Łagodny szum niedalekiego strumienia przerodził się w delikatny opad uderzający pospiesznie o taflę poniższej wody, by łączyć się w jedność z szerokim rozlewiskiem rzeki. Liczna roślinność wylewała się po brzegach zalewu, pozostawiając zaledwie jedną krań zupełnie pustą, choć bogatą w jasny piasek kruszonych kamieni oraz pojedyncze, kolorowe okrągłe kształty niewielkich skałek.
Plany uległy zmianie tuż po tym, kiedy San został uderzony i okrzyczany przez matkę Wooyounga, za narażanie ciężarnego chłopca na stres oraz długi marsz wędrówki, aby dotrzeć do celu jeziora. Oczywiście naturalne błaganie wspomnianego samca, iż podoła bez trudu wyzwaniu i poradzi sobie z trudnością, zostało całkowicie zignorowane przez resztę mężczyzn, a po krótce blondyn przestał żałować.
Nie wychwycił momentu, kiedy jego kroki stały się tak ociężałe i ślamazarne, ale już po kilku dłuższych polanach, jakie przekroczyli - a po których dotychczas przebiegał bez trudu, pędząc jak najdalej przez siebie - jego młode ciało zaczęło się poddawać, drżąc i błagając o choć drobną chwilę odpoczynku. Jego prośba tym razem została uszanowana i po tym, jak San oddał nieco pakunku Hongjoongowi i Yunho, wziął swoja ciężarną Omegę w ramiona, stabilnie niosąc go przez kolejne, rozległe pola.
Wooyoung rumienił się ostro przez całą drogę, podatny na tortury nieustannego gruchania i pochwał od innych mężczyzn, którzy rozczulali się nad uroczym widokiem. Doceniał to jednak, kojąco rozpływając się w bezpiecznych ramionach swojego ukochanego. To jednak umilkło, gdy dotarli na miejsce.
Krajobraz był piękny, gdyż nieco nad wysokimi szczytami szpiczastych drzew rozciągały się pasma odległych gór, już dawno okrytych grubymi warstwami nadciągającego śniegu. Niewielkie rybki gnieździły się blisko tafli, przygrzewając się we wciąż ciepłych promieniach wczesnego słońca, które przedzierało się nieustannie przez granicę chmur.
Zatrzymali się u brzegu, wpatrzeni we własne oblicza, nim pierwszy koc wylądował na ziemi tuż obok nich. Pomimo chłodnego już zefiru, który miotał ich pasma, popołudnie było intensywnie ciepłe, dając wytchnienie w chłodzie wody u ich stóp.
Dlatego też już po kilku chwilach Alfy bez trudu zrzuciły koszule i spodnie, pozostając zaledwie w szerokich majtkach, nim wskoczyli do przeraźliwie lodowatej wody, piszcząc i krzycząc w zaskoczeniu, jak naturalnie chłodna ona jest.
Wooyoung, Seonghwa i Mingi rozłożyli się jednak na brzegu, swobodnie obserwując, jak ich naiwni partnerzy, tocząc ból, aby się utopić. Jongho przystanął obok nich, wciąż milcząc i zapewne nie dowierzając na głupotę swych ważnych przyjaciół.
Blond chłopiec obserwował uważnie swojego partnera, z zadowoleniem obserwując, jak rozluźnionym i przyjemnym się wydawał. Otoczka wodza z poprzedniego wieczora biesiady zupełnie zaginęła, pozwalając Alfie odpuścić nadpobudliwej zaborczości, czy też nieustannego napięcia ochrony, które opanowało jego napięte ciało. Wooyoung chciał płakać, jak wigor powraca do jego szczęśliwych, rozbawionych oczu, a kolor jego umięśnionej skóry przestał obierać bladości odcieni.
Podążył wzrokiem ku Yunho. Mężczyzna również był umięśniony, lecz już nie tak bardzo, raczej bazując na swym ogromnym wzroście, niżeli sile mięśni. Ugiął swój kręgosłup, kiedy San wskoczył na jego plecy, skutecznie obniżając go w poziomie wody. Dominacja nie trwała jednak długo, gdyż już po chwili Hongjoong wyskoczył od prawej, zrzucając aktualnego wodza, nim obalił go do wody swoją zgrabną sylwetką i zawsze czujną logiką.
-Dzieci - Prychnął Mingi, kładąc swój kręgosłup na jednym z kocy, by odpocząć i w ostatecznie wygrzać się pod nadciągającą zimną. Wilk majestatycznie położył się u ich boku, nieskory do swawolnej zabawy pomimo wciąż młodego wieku.
CZYTASZ
Son of war // WooSan
Fiksi PenggemarTwoje dłonie na moim ciele, pozostawiły po sobie ślad. Odebrałeś mi sen, ofiarowując przyszłość. Rozlałeś krew moich wrogów, by zadośćuczynić. Myliłem się... nie nienawidziłeś mnie, ty kochałeś. A ja wątpiłem, czy syn wodza potrafi jeszcze kochać. "...