. -
Rzucasz niepewnie.
-Mają tam dobrą ochronę. Jak się wydostałeś? -
Długa historia.
- Mamy dużo czasu. -
Levi wdycha niechętnie.
- Jeśli ci powiem, przestaniesz mówić?
Zagryzasz wargę.
- Okej. Ale to tylko za nakarmienie moich rekrutów. -
Cedzi przez zęby.
- Jasne. -
Odpowiadasz cicho. Na dworze wciąż słychać ich śmiech.
𓍊𓋼𓍊𖡼.𖤣𖥧𖡼.𖤣𖥧𓋼𓍊𓋼
CZYTASZ
call me captain // attack on titan (LEVI x READER)
FanficKażdy w życiu ma jakiś sposób na przetrwanie. Jednych kieruje ciekawość do zewnętrznego świata, drugich nienawiść do besti jakimi są tytani. Y/N zawsze pchała do przodu miłość. Jej strategia była więc prosta - zakochiwała się. Żyła specjalnie dla os...