rozdział czterdziesty

348 23 28
                                    

-Poczekaj, mówisz, że przespałeś się z Choiem? - Spytał zdezorientowany jego przyjaciel, nieświadomie przystając o kilka krótkich stóp od krwawiącej z serca Omegi.

-No oczywiście, że tak. Czego się spodziewałeś, że jakakolwiek pieprzona Alfa oprze się mi w upale? - Prychnął, spoglądając na wyższego z naiwnym wyrazem - To było prostsze, niż by ci się wydawało - Wyznał z błyskiem w mądrym oku, nieświadomie rozrywając czułe, wrażliwe serduszko Wooyounga, który nie poruszył się, pozostając zupełnie martwym w swym wnętrzu - Podchodzisz do takiego, kiedy jest w tłumie innych dominantów i rzucasz mu wyzwanie, jeśli nie zaakceptuje, wychodzi na słabego. Myślisz więc, że zrezygnowałby ze mnie i swego honoru dla jakiejś głupiej Omegi - Zaśmiał się złowieszczo, nim zdezorientowany przystanął, gdy jego przyjaciel uderzył go w ramię, spoglądając gdzieś w tył.

Wooyoung był złamany, kiedy łzy obficie płynęły po jego bladych policzkach. Nagle wszelkie zapewnienia stały się nic niewartymi słowami. Dawno złożone obietnice zaledwie ulotnym westchnieniem. Ponieważ wiedział, iż było to możliwe... San mógł zaakceptować coś tak okrutnego, zupełnie nie zważając na tak idiotyczną istotę, jakom był... która ufała mu tak niewinnie, ofiarując swe ciało w każdy możliwy sposób za choćby odrobinę ulotnej czułości.

Jego umysł wyprzedził prawdę, wyobrażając sobie, jak jego Alfa wbijał się w to szczupłe, nieobarczone ciążą ciało pięknej, młodej omegi o kształtach tak eterycznych, jak niemal on sam. Nagle rozumiał, dlaczego mężczyzna przybywał tak zmęczonym i zatraconym w swym umyśle... Dlaczego tak bardzo oddalił się od niego w ostatnich dniach.

Szczupłe nogi chłopca niemal załamały się pod nim samym, sprawiając, iż był niezwykle blisko upadku, drżąc z wysiłku stabilności. Jego małe piąstki zacisnęły się na gładkiej skórze, rozpaczając nad nieszczęściem swej egzystencji.

Tak bardzo się mylił. Tak bardzo uzależnił się o dobroci chwili, aż zapomniał, jak brutalny jest świat. I co znaczyło to dziecię? Było zaledwie niechcianym problemem w oczach Sana, który udawał miłość, aby zyskać należytego dziedzica, którego wyszkoli i stworzy perfekcyjną maszynę do zabijania i władania.

Ostrze przekręcało się w jego sercu, kiedy zdał sobie sprawę, iż wszystko to było sztuczne i nieprawdziwe. Wszystkie te pocałunki. Cała ta miłość...

Miał wrażenie, iż ktoś zadał najdogłębniejszy cios.

-Na co się tak gapisz? - Warknął wyższy Omega, zauważając, jak oczy chłopca stały się szkarłatne od surowych łez i choć Wooyoung był znacznie młodszy od mężczyzn przed nim, ból cierpienia odebrał mu kilka kolejnych lat.

Jego wargi drżały w przerażeniu, kiedy umysł stał się pusty. Nie mógł uciec. Nie mógł zostać. Tkwił zawieszony pomiędzy względną granicą życia a śmierci, cierpiąc najgorsze tortury za swe podjęte wyboru.

-O kurwa, to chyba jego omega... - Szepnął drugi, choć jego głos nie był ani odrobinę dyskretny, zdradzając każdą bolesną sylabę z dokładnością zaostrzonego krańca, które przebijało się z łatwością za cienki naskórek serca - W ciąży?

Ból był widoczny w oczach obydwu mężczyzn, którzy zapewne pożałowali swych słów, wiedząc, jak niebezpieczne jest balansowanie w bólu dla kogoś, kto był tak bliski spłodzenia na świat nowego szczeniaka. Nim jednak którykolwiek zdążył coś wyszeptać lub zareagować inny, obcy głos zwrócił uwagę całej trójki.

-Wooyoung, tak? Słuchaj, to nic wielkiego, naprawdę. Mogę cię przygarnąć, hym? - Dźwięk był niski, rozlegając się zaledwie o cale od wrażliwego ciałka poszkodowanego chłopca, sprawiając, iż ten wzdrygnął się przerażony.

Son of war // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz