Rozdział 24. To był komplement, skarbie.

428 27 17
                                    

Nicolas


Usłyszałem pukanie do drzwi. Spojrzałem w tym kierunku. Do środka wślizgnęła się Caroline. Dokładnie przyjrzałem się jej. Na stopach miała ubrane czerwone szpilki, na nogach kabaretki, a całość przykryła czarnym płaszczem. Oprócz tego, prawdopodobnie nie miała nic więcej na sobie, ewentualnie skąpą bieliznę. Całość dopełniał mocny makijaż i czerwone usta.

- Dawno się nie widzieliśmy, kochanie. Unikasz mnie? - zamruczała słodko. Podeszła do mnie w seksowny sposób i oparła się tyłkiem o blat. Byłem w zasięgu jej dłoni, dlatego nie omieszkała dotknąć mojego ramienia.

- Byłem zajęty. - odpowiedziałem krótko. Nie chciałem wdawać się z nią w dyskusję. To nigdy nie prowadziło do niczego dobrego. - Po co przyszłaś?

- Pytasz jakbyś nie wiedział. Brakuje mi Ciebie w łóżku. - powoli rozwiązała pas płaszcza. - Masz ochotę się zabawić?

- Aktualnie nie mam czasu, ale jak chcesz możesz wpaść wieczorem.

- Wieczorem czy w nocy? - zapytała z wyrzutem.

- Jak skończę. - mruknąłem zmęczony, na co naburmuszyła się.

- Nigdy nie masz dla mnie czasu. Ciągle tylko praca i praca. A gdzie w tym wszystkim ja? - zachowywała się jak dziecko. Brakowało tylko, żeby tupnęła nogą w złości.

- To dlaczego nie poszłaś do Mikaela? Od niego dostaniesz to samo. - zdziwiła się, jednak szybko zamaskowała to uczucie. - A może nie chciał Cię? Zawsze pozostaje Elijah. A jednak nie. Przecież siedzi w więzieniu.

- Skąd...? - zawahała się, a przez jej twarz przemknął cień strachu.

- Skąd wiem, że moi bracia Cię pieprzą?

- Nick, przecież nigdy nie interesowało Cię z kim sypiam. Jesteś zazdrosny? - uśmiechnęła się chytrze.

Jeszcze tego by brakowało.

- Nie. Po prostu nie chce słyszeć wyrzutów od Ciebie. Zwłaszcza od Ciebie.

- Jesteś niesprawiedliwy. Zrobiłabym wszystko, gdybyś tylko chciał.

- W takim razie wyjdź.

- Mam dla Ciebie dokumenty, które chciałeś. - zawołał od progu Connor. - Caroline! Co Ty tutaj robisz? Wypuścili Cię z psychiatryka? - uśmiechnął się miło, kompletnie przecząc jego tonowi głosu oraz słowom, które wypowiedział. Delikatnie mówiąc, nie przepadał za nią.

- Dobrze wiesz, że nigdy tam nie byłam. - spojrzała na niego jakby stracił piątą klepkę.

- A szkoda. Może zrobiliby coś z Twoim paskudnym charakterem.

- A Ciebie jeszcze nie wykastrowali? To byłaby wielka przysługa dla wszystkich kobiet.

- Moje panie nie narzekają. A nawet chwalą sobie.

- Dopóki nie wiedzą, że sypiasz z połową Nowego Jorku. - zacmokał jakby był niezadowolony.

- Caroline... Wiesz, co Cię różni od piranii? - nie czekał na jej odpowiedź. - Szminka.

Próbowałem się nie roześmiać. To była czysta prawda. Chociaż mógłbym pokusić się na stwierdzenie, że nawet pirania była mniej zabójcza.

- Nic nie powiesz? - zawróciła się do mnie, na co wzruszyłem ramionami. - Twój sługus mnie obraża.

- To był komplement, skarbie. - odparował Connor.

- Zawsze byłeś idiotą, ale teraz to przechodzisz samego siebie. - warknęła wkurzona i opuściła biuro, z hukiem zamykając drzwi.

Lose Myself TOM II | ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz