rozdział ósmy

553 37 3
                                    

Słońce ładnie prezentowało swe ciepłe walory, wypuszczając wachlarz nieugiętych promieni na objęte chłodem powietrze. Niebo nie było już zachmurzonym, jak poprzedniej nocy, prezentując piękny, błękitny odcień niebieskawych kryształów.

Ramiona chłopca były ciężkie od grubego futra, które je zdobiło, jednakże wiedział, iż każda próba ściągnięcia go z ramion, sprawi, iż mężczyzna u jego boku ponownie je nałoży. Stało się to już dwukrotnie, a za każdym razem Alfa szczycił go nie złym, acz zawiedzionym westchnieniem, które prawie raniło jego serce.

Potrafił zignorować niewygodę ciężaru, jednakże to, czego nie potrafił to zlekceważyć licznych spojrzeń nienawiści i pragnienia, rzucanych mu to przez zazdrosne omegi to przez wygłodniałe Alfy, które pragnęły zdobyć to, co należało do władcy. Yunho trzymał się na równi, może nawet nieco wycofanym, a jego ciało było wyraźnie czujne, gdy odwracał głowę, patrolując otoczenie. Nie umknęło mu więc, jak dzieciak przed nim skurczył się niewygodnie.

-Czy coś cię niepokoi? - Spytał niemal od razu, sprawiając, iż Wooyoung wzdrygnął się zaskoczony. Nie przywykł, by ktoś dotrzymywał mu kroku, tym bardziej zauważał jego niepewność. Chwilę wahał się przed wyborem odpowiedzi.

-Czy zawsze będą mnie nienawidzić? - Zapytał lękliwie, niemal szeptem, trochę obawiając się, iż mężczyzna nie usłyszał jego słów. Wydawać by się mogło, iż jednak nic nie umknie czujnym uszom Alf.

-W końcu przywykną. Jeśli mówisz o Omegach. Jedynie pierwsze kilka dni będzie dla nich bolesne do akceptacji. Nie uwierzysz, ale wiele chciałoby być ta twoim miejscu - Zauważył mężczyzna, powoli kierując go doskonale znaną drogą, choć rzadko uczęszczaną. 

Szli w kierunku głównego targu, gdzie w zwyczaju się miało kupować wszelakie rzeczy od kupców, którzy szczycili się danym wytworem, jednakże i tam tętniło największe życie. Liczne karczmy, widowiska i oczywiście kurtyzany, przyciągały uwagę tych, którzy mogli pozwolić sobie na rozkosze życia.

-Czemu? - Spytał chłopiec, stając się nieco dociekliwym. 

Nigdy nie ufał Alfom, wręcz przeciwnie, całe życie unikał ich z różnych względów. Byli zbyt roszczeniowi, nierzadko traktując ulicznego dzieciaka z pogardą godną wroga. A jego nienawiść eskalowała po poprzedniej nocy. Jednakże czuł coś w głębi siebie, coś, czego dokładnie nie rozumiał, iż Yunho był innym, iż może mu zaufać. Podążał więc za głosem serca, pozwalając sobie, by odprężyć się w obecności drugiego.

-Cóż, ma to swoje zalety. Spłodzisz dzieciaka, jeśli okaże się Alfą, jesteś ustawiony do końca życia. Wódz nie może bowiem zranić matki przyszłego władcy, a wręcz przeciwnie, musi rozpieszczać ją i wyróżniać spomiędzy kochanek, gdyż owy następca zwykle zemści się w przyszłości - Odpowiedział spokojnie, nim szybko chrząknął - Nie musisz się martwić, jeśli chodzi o dziecko. San nie zmusi cię do rozpłodu w sposób, który nie będziesz chciał, nawet jeśli za kolejne dwa cykle pójdziesz świętować do jednego z dziewięciu światów umarłych. Jest to twoja decyzja, czy chcesz kontynuować z nim, z kimś innym, czy pozostawić to by dołączyć do Boskiego świata - Wyjaśnił dobrotliwie, broniąc drugiego wilka pod jego nieobecność.

-Wczoraj jednak zrobił coś przeciwnego - Wyrzucił mu szczeniak, lekko żałując swych słów, gdy twarz wyższego mężczyzny pociemniała w smutku.

-To nie moja rola wyjaśnić i też nie wiem, jak wiele ci powiedział. Wiedz jednak, iż Omega, która zostanie przeznaczona do rytuału inicjacji i zostanie odrzucona... wierz mi, nawet śmierć nie jest ratunkiem w tej chwili - Jego głos był niższy niż przed tem, a ból wciąż gromadził się na przywołane wspomnienia - Możesz mi wierzyć, lub nie, ale uratował cię tym, co uczynił.

Son of war // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz