rozdział trzydziesty czwarty [18+]

542 27 4
                                    

Promienie ciepłego, młodego słońca ponownie zaszło za horyzontem wioski, ospałe powieki nie zaznały spokoju snu. Zamiast tego młodzieńczy umysł szalał pomiędzy wszelkimi myślami, rozważając swą marną egzystencję.

Jego ciało stało się lodowate z braku, choć nie rozumiał czemu. Cierpiał katusze bólu, choć żadna rana nie była widoczna. Jego wątły umysł stał się przeciwnikiem własnego ciała. Nie potrafił już odprężyć się w spokoju, bojąc się, iż ktoś wkroczy do chaty i spróbuje skrzywdzić jego nienarodzone szczenię, kiedy on sam pozostanie bezbronny. Bezbronnym w obliczu swego najgorszego koszmaru przybyłego z głębi mrocznych przestrzeni.

Ostatki swej nadziei pokładał w wilczku u jego stóp, który już rosły wyciągnął swój masywny łeb, kładąc go u zwieńczenia napuchniętego już brzucha, jakby czujnie wsłuchując się w tamto niewielkie bijące serduszko. Wooyoung zastanawiał się, czy rzeczywiście zwierze jest w stanie wyczuć i podświadomie chronić istotkę, gdyż coraz częściej leżąc samotnie w łożu, zestresowany, czuł, jak Wilk zbliża się ku niemu, kładąc swój łeb lub łapę na naciągniętej skórze.

Mimo wszystko obawa utkwiła w jego sercu, które oczekiwało przybycia Alfy... jego Alfy. Lecz tym razem nie oczekiwał słodkiego utulenia, ani słabego pomrukiwania. Tym razem szykował coś wyjątkowego, wiedząc, jak zmęczony jest jego ukochany partner.

Jak na zawołanie drzwi zaskrzeczały łagodnie przy nacisku, gdy muskularna postura pojawiła się w drzwiach izby o później, niemal już północnej godzinie. Chłopiec jednak nie pisnął szczęśliwego powitania, lecz wyszczerzył oczy zdezorientowany, wpatrując się w swojego szczerego kochanka. Szczególnie jego spojrzenie powiodło do przystojnej, choć bladej ze znużenia dni twarzy, zamierając na włosach.

Dawny brunatny odcień pnący się wysoko w górę, by później schludnie opadać po przeciwległej do okazałych warkoczy stronie uległ nieznanej sile. Zastąpiła go czerń, ścięto krótkich włosów, które nierówno opadały nieco poniżej połowy czoła, sprawiając, iż Alfa wydawał się niedbały, lecz dobrał równie agresywnego wyrazu, pomimo wyraźnego osłabienia.

-San? - Sapnął chłopiec, podciągając się do góry wraz z uniesioną głową wilka, który z równą dezorientacją wydawała się wpatrywać w swojego właściciela. Łzy nagromadziły się na jego powierzchni, sprawiając, iż ostatkami sił powstrzymywał bolesny płacz.

-Nie dziś Woo. Wyjaśnię później - Mruknął mężczyzna niskim, gardłowym głosem, zamykając oczy, gdy postawił pierwszy, ślepy krok w kierunku łoża. Wooyoung przesunął się do brzegu, pilnując, aby futra nie spadły z jego ciała, nim wyciągnął ramię, delikatnie kierując swojego kochanka, by mógł bezpiecznie spocząć u jego boku - Jestem zmęczony - Jęknął, opadając niemal boleśnie na miękko zaścielone drewno, nim słabe westchnienie ulgi umknęło z jego rozchylonych ust.

-Odpręż się, Sannie - Poprosił chłopiec, czując obawę o stan zdrowia swojego ukochanego, którego każdego pojedynczego dnia wydawał się tracić walorów życia. Wyciągnął rękę, owijając zgrabne palce na wypukłych i niepokojąco twardych bicepsach swojego kochanka, zwinnie masując przeraźliwie napięte mięśnie.

Wódz stęknął boleśnie, delikatnie unosząc znużone życiem powieki, gdy jego eterycznie pulchne usta wykrzywiły się nieznacznie w zadowolonym uśmiechu. Wooyoung podniósł się trochę, wędrując w górę swojego kochanka, by usiąść niewygodnie na jego grubych, umięśnionych udach, kiedy pochylił się delikatnie, składając miękki pocałunek na pluszowych ustach. Dłońmi powoli powiódł do nierównego cięcia włosów, ciekawy, co stało się z włosami jego ukochanego.

Obawiał się najgorszego, gdyż długie pasma były chlubą każdego Alfy, a dbałość o nie wydawała się niemal autorytetem wagi dla każdego, kto był niepokonanym w walecznym boju o życie. Utracenie długiego warkocza równało się z degradacją społeczną do wartości robala... Obawiał się o Sana, lecz nie opuściłby go nawet wtedy.

Son of war // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz