rozdział dwudziesty pierwszy [18+]

728 37 5
                                    

Wooyoung złączył ich usta, pragnąc więcej miękkich pocałunków, które tak gładko pieściły jego zagubioną duszyczkę. Jego małe serduszko krajało się na świadomość, jak delikatnie obchodził się z nim Choi, pomimo zaborczego instynktu. Nie przywłaszczył sobie jego ciała, jako własności, lecz ograniczył się do łagodnych dotknięć, by uczuciowo okazać wyraźną więź pomiędzy nimi. Chłopiec rozpływał się pod czujną uwagą, skamląc, niczym szczeniak o więcej.

-No dobrze, kochanie - Mruknął starszy, powoli i starannie wysuwając palce, aż te opuściły pulsujące ciało.

Dzieciak jęknął z niezadowalającego niedosytu, nim rzeczywiście był gotów wyzionąć ducha, kiedy Alfa uniósł słowa wielką posturę, siadając pomiędzy jego nogami i powoli uniósł ociekające od cieczy palce, oblizując spływający nadmiar z warkotem aprobaty brzmiącym w jego piersi... Jego długi, gruby język wysunął się, by ponownie oblizać mokre palce.

-San... - Sapnął maluch, wstydliwie obserwując, jak starszy powoli degustuje smak. Wooyoung był pewien, iż dojdzie na kolejny dźwięk zadowolenia Alfy dudniący w szerokiej piersi.

-Smakujesz tak dobrze, kruszynko - Warknął, pochylając się znów nad swoją Omegą, chłopiec czuł się tak małym pod jego ciężarem, iż niemal zmartwił się, czy struktura silnych ramion bruneta wytrzyma utrzymać masę własnego ciała, nie miażdżąc przy tym dziecka pod spodem. Jedno spojrzenie na wyraziste, nagie mięśnie barków sprawiło, iż jęknął nisko w gardle, a podniecenie ponownie rozprzestrzeniło się po jego brzuchu - Co? Podoba ci się ten widok? - Spytał San, jeszcze bardziej napinając szerokie ramiona, by w dumie zaprezentować swoje ramiona dla omegi - Lubisz takie duże rzeczy? - Cwany uśmiech wygiął pulchne usta, sprawiając, iż chłopiec poruszył się niespokojnie, nieco skucząc z niezadowolenia - Chcesz, żeby twoja Alfa zaprezentowała ci coś równie dobrego?

Błędem dla Wooyounga było spojrzeć w dół własnego ciała. Napięta męskość bruneta był zbyt widoczny, stojąc twardo cale od jego wejścia jakby w gotowości, by na rozkaz zerżnąć go głupio. 

Niewielka panika przepłynęła przez młodszy umysł, sprawiając, iż jego zapach zmieszał się z kwaśnym posmakiem. A co jeśli powrócą do tego, co zastał wraz z pierwszymi oczekiwaniami? San obdarował go błogością, lecz czy jest możliwość, by ona trwała bez bólu? Nigdy niedane mu było o tym słyszeć...

-Nie zranię cię, szczeniaku - Słowa Sana nisko przepłynęły tuż obok jego ucha, gdy nie zauważył, jak starszy pochylił się do jego ramienia, ssąc i podgryzając miękką skórę nieco poniżej jego ucha - Obiecuję, że nie będzie boleć - Szepnął ponownie, powoli skubiąc świeże znamię, a chłopiec ponownie rozluźnił się pod pieszczotą, a bezwzględne zaufanie ponownie przepłynęło przez jego napięte mięśnie.

-Kocham cię - Wyznał cicho, nie koniecznie wiedząc, co dokładnie miałby by znaczyć te słowa, jednak wyimaginowany ucisk w jego piersi sprawił, iż zwykle musiał wypowiedzieć sylaby. Po prostu musiał. Czuł, że powinien powiedzieć też coś więcej, jednakże żadne z pozostałych słów nie wydawało się odpowiednie.

Alfa nad nim warknął z uznaniem, unosząc się odrobinę, by ponownie złączyć ich usta w miękkim i ciepłym pocałunku. Tym razem nie pogłębiał go, pozostawiając kilka słabych skubnięć na opuchniętych ustach, nim znów uniósł się o cal.

-Ja ciebie też, kruszynko. Tylko ciebie - Mruknął, delikatnie całując zaróżowiony policzek chłopca - Nie musimy dziś tego robić, wiesz? Poradzę sobie sam

-Chcę - Szczupłe ramiona wyciągnęły się w górę, by objąć szczupły kark swego kochanka - Chcę... - Jęczał głupio, niezdolny by uformować jakiekolwiek inne słowa w swoich małych płucach.

Son of war // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz