rozdział pięćdziesiąty piąty

303 15 10
                                    

Powolne ruchy sprawiające tak łatwo, iż błogie ciało rozpływało się w pieszczocie, wykrzywiając swój kręgosłup, aby serce zaznało wyższych partii nieba. Delikatne palce łagodnie podążające po nagiej piersi, muskając chłodną obręczą upiornie rozgrzaną skórę, wyłudzając kolejne jęki w rytm licznych gryzień. 

Wooyoung zaś zatracał się w błogości, nawet nie siląc się, by otworzyć swe załzawione oczy po trzecim, lub czwartym szczycie jego przyjemności, rozkosznie jęcząc, kiedy Alfa wbijał się w jego ciało głębiej, niżeli kiedykolwiek dotąd. Umysł wydawał się zupełnie zagubiony, nie pamiętając własnego imienia, czy też rodowodu, gdy jedynie co pozostało jako stała i nieumierająca myśl, to iż jego kochanek... partner... mąż, prowadził go przez wszelkie pola, ku naziemnej Walhalli, ofiarowując mu skrawek utraconego nieba.

Już nic nie było nieprawe, gdy San posiadł wszelkie możliwe prawa do własności nad jego ciałem, rozpieszczając je tak, aby Omega zapomniał, iż kiedykolwiek rzeczywiście do niego należało. To było tak, jakby dopasowali do siebie dwa, ogromne kawałki układanki, które błagały o połączenie się w jedną całość... I tak też czuł się Wooyoung.

Wraz z każdym kolejnym, głębszym i grubszym pchnięciem, dowiadywał się, jak perfekcyjnie zbudowany był dla swego Alfy, jak idealnie pasował do jego potrzeb i zainteresowań seksualnych, a i to było odwzajemnione. Kochał uczucie, w jakim czuł się tak otoczonym przez silne ciało... kochał uczucie bezwzględnego bezpieczeństwa i miłości, oddawanego mu z każdym pocałunkiem.

Oddawał się więc w całości, wykrzywiając i wyciągając swe ciało, aby ofiarować każdy najdrobniejszy cal, by jego kochanek zaznaczył go i umiłował, pieszcząc napięcie. I kochali się tak długo, choć wciąż niewystarczająco, podziwiając swe naturalne piękno.

-Wooyoungie? - Ciepły pomruk przebudził go do żywych, nim zlustrował się w błędzie uśnięcia na ciepłym ramieniu swojego kochanka podczas trwającej już nieomal dzień podróży. Noc jednak była prawdziwa, zwieńczając ich ceremonię ślubną, pozostawiając swój ślad w nieulotnej pamięci chłopca - Dzień dobry, kruszynko? Miałeś mokry sen? - Zachichotał Alfa cicho, aby nikt nie usłyszał ich rozmowy.

Jechali konno nieco z tyłu za wszystkimi Omegami, choć zaledwie kilka postanowiło powrócić do rzeczywistości istnienia w wiosce oraz funkcjonowanie w społeczności. Wooyoung zarumienił się na komentarz, czując, jak ciasne stały się jego spodnie od wspomnienia ich poprzednich dokonań. Mimowolnie powiódł spojrzeniem do Yeosanga, który rozpieszczany wędrował z rąk do rąk wszystkich Omeg, zabawiając je swym nieskazitelnym urokiem.

-Wiesz... - San pochylił się do jego ucha, delikatnie zagryzając wrażliwy płatek, wciąż zajęty trzymaniem lejców. Wooyoung był zadowolony z tej pozycji, gdy siedział przed nim, uwięziony, choć przodem, pomiędzy jego silnymi ramionami, odpoczywając po wczorajszej nocy - Mogę coś z tym zrobić - Wyszeptał zadziornie, puszczając swą prawą dłoń z uprzęży konia, aby wylądować na coraz szczuplejszym brzuchu swego partnera, niepozornie zsuwając się w dół, aby zacisnąć dłoń na męskości chłopca.

-Sannie... - Jęknął, spoglądając niepewnie na jeźdźców przed nimi, gdyby któraś z Omeg zapragnęła odwrócić się w ich kierunku.

-Cii kochanie, musisz być cichutko, bym mógł ci pomóc - Wyszeptał, delikatnie i powoli wsuwając swą dłoń w spodnie chłopca, upewniwszy się, iż materiał koszuli ukryje jego zachłanne ramię. Silne, tęgie palce owinęły się wokół wrażliwego męskości, pocierając ją lekko w czystym pragnieniu wyzwolenia Wooyounga od problemu podniecenia.

-San... - Młodszy naprawdę nie mógł powstrzymać swych brudnych ust przed błaganiem, kiedy błogość na nowo przechodziła przez jego młode i nadużywane w ostatnich dniach ciałko.

Son of war // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz