rozdział czterdziesty siódmy

396 25 32
                                    

Wooyoung spiął swe ciało, czując, jak krew spływa w dół jego języka od bolesnego tłumienia krzyku. Jego ciało płonęło w agonii, niemalże rozrywane na strzępy, odbierając mu świadomość, iż nie jest zupełnie sam, iż ktoś właśnie kroczy niemalże u jego boku z nieznanym mu zamiarem. Jedyne co pozostało w jego głowie podczas kolejnego skurczu, to czyste przerażenie i świadomość, że musi milczeć, by jego szczeniak mógł żyć. Słuchał więc rozumu, starając się wyczuć, gdzie zmierza postać.

Ku jego nieszczęściu kroki wydawały się nabierać na sile, efektownie zwiastując swe przybycie i wydawały się już tak głośne, jakby nieznany mężczyzna stał tuż pod drzwiami, wahając się, czy wejść.

Aż drzwi otworzyły się na oścież, wpuszczając boleśnie lodowaty wiatr, by uderzył o wilgotną i rozgrzaną skórę chłopca, kiedy światło ponownie spaliło wrażliwą źrenicę, tymczasowo odbierając potrzebny wzrok. Wooyoung jednak nawet nie zareagował w czystym pragnieniu ukrycia się przed nieznajomym, gdy ból ponownie przeszył jego ciało, a głowa odchyliła się do góry, zapewne uwypuklając każdą napiętą żyłę jego gardła.

Strach jedynie potęgował cierpienie, sprawiając, iż drżał w przerażeniu, nie wiedząc, czy pozostać na swym miejscu, czy może zbiec w odległy mu kąt. Choć i to wydawało się bezsensownym zabiegiem. Nie ucieknie już. Nie z dzieckiem, które za kilka kolejnych chwil ujrzy światło dzienne.

-Proszę... nie - Błagał zdławionym, zduszonym tonem, łkając głośno w krzyku swego bólu, modląc się, by ktokolwiek zabrnął tak daleko, odszedł właśnie, nigdy nie oglądając się za siebie.

-Woo - Trzy litery... Nagle wszelkie cierpienie, ból, samotność, przerażenie... wszystko to stało się nieistotne, kiedy otępiałe oczy otworzyły się ponownie na swego partnera, łkając już na to, jak realny się wydawał.

Jego drobna, malutka rączka wyciągnęła się w kierunku mężczyzny, kiedy ten padł na swe kolana tuż przy jego czujnym boku, ściskając kościste palce tak delikatnie, iż chłopiec miał ochotę rozpłynąć się pod wszelkim naciskiem. Jego oddech tak gwałtownie wydał się znacznie prostszy, a ból przestał tępo uderzać w jego skroni, sprawiając, iż cień nadziei rozjaśnił się w jego głowie... przeżyje.

-Powiedz, że jesteś prawdziwy - Błagał, obawiając się złudnych omamów w swej boleśni, nim płacz zajął jego surowe gardło, kiedy Alfa skinął głową z ciepłym, choć równie łzawym uśmiechem.

-Jestem kruszynko. Tak dobrze się spisałeś. Jestem z ciebie taki dumny - Zapewniał San delikatnie masując jego dłoń, nim pochylił się by złożyć łagodny, czuły pocałunek na przepoconym czole, odgarniając również uprzejmie kilka zbłądzonych pasem, które niesfornie opadły poza brwi młodszego.

-San, ja... - Jęknął chłopiec, napinając swe ciało, kiedy kolejny skurcz przeszył wszelki jego cal. Wiedział, iż prawdopodobnie w swym uścisku zgniata dłoń swego kochanka, porzucając jakiekolwiek wspomnienie czułości na rzecz przejmującego bólu, choć Alfa nie wydawał się tym rozgniewany, bez sprzeciwu przyjmując część cierpienia.

-Wiem maluchu, tak dobrze sobie radzisz - Gruchał delikatnie, masując jego przepocone włosy przez cały, długi i niezwykle bolesny proces, przypominając mu nieustannie, jak oddychać i by się nie poddawał. A Wooyoung potulnie postanowił posłuchać, czując, jak wilk przybyły z jego partnerem powoli układa się u jego drugiego boku, odbierając odrobinę brutalnego chłodu.

Kiedy cierpienie ponownie ustało, San puścił jego dłoń, by pospiesznie i z ciężkim jękiem zsunąć ze swej piersi pas miecza, upuszczając go tuż obok, nim sięgnął do koszuli. Chłopiec jednak nie obserwował dalej, starając się jak najlepiej oddychać głębokimi seriami, by jego głowa nie zatraciła się ponownie.

Son of war // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz