rozdział 18

26 3 0
                                    

Zgodnie ze swoim początkowym planem, Błotnisty Ogon wyszedł z obozu i poszedł w kierunku, z którego dało się wyczuć zapach Wierzbowej Łapy. Był pewien, że musi ją odnaleźć; nawet nie chciał myśleć, co może stać, gdyby mu się nie udało. Kotka gdy wyszła z obozu wyglądała na załamaną, a pod wpływem emocji mogła coś złego sobie zrobić. Błotnisty Ogon dowiedział się kiedyś od matki, że próbowała ona się zabić przez to, że jej siostra została szybciej wojowniczką, a Lisia Pręga nie mogła ze względu na groźbę utraty jednej z łap. Kotkę z trudem udało się uratować i dobrze, bo inaczej nie byłoby teraz Błotnistego Ogona na świecie.

Nagle wyczuł jeszcze silniejszy zapach poszukiwanej przez siebie kotki. Po chwili zobaczył ją obok któregoś z krzewów róży. Wyglądała na załamaną, ale nie na tyle, by sobie coś zrobić. Mimo wszystko kocur postanowił do niej podejść. Muszę mieć wspierać w trudnych chwilach, nie tylko Wrzosowy Kwiat się liczy. Mimo tego że kocur kochał wojowniczkę, był świadomy tego, że są też inne koty w klanie.

— Wszystko w porządku? — zapytał młodą kotkę, chociaż był prawie pewien, że wie, jaką odpowiedź usłyszy. 

— Niezbyt…

Tak jak się spodziewał.

— Nie martw się, na pewno w końcu się pogodzicie. — po tych słowach dostał nagłego ataku kaszlu. Przeszło mu dopiero po kilku minutach.

— Idź z tym do medyka. — nakazała nieco przestraszona szara kotka. Kocur zrobił to, bo wiedział, że tak będzie najlepiej. Zdecydowanie nie chciał przedwcześnie umrzeć.

***

Uzdrowiciel stwierdził u kocura czarny kaszel i kazał mu leżeć w odizolowaniu od innych, blisko legowiska medyka.    Mimo to koty mogły z nim rozmawiać, oczywiście odpowiednio oddalone. Z początku kocurowi się nie podobało to, że nie może być blisko innych, ale szybko zrozumiał, że tak będzie lepiej. W końcu nie chciał, aby Wrzosowy Kwiat się zaraziła, ani ktokolwiek inny.

— Tak mi przykro, że jesteś chory. — powiedziała Lisia Pręga, matka kocura. Może i nie rozmawiali często, ale jednak Błotnisty Ogon wiedział, że kotka nigdy o nim  nie zapomni. Był w końcu jej synem i może ojciiec znienawidził go po śmierci Kruczej Łapy, ale Lisia Pręga już nie.

— Wyzdrowieję nied- — chciał powiedzieć “Wyzdrowieję niedługo, więc się o mnie nie martw”, ale nie dokończył, bo zrobiło mu się ciemno przed oczami. Nie wiedział, co się z nim dzieje, jedynie czuł ogromny ból.

***

— Nied- co, Błotnisty Ogonie? — powiedziała Lisia Pręga, tylko, że Bananowy Ogon nie miał pojęcia, o co jej chodzi. I do tego wciąż używa tego dziwnego imienia, jak ona może? Tyle razy jej mówiłem, że jestem Bananowym Ogonem…

— Bananowy Ogonie. — nie odpowiedział na jej pytanie, jedynie ją poprawił. Nie mógł pozwolić na to, by nazywała go nie tak, jak naprawdę miał na imię.

— Nie jesteś już kociakiem, żeby udawać kogoś kim nie jesteś.

— JA JESTEM BANANOWYM OGONEM, GŁUPIA KOCICO! — wyrwało mu się, zanim to przemyślał. Od razu tego pożałował; nie uważał matki za głupią, nawet mimo faktu, że nazywała go inaczej niż chciał.

Nagle do kotki (która stała jakąś długość ogona od Bananowego Ogona), podszedł nie kto inny jak jej partner. Białofutry, długowłosy samiec nie wyglądał na zadowolonego.

— Przeproś ją! — wysunął pazury i wbił je w ziemię. Po chwili wyjął je i schował, ale zaczął podchodzić do Bananowego Ogona.

— Nie, Mroźna Burzo. — kotka powstrzymała go, gdy wojownik już zamierzał się do zaatakowania Bananowego Ogona. Sam zainteresowany zewnętrznie zachował spokój, ale wewnątrz po prostu trząsł się ze strachu. Przecież Mroźna Burza chciał go zaatakować!

— Niech ci będzie. — kocur odszedł, ale Bananowy Ogon zobaczył w jego oczach błysk triumfu. Czyżby kocur cieszył się z cierpienia własnego syna?

***

Zaledwie trzy dni później, kocur nadal czuł się źle, ale mimo wszystko lepiej niż na początku. W każdym razie z samego rana był świadkiem kłótni dwóch wojowniczek. 

— Znowu to samo, a obiecałaś poprawę!

— Nie moja wina, że się w tobie zakochałam!

To były Pokrzywowy Wyskok i Wiewiórcza Bryza. Teraz stało się jasne, dlaczego ta druga tak dziwnie się ostatnio zachowywała.

— Kiedy? — wykrztusiła jedynie Pokrzywowy Wyskok.

— Jak byłyśmy jeszcze uczennicami.

— Ja… nie wierzę w to, jak mogłaś mi nie powiedzieć? — syknęła starsza (o księżyc) wojowniczka.

— Czekaj, wyjaśnijmy to… — ale tamta już odeszła. 

***

Czarny Ogon i Wrzosowy Kwiat rozmawiały akurat o jakiejś potyczce na granicy między Czarną i jej patrolem, a patrolem Klanu Rzeki. Jednak akurat ich rozmowa mało interesowała Bananowego Ogona, inaczej, jeśli chodzi o rozmowę Żmijowej Pręgi i Wierzbowego Połysku. 

— Żmija, przepraszam… Powinnam cię wysłuchać od razu, zamiast się denerwować. 

Kocur polizał ją po pysku.

— Nic się nie stało. — odpowiedział brązowy wojownik szarej samiczce. 

Wyglądało na to, iż ta dwójka się pogodziła. Tylko, że według Bananowego Ogona to Żmijowa Pręga był winny temu, że się w ogóle pokłócili. Gdyby nie obrażał jej rodzeństwa, nic by się nie stało.

***

W końcu, po dziesięciu dniach spędzonych u medyka, Bananowy Ogon wrócił do legowiska wojowników. Akurat przywitali go Jeżynowy Kwiat i Bluszczowy Ogon.

— Cieszę się, że wróciłeś. — powiedziała kotka.

— Ja też. — dodał Bluszczowy Ogon

Bananowy Ogon też był z tego powodu szczęśliwy. Nagle jednak zrobiło mu się ciemno przed oczami i poczuł ogromny ból.

Po chwili zamiast niego był tam Błotnisty Ogon. 

829 słów moi drodzyyyy

SKR SE: Ścieżka Błotnistej Gwiazdy ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz