ii. blok c

881 66 16
                                    

     Wybuch apokalipsy sprawił, że ludzie z o wiele większym sentymentem podchodzili do rzeczy, które jeszcze kiedyś odgrywały w ich życiu zupełnie normalną, niemal niezauważalną rolę. Rzeczy, których obecność była tak oczywistym faktem, że niektórzy nie dostrzegali jak istotną funkcję tak naprawdę pełnią. Rzeczy, których znaczenie mogło mieć kluczowy wpływ na przetrwanie.

     Rzeczy takie jak ogrodzenie.

     Pierwsza noc na terenie więzienia nie należała do najspokojniejszych, przynajmniej nie dla wszystkich członków grupy. Rick okrążył oczyszczony jak na razie teren conajmniej pięć razy, tak jakby obawiał się, że w siatce oddzielającej grupę od zainfekowanych nagle pojawi się jakaś dziura. Jego obawy były rzecz jasna całkowicie uzasadnione, jeśli wziąć pod uwagę to, przez co grupa przeszła w ciągu ostatnich miesięcy. Sen Johna również był raczej płytki, a sam mężczyzna zdawał się być non stop w stanie gotowości, na wypadek gdyby konieczna była reakcja. 

     Sytuacja podobnie prezentowała się w przypadku Daryla. Myśliwy wybrał sobie punkt obserwacyjny na przewróconym przy bramie autobusie i to właśnie tam spędził większość wieczoru i nocy, patrolując relatywnie pusty od zarażonych teren przed więzieniem. Nie schodził ze swojego posterunku, rezygnując tym samym z towarzystwa reszty grupy przy ognisku, choć sporadycznie posyłał w ich stronę kontrolne spojrzenia.

     Nieświadomy tego, że ktoś stamtąd zerkał kontrolnie również na niego

     Riley siedziała między Glennem a Johnem, skubiąc kawałek upolowanej przez myśliwego wiewiórki i starając się zwalczyć napierający na nią sen. Słuchała jednym uchem toczących się rozmów, chociaż zmęczenie jakie odczuwała było zbyt silne, żeby wyciągnąć z nich jakiekolwiek logiczne wnioski czy dodać coś od siebie. Już bardzo dawno nie czuła tego rodzaju zmęczenia. Tego niezmąconego możliwością nagłego ataku, czy koniecznością zebrania się w ciągu dosłownie kilkunastu sekund aby umknąć przed zbliżającą się, niezauważoną hordą. Choć nad jej grupą wciąż wisiało widmo niebezpieczeństwa czyhającego wewnątrz więzienia, Riley czuła, że po raz pierwszy od bardzo dawna może odetchnąć pełną piersią. 

     Nie była jednak pewna, czy to samo można było powiedzieć o innych.

     Dystans między Darylem a grupą był czymś, co każdy zdążył zauważyć już dawno i do czego wszyscy w mniejszym lub większym stopniu już przywykli. W przypadku Riley spostrzeżenie to towarzyszyło jej niemal od samego początku ich znajomości. Daryl zawsze był z boku. Unikał przebywania zbyt długo w jednym miejscu, z za dużą liczbą osób, zbyt blisko innych. Preferował swoje własne towarzystwo ponad wszystko inne. A przynajmniej takie sprawiał wrażenie.

     Riley wielokrotnie zastanawiała się z czego to właściwie wynikało. Czy taką miał po prostu naturę? Nie przepadał za otaczaniem się ludźmi z ich grupy? A może po prostu wolał spędzać czas z samym sobą?

     Nie odważyłaby się rzecz jasna spytać go o to wprost, uważając, że w ten sposób naruszyłaby jego prywatność i sprawiła, że neutralny grunt jaki wytworzył się między nimi w ostatnich miesiącach zostałby zastąpiony awersją. Sam fakt, że Dixon zaczął tolerować ją i jej towarzystwo było czymś, co Riley uważała za niemały cud. Nie chciała więc w żaden sposób tego zepsuć. A jeśli wiedziała o Darylu cokolwiek, to na pewno to, że nie lubił mówić o sobie. 

     Dlatego pozostało jej jedynie zerkać na jego oddaloną sylwetkę co jakiś czas, walcząc jednocześnie z ogarniającym ją snem i obgryzając upieczone nad ogniskiem mięso. Przez głowę przechodziło jej wiele myśli, począwszy od tego, czy ogrodzenie aby na pewno jest na tyle wytrzymałe by powstrzymać koczujące w okolicy stada szwendaczy, aż po kwestię dostarczenia do organizmu odpowiedniej ilości snu. Podsłyszała wcześniej rozmowę Johna i Ricka, którzy rozplanowywali kolejne warty na tę noc. Nie mogli pozwolić sobie jeszcze na całkowite opuszczenie gardy, toteż koniecznym było pilnowanie otoczenia. 

𝐅𝐈𝐑𝐄𝐒𝐓𝐀𝐑𝐓𝐄𝐑━━ᴅᴀʀʏʟ ᴅɪxᴏɴOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz