rozdział trzydziesty drugi

413 30 12
                                    

Wooyoung z ciężkim westchnieniem opadł na szerokie, puste łoże, czując chłód samotności, pomimo iż otulał swe ciało w grubych futrach zwierzęcych. Czuł się okrutnie opuszczonym, po raz pierwszy nie mogąc przytulić się słodko do ciepłej piersi swego partnera.

Dzień był niezwykle nudnym, mijając bez jakiegokolwiek akompaniamentu. A godziny upływały jedynie na bezczynnym oczekiwaniu, gdy ktoś... najlepiej San... zaszczycił go swą obecnością i po prostu przytulił, szepnął kruche słowa pocieszenia, cokolwiek... Samotna łza spłynęła po jego chłodnym policzku.

Jedynie Mingi przyszedł ponownie, pozostawiając mu stos słodkich i kwaśnych smakołyków, tłumacząc, iż to powinno zaspokoić głód, który nadejdzie w następnych dniach. Został również srogo zganiony w surowych zasadach, jak powinien zachowywać się, by zadbać o zdrowie i dobro swego nienarodzonego szczeniaka. Chłopiec zaś przyglądał się wyraźną troską swego przyjaciela z ciepłym, urokliwym uśmiechem na swych ustach, wiedząc, iż to dopiero początek.

Kochał jednak czułość, którą został obdarzony, żałując, iż ten nie mógł przy nim pozostać i po prostu... mówić, szeptać, przytulić. Błagał zawzięcie o jakikolwiek kontakt z ludzkim ciałem, szczególnie jeśli będzie mógł zostać otoczony silnymi, umięśnionymi ramionami z policzkiem wtulonym w twardą pierś, wibrującą od słabego pomruku zadowolenia...

Zadrżał z zimna, obracając się na bok w krótkiej, samotnej rozpaczy. Tęsknił. Tak bardzo tęsknił za czymkolwiek, co sprawiłoby, iż poczułby się bezpieczny i kochany. Rozpieszczanym...

Miękkie usta kojące jego skórę w każdym ciepłym i czułym pocałunku... wspomnienia smagały jego zdradziecki umysł, doprowadzając go do cichego kwilenia w samotnym smutku.

Co jeśli San odmienił swe zdanie? Co jeśli już nie pragnie go tak bardzo jak niegdyś?

Pokręcił głową na niedorzeczność swych myśli. San nie był, jak inne Alfy... prawda?

Jego szczupłe ramiona otuliły wybrzuszenie, podkulając nogi w samotnej rozpaczy i niepewności swych wątłych dni. Miał nadzieje, że w przyszłości jego mały szczeniak nie zazna jego bólu.

Nie mógł jednak powiedzieć, iż cały dzień okazał się nieproduktywnym. O poranku dane mu było odnaleźć zestaw dwukolorowej wełny, co zaowocowało początkiem jego żmudnej, lecz satysfakcjonującej pracy nad kocykiem, wspominając dawne dni, które spędzał ze swą matką. Postanowił wpierw zrobić dla Sana, by obdarować go w przyszłości, kiedy powróci do domu, jednak wiedział, iż jego kolejna praca będzie poświęcona kochanemu szczeniakowi.

Z biegiem godzin i mały wilczek, którego ukradkiem zaledwie kilka razy wypuścił, aby załatwił swe potrzeby - o dziwo powrócił, choć chłopiec podejrzewał, iż ten czując zew natury opuści jego stronę - zaczął przyzwyczajać się do obecności. Kiedy Wooyoung umościł się wygodnie u skraju łoża, ten spoczął wygodnie u jego stóp, jednakże powoli przybliżał się ostatecznie, kładąc się na nogach pracującej Omegi. Zwierze wydawało rosnąć się wraz z jego dzieckiem, nabierając kształtów i mięśni, niemalże zbyt szybko, a już teraz, choć niegdyś wydawał się bezbronnym szczenięciem, mógł poszczycić się nieco strasznym, jednakże wciąż niezdarnym wyglądem.

Zakończył swe prace już późnym wieczorem, kiedy słońce dawno zaniknęło za horyzontem morza i domów, lecz jego myśli wciąż pozostały nieokiełzanymi, nie pozwalając mu zaznać spokoju samotnego snu. Pozostał więc na jawie, oczekując powrotu swego kochanka.

Jego marzenie spełniło się już kilka godzin później, kiedy księżyc szczytował wysoko na pokrytym mrokiem nieboskłonie.

Główne drzwi zaskrzeczały pod jękiem klamki, a następnie zastąpił je cichy trzask zamka. Kroki rozbrzmiały po odeskowanej podłodze, sprawiając, iż czujny, choć młody wilczur śpiący wciąż u boku Wooyounga, uniósł swój otępiały, mały łebek, nasłuchując wysoko uniesionymi uszami, choć te z racji wieku wciąż opadały niesfornie w dół.

Son of war // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz