v. wdzięczność

974 75 40
                                    

     Wyczerpany mężczyzna siedział na metalowym krzesełku tuż obok więziennej pryczy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

     Wyczerpany mężczyzna siedział na metalowym krzesełku tuż obok więziennej pryczy. Jego zoraną zmarszczkami twarz, będącą dowodem wielu ciężkich przeżyć, jakich przyszło mu doświadczyć podczas jego czterdziesto dwu letniego życia, okalały dowody nieprzespanych nocy, pełnych ciągłego zamartwiania się i niepokoju. 

     Piwne, podkrążone oczy, nawet na moment nie schodziły z sylwetki leżącej na pryczy dziewczyny. Jej blada twarz prezentowała się niemal obco, bez towarzyszących jej zazwyczaj rumieńców, a John zdał sobie sprawę, że tęsknił za widokiem jej pełnych życia i podekscytowania, zielonych oczu. 

     Do celi, w której leżała Riley, wpadało blade światło zajmującego właśnie miejsce na niebie księżyca. W pomieszczeniu panowała dobijająca cisza, jeśli nie liczyć metalicznych dźwięków broni rozkładanej przez Carla na korytarzu piętro niżej. 

     Mimo ogarniającego go powoli zmęczenia, nie zamierzał jej opuścić. Czuwał nad młodszą przyjaciółką, odkładając swoje własne potrzeby na bok. Wierzył, że musi przy niej być, bez względu na to, jak bardzo jego organizm był już zmęczony. Starał się przekonywać samego siebie, że lada chwila na pewno znów usłyszy jej wesoły ton. Cisza jeszcze nigdy nie przeszkadzała mu aż tak bardzo, jak w tamtym momencie. 

     Szatyn oparł się wygodniej o oparcie krzesła, wzdychając ciężko. Przeniósł zmęczony wzrok na korytarz; przez zakurzone, brudne okna, do środka wpadało jasne światło księżyca. Zacisnął mocniej dłonie na oparciu i przymknął na moment powieki.

     — Wróć już do nas, Ri... — szepnął słabo, obserwując zbolałym wzrokiem jej bladą, miejscami siną twarz. — Nie mogę patrzeć, jak nikniesz mi w oczach. Potrzebujemy cię...

     Przekrwione białka mężczyzny zniknęły pod zapuchniętymi powiekami. Odchylił lekko do tyłu głowę, czując jak zmęczenie zbyt mocno daje się we znaki. W momencie, w którym płytki sen powoli ograniczał jego zazwyczaj wyostrzone zmysły, do uszu mężczyzny dotarł dźwięk stłumionego jęku bólu. Poderwał energicznie głowę ku leżącej na pryczy dziewczyny; podpierała się z trudem na łokciach, patrząc na niego zdezorientowana spod zmrużonych lekko powiek. 

     — John..?

     Zerwał się gwałtownie na nogi, przewracając tym samym metalowe krzesło. Złapał ją mocno za ramiona i bez zastanowienia przytulił do siebie jej słabe ciało.

     — Chryste, wreszcie się obudziłaś! — wydusił w jej ramię, ściskając dziewczynę, jakby bał się, że ta zaraz po prostu rozpłynie się w powietrzu. — Wiedziałem, ze się zbudzisz, po prostu wiedziałem...

     Uśmiechała się do niego słabo, zdezorientowana całą sytuacją. Nie rozumiała jego łamiącego się tonu, ani przygnębienia na twarzy. Spróbowała wyswobodzić się z jego uścisku i usiąść na łóżku, ale John nacisnął wtedy na jej ramiona, z powrotem kładąc ją na twardym materacu.

𝐅𝐈𝐑𝐄𝐒𝐓𝐀𝐑𝐓𝐄𝐑━━ᴅᴀʀʏʟ ᴅɪxᴏɴOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz