viii. andrea

763 68 23
                                    

     Dług wdzięczności cały czas rośnie.

     Gapiła się w twarz myśliwego jak zahipnotyzowana, nie będąc pewną, czy ten naprawdę przed nią stoi, czy też jej mózg postanowił jednak sobie z niej znów zażartować. Bądź co bądź, halucynacje nie były dla niej obcym tematem - a już zwłaszcza w okolicznościach zagrażających życiu. 

     Uświadomiła sobie jednak, że Daryl Dixon naprawdę powrócił do więzienia i właśnie po raz kolejny uratował jej życie, czując mocny uścisk jego dłoni na swoich ramionach. Po tym jak podniósł ją z ziemi jakby nie ważyła nic i postawił na nogi, jeszcze przez chwilę ściskał jej przedramiona z obawy, że dziewczyna znów wyrżnie w ziemię. 

     — Daryl — udało jej się z siebie wreszcze wykrzesać, tonem odpowiadającym szoku, który wciąż wykwitał na jej twarzy. — Wróciłeś

     Pokiwał lekko, wydając z siebie ciche mruknięcie na potwierdzenie jej słów. Jego twarz nagle pociemniałą, a brwi zmarszczyły się, gdy spojrzenie Daryla wylądowało na zakrwawionej dłoni dziewczyny. Złapał ją za nadgarstek i uniósł jej rękę, by ocenić obrażenie. Przez jego oczy przebiegł cień niepokoju, gdy dostrzegł rozerwaną skórę na wierzchu jej dłoni.

     — Dopadli cię? — wychrypiał, na krótki moment pozwalając, by obojętność na twarzy zastąpiona została głębokim zmartwieniem. 

     — To tylko zając — machnęła drugą ręką obojętnie, szybko tłumacząc pojawienie się tej rany. — Dziabnął mnie, zanim udało mi się go zabić.  

     Daryl cofnął nieco głowę i zmrużył lekko oczy, przyglądając się Riley tak, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu. Następnie bez słowa wyłowił z kieszeni kawałek jakiegoś rozerwanego materiału i przykrył nim dłoń dziewczyny, związując ostrożnie dwa końce po wewnętrznej stronie jej ręki. Puścił jej nadgarstek i podniósł na nią wzrok.

     — Trzymaj się blisko — powiedział, patrząc na nią przez chwilę, a później przenosząc wzrok na ziemię. Przez krótki moment rozglądał się po trawie, aż wreszcie nachylił nad nią i podniósł jakiś przedmiot. Riley, wciąż wpatrująca się w niego jak w obrazek, nawet nie zareagowała gdy wcisnął jej do dłoni zgubiony przez nią wcześniej nóż. 

    Gardłowe dźwięki wydawane przez nieumarłych sprowadziły ją do rzeczywistości i sprawiły, że wreszcie oderwała wzrok od Daryla. Przecież wciąż znajdowali się w samym środku walki! Wyrwała się z chwilowego otępienia i zbliżyła do Dixona, trzymając swój nóż w pogotowiu.

     Daryl uniósł niespodziewanie kuszę i wycelował ją w miejsce, w którym dziewczyna stała jeszcze chwilę temu. Maszerujący prosto na ich dwójkę zainfekowany został jednak niespodziewanie powalony na ziemię przez kogoś, kto zaczaił się na niego od tyłu. Riley otworzyła w zdziwieniu usta na widok zmiażdżonej głowy zainfekowanego, a także postaci, która okazała się być jego katem.

     — Merle — wykrztusiła w szoku, spotykając spojrzeniem jego zmrużone oczy i krzywy uśmieszek. Podpierał się pod boki, wyraźnie dumny z załatwienia tego szwendacza. Jego prawe ramię zakończone było przygotowaną w domowych warunkach protezą. 

     — Doktorku! — mężczyzna rozłożył szeroko ramiona, rechocząc głośno na widok znajomej twarzy. — Kopę lat! Chodź no, niech cię wyściskam! 

     — Musimy stąd wiać — fuknął pod nosem Daryl, łapiąc delikatnie za przedramię Riley i ciągnąc ją za swoje plecy. — Potem się przywitacie.

     — Nie denerwuj się, braciszku. — zaśmiał się Merle, rozglądając za swoją kolejną ofiarą. Posłał Darylowi złośliwy uśmiech i ruszył w stronę zbliżającego się zainfekowanego. — Złość piękności szkodzi. Chociaż z tobą już chyba gorzej być nie może!

𝐅𝐈𝐑𝐄𝐒𝐓𝐀𝐑𝐓𝐄𝐑━━ᴅᴀʀʏʟ ᴅɪxᴏɴOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz