rozdział pięćdziesiąty

319 25 2
                                    

-Woo, nieważne co by się działo, musisz tu zostać dobrze? Kiedy uznasz, że jest bezpiecznie, uciekaj jak najdalej na wschód do naszej wioski - Wyszeptał San nie pozostawiając miejsca na, choć najdrobniejszy sprzeciw ze strony młodszego.

-Proszę, nie zostawiaj mnie - Błagał chłopiec, gdy łzy znów zaczęły płynąć w dół jego policzków, kiedy drżące ramiona przyciągały spokojne dziecko ku sobie.

-Będzie dobrze, skarbie. Zadbaj o naszego malucha dobrze? - Mruknął z czułym uśmiechem, a jego oczy wyzbyte były z wszelkiego smutku i utrapienia, nim otworzył drzwi, wychodząc w pełnie słońce.

Wooyoung przykucnął, bezpiecznie obserwując go ze środka przez niewielki lufcik pomiędzy drzwiami a framugą, wpatrując się, kiedy przystanął pośrodku o kilka cali od chaty z mieczem ciasno przystawionym do swego boku. Wydawał się skupionym, pomimo iż jego rana krwawiła obficie, zdradzając jedną z niewielu słabości.

Chłopiec czuł, iż jego serce jest gotowe wymknąć się z jego piersi, gwałtownie przebijając się przez porachowane żebra, aby dotrzeć do kochanka i odebrać mu jego bezwzględny ból. Poczuł strach, gdy głowa Alfy odwróciła się nieco zbyt gwałtownie w innym, niewidocznym kierunku, a on sam wydawał się nieco mocniej zacisnąć pięść na rękojeści swego oręża, aby przygotować się na możliwy atak.

Nie minęła krótka chwila, nim jego dławiony jęk agonii przeszył powietrze, a Wooyoung z przerażeniem wpatrywał się w strzałę, która przebiła jego w wyższe partie jego odsłoniętego ramienia, aż jej grot przedostał się na drugą stronę ciała, ociekając szkarłatem krwi. Mimo to Alfa nie upadł poddańczo na swe kolana, drżąc ciężko z ręką nisko opuszczoną w dół aby nie podrażnić swej nowej rany.

Pierwsza z przybyłych zakapturzonych postaci wybrnęła z jego prawej strony, nie zważając nawet, by spojrzeć na mężczyznę, kiedy obrała prosty kurs w kierunku chaty. San nie pozwolił jednak, aby dalsze kroki miały swe miejsce, wyciągając ostrze, tak, aby zagrodzić jej drogę. Wydawał się chwiejny na swych kończynach, trapiony chorobą i snem, choć wciąż walczył, aby utrzymać młodszego chłopca w bezpieczeństwie.

Nieznana zjawa odparła z zaskakującą łatwością jego blokadę, wymierzając kolejne uderzenie nadchodzące od boku, które Alfa ledwo był zdolny odeprzeć, nie mogąc użyć swej drugiej dłoni, gdy miecz ciążył okrutnie w obolałym ciele. Podołał jednak, używając wystarczająco siły, aby doprowadzić przeciwnika do bolesnego upadku, będąc bliskim przebicia jej głowy zwieńczeniem swego ostrza.

Postać obróciła się w bólu, jęcząc ciężko, lecz kaptur nie spadł z jej głowy, sprawiając, iż w nawet obliczu śmierci pozostała anonimowa. San bez litości opuścił swój oręż, jednakże ten nie trafił wprost w swój cel, jak początkowo planowano, zbaczając z toru przy nikłym odepchnięciu, kiedy dłonie uderzyły w pierś Alfy. Szpic zaledwie musnął zasłonięty brzuch, tworząc długie, soczyste rozcięcie w poprzek wrzeszczącego w agonii ciała, nim właściciel, ponownie uniósł ostrze, sprawnie wymierzając je w kierunku swego nowego przeciwnika.

San sapnął z cichym jękiem, kiedy następne uderzenie padło na jego miecz, zanim zdołało dosięgnąć skóry. Cofnął się o krok, zupełnie osłabiony, nim jego dłoń zgrabnie uchwyciła obcą szyję, zaciskając palce na zakrytym gardle swą poranioną dłonią, nim boleśnie wybił miecz z obcych palców, z zatrważającą satysfakcją wsłuchując się, jak to uderza z łoskotem o podłoże.

Jęczał, kiedy postać desperacko szamotała się w jego objęciu, gwałtownie uderzając w jego zranione ramię, by odeprzeć atak na swe gardło, jednakże Alfa stał nieustępliwie twardo, odrzucając wszelki ból agonii.

Nim jednak postać zwiotczała w jego dłoni, został obalony na nieporanionym ramieniu przez kogoś zupełnie innego, kto mądrze uderzył kolanem w jego zraniony bok, sprawiając, iż bolesny krzyk umknął z jego ust. Zjawa, która przyduszona została przed kilkoma sekundami, opadała przed nim, dusząc się w dławionym płaczu i kaszląc złamanym głosem. Rękojeść oręża umknęła z dłoni Sana, odbijając się hucznie o kamieniste podłoże, kiedy palce powiodły ochronnie ku ranie, starając się zabezpieczyć ją przed kolejnym uderzeniem, które z pewnością zwieńczyłoby jego żywot.

Son of war // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz