rozdział dwudziesty [18+]

862 36 4
                                    

Intensywny zapach słonecznego miodu i leśnego piżma wylewał się przez cienkie drzwi pomieszczenia, sprawiając, iż ciężki dreszcz przebiegał łakomie po gładkich pleckach chłopca. Powietrze było tak mocno wypełnione podnieceniem i frustracją, iż jego umysł stał się niemal otępiałym i chwilowo nieobecnym.

Z zachowaniem niezwykłej powolności uniósł dłoń w kierunku drewnianej powierzchni, pozwalając, by dwukrotnie opadła ze stukotem na twardą strukturę. Jęk, który dobiegł z wnętrza pomieszczenia, nie wydał się jednak zapraszającym. Oscylował raczej w granicach zniekształconego warkotu wrogości, a nieuprzejmych słow, jednakże Wooyoung nie potrzebował specjalnego zaproszenia.

Powoli pchnął drzwi, jednakże cały jego progres cofnął się wraz z krokiem, gdy uderzyła w niego kolejna fala intensywnego zapachu, sprawiając, iż poczuł się niemal wątły na swych niestabilnych kończynach. Jego ciało wyczuwając napięcie wiszące w powietrzu, stało się automatycznie naturalnie ciepłe, rozgrzewając się jak przed kilkoma dniami, a chłopiec wiedział, iż i jego woń dotarła do wrażliwego w te dni nosa Alfy.

-Wooyoung - Głos Sana był wyczerpany i boleśnie szorstki - Wyjdź - Wychapał groźnie, niemal zmuszając szczeniaka do uległości.

Chłopiec jednak nie chciał się poddać, pomimo protestu drugiego mężczyzny. Mimo całej nieprzytomnej sytuacji wiedział, iż brunet walczy ze swym instynktem, a dogorywającym umysłem, tak jak on robił to niedługo przed nim. Lecz San robił to z troski o niego, a nie z własnego przerażenia, czy nie chęci. To sprawiało, iż młode serduszko zaciskało się w szczupłej piersi.

-Nie - Odpowiedział z dozą nieposłuszeństwa, stawiając niepewny krok do wnętrz izby.

Zapach był niemal zbyt mocny, sprawiając, iż kręcił nosem, a jego ciało stało się niemal wiotkie pod naporem. Jednakże dopiero kolejny krok uświadomił go, jak wielki błąd popełnił.

San leżał na boku, skulony nieco w cierpieniu agonii. Jego napięte mięśnie połyskiwały od grubych kropel potu osiadłych na zupełnie nagim ciele. Włosy, przyklejały się do skroni od nagromadzonej wilgoci, niewygodnie opadając na wpół przymknięte, szkarłatne oczy. Ostro czerwone i niekiedy nawet poranione od częstego przygryzania z frustracji usta, rozchyliły się niemal eterycznie, ukazując pierwszy rząd jasnych zębów.

Podążając dalej spojrzeniem, Wooyoung zadrżał na widok wyćwiczonych mięśni, zajmujących niemal każdy obszar ciała Alfy. Wiedział w głębi duszy, iż mężczyzna jest pokaźnej budowy, jednakże nigdy nie widział go tak odsłoniętego... tak bezbronnego w swym bólu. Chłopiec pragnął dotknąć tych mięśni. Zakosztować ich twardej struktury, muskając je własnymi zębami...

Był gotów upaść w przeciągu kilku kolejnych sekund. Męskość Sana była tak duża, prezentując się niemal nierealnie pomiędzy żylastą dłonią a nogami tęgimi od kolejnych par mięśni. Chłopiec musiał odchrząknąć, by cokolwiek powiedzieć.

-Ja... chcę ci pomóc - Zadeklarował, jasno dając do zrozumienia Alfie swe intencje przybycia. Był niemal przekonany, iż widzi, jak mężczyzna otwiera nieco szerzej swe zmęczone oczy, lecz po kilku kolejnych sekundach znów skręca się z bólu, jęcząc przy tym niemiłosiernie.

Wooyoung nie szczędząc słowa, ruszył do przodu, zbliżając się do pogranicza łoża. San musiał wdrapać się na nie, po jego odejściu, jednakże każde futro, które niegdyś zwycięsko zalegało na płaszczyźnie, zostało zrzucone, pozostawiając miejsc zaledwie kilku lnianym przedmiotom, by nie stworzyć powierzchni zbyt twardej. Pomiędzy nieznanymi materiałami chłopiec dostrzegł dwie pary jego własnych, wciąż brudnych, lecz pełnych zapachu.

-Odejź - Wymamrotał mężczyzna, powoli i boleśnie odwracając się na drugą stronę łoża.

Plecy Alfy były pełne blizn w przeciwieństwie do niemal nieskażonej klatki piersiowej. Liczne długie i grube cięcia, już dawno zrosły się pod wpływem dni, pozostawiając po sobie zaledwie widmo bólu i okrutny znak.

Son of war // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz