Obawa rozkwitająca w mądrym sercu wraz z kolejnymi stukotami końskich kopyt o gruntowe podłoże, wilgotniejące w nocnym już świetle księżyca. Wooyoung łagodnie opuścił ramię, umieszczając szczupłe palce na ledwo ruchliwych plecach swego ukochanego, który wciąż nieprzytomnie spoczywał na jego ramieniu. Westchnął, czując słaby, acz obecny oddech uderzający w jego szyję ubolewając jednak, iż ten nikł z każdą kolejną minioną chwilą.
Ku jego szczęściu, podróż wydawała zwieńczać się szybciej, niżeli jego dech, gdyż spomiędzy wysokich drzew zaczął dostrzegać łagodne zarysy wysokich pieni, ustawionych ciasno tuż obok siebie i ogołoconych ze swych koron po przynajmniej sześciu, bądź siedmiu stopach. Za murem zaś pięły się budynki, choć wtopione w łączastą trawę, którą wyścielone zostały niskie, spadziste dachy.
Ostatnie ary drogi były prostą ściółką, aż przeistoczyła się w drobną, wydeptaną ścieżkę, wyzbytą z dużych kamieni. Konie zaś dostrzegając swój dom, przyspieszyły naturalnie, pędząc ku odpoczynkowi.
-Wybudowałyśmy to same - Szepnęła Solar u jego boku, kiedy z wolna przekroczyli wzniosłą bramę. Pomimo iż noc zapadała już mrokiem od kilku minionych godzin, wciąż niektóre z postaci przemierzały pomiędzy nielicznymi chatami w powolnym swym krokiem, pozostawiając za sobą słodki aromat ciepła... żadnej Alfy.
-A dominanci? - Spytał zdziwiony, przechylając skroń w swej trwodze, gdy kobieta uśmiechnęła się ciepło.
-Nie ma.
-Ani jednego? - Dociekał chłopiec, dostosowując wolniejsze tempo do jej wierzchowca, ciężko oddychając, kiedy skinęła głową.
-Na codzień... Możesz nazwać nas buntownikami, gdyż zbiegłyśmy przed okrucieństwem naszego losu, wiedzione przez nasze serca. Niegdyś żyłyśmy w bólu pod tyranią okrutnych Alf, które pragnęły naszych ciał do własnego zadowolenia, jednakże przeciwstawiliśmy się ich wolni i uciekłyśmy spod ich zachłannych rąk, tworząc tę osadę, gdzie nikt nie powinien być zmuszany, aby oddawać się, więcej, niżeli raz - Wyznała cicho, nim jej uśmiech opadł - Przybywa jednak jeden z nich - Skinęła głową ku Sanowi, który wydawał się zupełnie nieobecnym w swym ciele - I odbiera nam wszystko, na co tak pracowaliśmy.
-I tak musi to zrobić, bo umarł...
-Nie. Jest obejście tego, wiesz? - Wyszeptała, spoglądając na młodą dziewczynkę, która wyciągnęła dłoń w jej stronę, aby pomóc jej zejść z wierzchowca - Nie musimy odnaleźć partnera po trzech miesiącach od prezentacji, a jedynie kogoś, kto rzekomo pobudzi w nas uczucie przynależności do kogoś poza rodziną, kto zaopiekuje się tobą w pierwszych trzech cyklach.
-Ale jednak on przychodzi... - Mruknął zdezorientowany, jednakże jego słowa nie zostały zwieńczone już przez kobietę. Ta jedynie uśmiechnęła się smutno, powoli sięgając po niemalże sennie martwego Sana, pomagając chłopcu ściągnąć go z konia.
-Hwasa i Felix zabierze go do medyka, nie obawiaj się, nic mu nie będzie - Obiecałą, kiedy pomogła wspomnianej dwójce założyć wielkie, uszkodzone ramiona Alfy na swe barki, nim starali się w pełni swych sił, by z wolna ciągnąć go ku najbliższej z chat - My pójdziemy cię przebrać i wykąpać, abyś mógł również spokojnie nakarmić swoje dziecko - Wyciągnęła swe dłonie, ponownie starając się grzecznie poprosić o Yeosanag i Wooyoung, choć z bólem, nieco pewniej oddał jej malucha, powoli zeskakując z konia, aby samemu przejąć jego delikatne ciałko - Jest niesamowicie grzeczny - Zauważyła uprzejmie, spoglądając na chłopca, który ponownie swoimi niewielkimi paluszkami uchwycił poszarpaną bluzkę swej matki.
-Tak - Szepnął Wooyoung z dumą drzemiącą i puchnącą w jego piersi. Wilki pozostały u jego nogi, delikatnie otarł swe ciemne u grzbietu futro, przypominając o swej obecności - Ah, tak... On też pewnie jest głodny i zmęczony - Zachichotał, delikatnie szturchając jego majestatyczny łeb.
CZYTASZ
Son of war // WooSan
FanficTwoje dłonie na moim ciele, pozostawiły po sobie ślad. Odebrałeś mi sen, ofiarowując przyszłość. Rozlałeś krew moich wrogów, by zadośćuczynić. Myliłem się... nie nienawidziłeś mnie, ty kochałeś. A ja wątpiłem, czy syn wodza potrafi jeszcze kochać. "...