ROZDZIAŁ 4
Bananek...nie, Bananowa Łapa, był na swoim pierwszym treningu. Kilka dni temu odbył się obchód terenów, ale dopiero dzisiaj będzie miał pierwszy trening z Szczawiowym Błyskiem. Zastanawiał się, co będą robić, chociaż przy niej nie liczył na zbyt wiele. Może każe mi zbierać mech. Szczerze wolał to, niż patrol graniczny, na jaki wyszedł dzisiaj Krucza Łapa. Jego brat, który też był uczniem, dostał dużo lepszego mentora, ale miał dość ciągłych treningów walki. To nie oznaczało, że mentor był zły - Cedrowa Skóra bardzo dobrze uczył, ale zbyt duży nacisk kładł na doskonalenie umiejętności walki. Jednak z drugiej strony, bracia uczniami byli od zaledwie sześciu dni.
— To...co dzisiaj? — zapytał Bananowa Łapa kotkę, która go szkoliła, gdy już do niej podszedł.
— Nic. — miauknęła ironicznie. — Walkę, głupi kocie. Serio nie pamiętasz? Czy twój brat jest takim samym mysim móżdżkiem?
— Sama jesteś mysim móżdżkiem. — kocur nie czuł się ani trochę źle obrażając własną mentorkę. Obraża mojego brata, to ja mogę ją.
Kotka nie wyglądała na zadowoloną. I dobrze. Bananowa Łapa się natomiast bardzo cieszył.
— Nie nazywaj tak swojej mentorki, Błotnista Łapo! — warknęła zdenerwowana kocica.
Nie nazywaj mnie Błotnista Łapa!
Jednak zanim coś odpowiedział, znów stało się to co ostatnio. Mimo otwartych oczu nagle zobaczył ciemność, a do jego uszu przestał docierać jakikolwiek dźwięk.
***
— Nie nazywaj tak swojej mentorki, Błotnista Łapo! — kocurek usłyszał nieoczekiwanie wściekły głos Szczawiowego Błysku. O co jej chodzi? — Natychmiast mnie przeproś!
— Przecież nic nie powiedziałem! — syknął zdenerwowany, nie miał zamiaru jej przepraszać za coś, czego nie zrobił.
— Nie kłam! I weź mnie przeproś! — kotka nie wyglądała na zadowoloną, a Błotnista Łapa nadal nie miał pojęcia, co zrobił nie tak. Z resztą nie wiedział nawet jak tu się znalazł, ostatnie co pamiętał, to jak wieczorem wczorajszego dnia zasnął obok swojego brata jako pierwszy ze wszystkich uczniów.
— Nie.
— Ostatnia szansa, mysi móżdżku
— Czy nie powiedziałem wyraźnie?
W tym momencie do kotów podszedł niski wojownik o rudym futrze. Był to Żwawy Płomień, szkolący Czarną Łapę - jedną ze starszych uczniów. Kocur był miłym kotem, do tego bardzo energicznym. Uwielbiał spędzać czas z uczniami mimo tego, że opuścił uczniowskie legowisko jeszcze przed narodzinami przywódczyni.
— Błotnista Łapa powinien już być z tobą na treningu, więc lepiej wyjdźcie już. — mruknął dziarski wojownik, mrużąc oczy.
Czarna uczennica kocura również miała przymknięte oczy, z resztą nie tylko ona. Wszystko przez to, że dzisiejszy dzień był wyjątkowo ciepły. Nie ma co się dziwić, w końcu księżyc temu zaczęła się pora zielonych liści.
Błotnista Łapa był szczęśliwy, gdyż tym razem udało mu się uniknąć kary za coś, czego nie zrobił. Jednak może nie mieć tyle szczęścia następnym razem. Nie zawsze ktoś podejdzie, przez co jego mentorka (jeśli można tak ją nazwać, patrząc na to, jak się angażuje - czyli wcale) w końcu go ukara. I tylko ona wiedziała za co, a uczniak mógł jedynie snuć domysły na ten temat. Pewnie za to, że przeze mnie nie może przez najbliższe kilka księżycy.