rozdział trzynasty

546 42 4
                                    

Młode ciało Wooyounga niemal runęło z szerokiego łoża w dół, gdy w blasku porannych promieni przekręcił się na bok z bólem żołądka, ledwo powstrzymując mdłości. W ostatnich chwilach zmusił swe wątłe ciało do współpracy, zrywając się z futer, by potknąć się do wiadra w koncie pokoju.

Upadł na kolana, boleśnie chwytając swój brzuch, gdy jego wnętrzności wypłynęły przez usta. Krztusił się okrutnie, dławiąc się własną śliną i żółcią, która po chwilę później ponownie splunąć, jęcząc w cierpieniu. 

Pierwsze łzy spłynęły po jego policzkach, kiedy zacisnął powieki, zbyt obawiając się ponownego wirowania świata, jeśli utrzyma je otwartymi. Powietrze stało się nieubłaganie, sprawiając, iż dyszał ciężko, nie potrafiąc zebrać w sobie, choć krzty świeżego powietrza.

Kolejna fala nudności uderzyła niedługo potem, a próba zwalczenia bolesnego odruchu, doprowadziła, iż jego skóra pokryła się słoną wilgocią. Drżał słabo, ledwo zmuszając własne ramiona, by te rzeczywiście utrzymywały jego ciało przed dławym upadkiem.

Drżał pod wstrząsami, gdy jego uszy zajęły się ogłupiającym piskiem. Nie słyszał więc zupełnie nic, odcięty od otoczenia, nim czyjeś dłonie uchwyciły jego opadające ciało, tuż przed wątłym upadkiem boleści.

-Wooyoung?! - Słaby głos dotarł do niego zbyt słabo, by jego tępy umysł mógł rozróżnić sylaby swego imienia - Hej! - Dopiero proste słowo przepłynęło przez jego świadomość, kiedy ponownie pochylił się w gotowości, by ponownie wypluć trochę nieświeżej śliny do wiadra przed nim.

Silny zapach cynamonu i lasu wypełnił powietrze, pozwalając mu odetchnąć nieco łagodniej otoczony względną bezradnością. Jęczał i zapewne skamlał, czując, jak zbyt ciepłe ramiona powoli odgarniają jego przydługawą grzywkę pszenicy.

Sapnął, pozwalając sobie opaść na drugie ciało, które przyjęło go niemal zbyt chętnie, a kwaśne zmartwienie mąciło słodki naturalny zapach wysokiej Alfy, której ufał.

-Skończyło się? - Spytał Yunho, powoli kołysząc młodym ciałem w ramionach, by ukoić ból. Chłopiec skinął głową, choć trochę niepewien, czy powinien odsunąć się od wiadra - Zabiorę cię do łóżka, dobrze? Czy wiesz, czemu się pochorowałeś? - Starszy uniósł go równie wolno, zważając, iż zbyt gwałtowny ruch może pobudzić ponowną falę mdłości. Maluch skamlał wtulony w jego ramionach, spoglądając na przystojną i nieco mniej spuchniętą twarz mężczyzny. Wciąż był siny, choć teraz jego oko otwierało się niemal w całości.

-J-ja nie... - Odchrząknął, krzywiąc się na smak w swoich ustach - Nie jadłem... dość dawno... jadłem - Skamlał niepełne, lecz szczere wyznanie, wiedząc, iż naiwne było myślenie, że nie odbije się na nim łakomstwo wczorajszego poranka. Zbyt długo czasu minęło od chwili, gdy zagłuszył głód, a co dopiero poczuł tak wielką sytość.

-Oh, szczeniaku - Gruchał starszy, powoli opuszczając jego wątłe ciało z powrotem na łoże, by mógł uchwycić pełen oddech - Może pomyślimy dziś nad czymś lżejszym, co?

-Nie mówmy na razie o jedzeniu, proszę - Zaskamlał smutno chłopiec, czując, iż jego żołądek skręca się na samą myśl jedzenia. 

-O tak. Oczywiście. Wybacz - Drugi uśmiechał się przepraszająco, nalewając kubek wody, nim podał go choremu dziecku. Wooyoung przyjął go z wdzięcznością - Co chcesz dziś robić? San dziś trenuje, możemy go odwiedzić, jeśli chcesz.

Na dźwięk wspomnianego imienia, serce dziecka zrobiło przewrót. Jego noc zdawała się niemal bezsenną, gdyż nieustannie myślał o słowach obietnicy, którą złożył mu Alfa. I szczerze, nie wątpił i ich prawdziwość, nawet jeśli zignorować by fakt samej uroczystości ich złożenia. Wciąż jednak obawiał się, iż to wszystko było jedynie grą tyranów, mających na celu zgubić jego umysł.

Son of war // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz