rozdział trzydziesty dziewiąty

512 24 20
                                    

Delikatny powiew uprzejmego zefiru zbudził śpiącą w łagodności oddechów istotę, sprawiając, iż ta z błogością uniosła wilgotne powieki. Ciepło otaczające znużone ciało obfitowało w uroki wygody i ślepej przyjemności. Jaskrawe promienie wkradającego się porannego słońca poraziły wrażliwą źrenicę w sposób zbyt bolesny, aby chłopiec mógł zdzierżyć niewygodę w swej utopijnej wyobraźni.

Jęknął sennym pomrukiem, przewracając swoje niewyraźnie ciężkie kończyny na bok, aby ukryć twarz w ciepłych, świeżych futrach przesiąkniętych zapachem delikatnego plastra soczystego miodu. Uśmiech narodził się na miękkich ustach, gdy niezgrabna dłoń tępo poszukiwała swego kochanka pośrodku, kiedy smutek rozdarł czułe serduszko.

Piękna noc. Cudowne obietnice. Wszelkie pragnienia zostały zapomniane, kiedy samotność ponownie rozbiła promyk złudnej nadziei. Głupi, naiwny umysł pozwolił mu wierzyć w wyimaginowane pola elizejskie, gdzie rzeczywiście stałby się najważniejszym.

Pojedyncza, odosobniona łza spłynęła łkająco po jego bladym policzku.

-Wooyoungie? - Słodki, czuły głos wymruczany zaledwie od cale, sprawił, iż młodsze ciałko wzdrygnęło się i uniosło, spoglądając na swego kochanka. San stał z talerzem pełnym jedzenia w dłoniach, patrząc na niego zatroskanym i zmarwionym - Co się stało, kruszynko? - Spytał szybko, dostrzegając srebrzysty ślad wilgoci na jasnej twarzy.

Odruchowo porzucił on posiłek, zgrabnie wczołgując się na łoże, aby wyciągnąć dłonie w kierunku Omegi. Wooyoung nie musiał kiwnąć palcem, kiedy jego ciężka sylwetka została uniesiona i wtulona w magiczne, silne ramiona, pozwalając, aby chłopiec oparł drżącą szczękę na silnym barku Alfy, przybliżając się do apetycznej szyi.

-Nie było cie - Jęknął zrozpaczony, mrugając w kierunku zaniepokojonego Sana.

-Poszedłem tylko po coś do jedzenia, kruszynko. Przepraszam, nie chciałem cię zmartwić - Szepnął wyrozumiale, pocierając szczupłe ramiona chłopca swoimi długimi palcami - Jutro poczekam, aż się obudzisz - Obiecał, pozwalając młodszemu zagościć ostrymi ząbkami na jego szyi, wiedząc, jak bardzo uspokaja chłopca to leniwe ssanie jego tkanki.

Wooyoung jęknął, czując, jak jego brzuch naciąga się od niewielkiej nóżki, która boleśnie kopnęła jego wnętrza. San jednak nie pytał, podświadomie odnajdując wciąż nagi punkt bólu, delikatnymi opuszkami kościstych palców skrupulatnie rozmasowując agonię, aby jego chłopiec mógł bez problemu rozkoszować się pieszczotą i spokojem.

-San? - Westchnął chłopiec, odrywając usta od szyi swojego partnera - Nie dobrze mi - Alfa zareagował szybko na wezwanie, odrywając powoli chłopca od siebie, by pospiesznie zdobyć dla niego wiadro. Położył naczynie na kolanach młodszego, wślizgując się za jego plecy, aby czule masować jego kościste kręgi.

-Wyrzuć to, kruszynko - Wyraźnie zmartwiony, jak długo trwają naturalne mdłości, pomimo zaawansowania ciąży.

Wooyoung ponownie zwymiotował, opadając na twardą pierś mężczyzny za nim, kiedy grube krople potu wyczerpania spływały po jego czole. San równie szybko zareagował, wycierając jego ciało jednym z futer, aby przestał czuć się niewygodnie, zwykle oddychając ciężko opartym o ukochanego.

-Nienawidzę tego - Jęknał młodszy, niemal płacząc, kiedy Alfa podał mu naczynie z czystą wodą, aby mógł popić nieprzyjemny smak w ustach.

-Będzie dobrze, kruszynko. Porozmawiam z Jongho wieczorem, by dał ci coś pomocnego - Obiecał, składając miłosny pocałunek na wilgotnych włosach swojego skarbu - Nasz szczeniak jest dla ciebie niemiły - Droczył się lekko, uroczo masując wyrośnięty brzuch.

Son of war // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz