— Wygląda znajomo, co?
Riley podparła się pod boki, kiwając z wolna głową na spostrzeżenie swojej przyjaciółki. Lekko zmrużone oczy taksowały otoczenie, próbując już na pierwszy rzut znaleźć przedmioty, które okazałyby się dla grupy przydatne na dłuższą metę. Piekący oczy odór zgniłego mięsa sprawiał jednak, że zadanie to okazało się wyjątkowo trudne.
A przez chwilę sądziła, że zdążyła uodpornić się już na ten zapach...
Skrzydło szpitalne tej częsci więzienia stało otworem przed dwoma kobietami, które niegdyś spędzały większość swoich dni między ścianami szpitala. Sektor ten, który okazał się być po prostu dwoma połączonymi ze sobą sporymi salami, prezentował się w znacznie gorszym stanie niż blok mieszkalny, który grupa obecnie zajmowała. Zgniłozielone kozetki pokryte były wnętrznościami kogoś, kto leżał pod ścianą z dziurą w głowie, po podłodze walało się roztrzaskane szkło i pobrudzone fragmenty bandaży, a szklane gabloty w większości świeciły pustkami.
— Ktoś tu chyba przed nami już był — stwierdziła Riley, wchodząc wgłąb pomieszczenia z latarką w dłoni. Fragmenty szkła chrzęszczały pod jej butami, a brudne podeszwy już wkrótce zostawiały za sobą czerwone odciski po rozlanej na posadzce krwi. Riley skrzywiła się, na moment zawieszając wzrok na trupie przy ścianie. Biorąc pod uwagę jego kitel i plakietkę z nazwiskiem, wywnioskować mogła, iż był on więziennym medykiem.
— Albo więźniowie rozpieprzyli to miejsce — brunetka zasugerowała, przechodząc ostrożnie przez pomieszczenie. — Kto wie. Może poza tymi dwoma, którzy żyją w bloku obok, byli też tu inni ocaleli?
Od pamiętnych wydarzeń w dniu, w którym Hershel stracił swoją nogę, minęły już całe trzy doby. Czas ten poświęcony był ciężkiej pracy i organizowaniu bloku na strefę mieszkalną. Ciała zmarłych z oczyszczonego sektora palone były na polanie przed więzieniem, a dzięki zabezpieczeniu przejścia do kolejnych sektorów żaden z zainfekowanych nie mógł dostać się do środka.
Hershel wybudził się niedługo po tym, jak grupa oczyszczająca blok dla więźniów powróciła ze swojego zadania. Staruszek wciąż był mocno osłabiony, powoli jednak przyzwyczajał się do nowej sytuacji i konieczności nauczenia się życia bez jednej kończyny. Najważniejsze jednak było, że przeżył ten wypadek i nic nie wskazywało na to, że jego stan miałby się pogorszyć.
Z czwórki więźniów odnalezionych na stołówce pozostała dwójka - John nie wdawał się w szczegóły, gdy Riley zapytała go o przebieg oczyszczania ich bloku, ale policjant wyjawił jej, że dwóch z nich spróbowało w bardzo głupi sposób zaszkodzić ich grupie. Kobieta miała wyłącznie nadzieję, że pozostała dwójka okaże się być mądrzejsza i nie wpadnie na podobnie głupie pomysły.
— Jeśli rzeczywiście ktoś tu już był, to miał zdecydowanie mniej szczęścia niż tamci dwaj więźniowie — mruknęła Riley pod nosem, dostrzegając w drugim pomieszczeniu kolejne leżące trupy, tym razem odziane w więzienne kombinezony. Kobieta ścisnęła mocniej rękojeść noża i wykonała w stronę drugiej sali kilka powolnych kroków. Choć skrzydło szpitalne ogarnięte było względną ciszą, lepiej było upewnić się, czy za rogiem nie czai się jakiś sztywny.
Przekroczyła ostrożnie próg pomieszczenia, badając oświetlone słabym strumieniem latarki fragmenty sali. Po szybkim otaksowaniu pokoju doszła do wniosku, że tu mogą znaleźć o wiele więcej zapasów. Odnalazła wzrokiem kilka walających się na ziemi ciał, a następnie podniosła oczy na przeciwległą ścianę. Mimowolnie uśmiechnęła się z triumfem na widok rozciągającego się na długość całej ściany rzędu szafek, których potencjalna zawartość mogła się bardzo przydać jej grupie.