Rozdział 5. Poprosić o autograf dla Ciebie?

856 48 34
                                    


Nicolas


Rzuciłem wszystkie dokumenty trzymane w dłoni na biurko i wyszedłem na balkon zapalić. Byłem wkurzony, ponieważ jakaś garstka debili dopadła kolejnego zawodnika. Ktoś bardzo chętnie sabotował wszystkie rozgrywki w Kręgu. Brakowało mi ludzi na walki, a nic nie wskazywało na to, żeby przestali. Zamknąłem oczy, rozmyślając nad cholernym problemem, który zapewne sprezentował mi starszy brat.

- Mam kolejnych kandydatów. - Connor stanął obok mnie i trzasnął plikiem kartek w głowę. Byłem tak zdekoncentrowany, że nawet nie usłyszałem jak wszedł. - Nie pal. Głupiejesz do tego. - zignorowałem jego zaczepkę. Zawsze mnie za to krytykował, odkąd zacząłem stosować ten niezdrowy nawyk.

- Ktoś dobry? - zapytałem sceptycznie. Ostatnio nie pojawił się nikt wart uwagi. Sami amatorzy.

- Dwóch. Alexander Rodriguez i Jared Jones. - podstawił mi pod nos ich dokumenty.

- Jeden walczył na Manhattanie, więc może być dobry. Chyba brakuje mu adrenaliny odkąd psy zamknęły Podziemie. Natomiast drugi, rok temu odszedł z zawodowstwa, podobno potrzebuje kasy. - wziąłem bucha i pokręciłem głową.

- Najpierw ich sprawdź. Nie chce mieć wtyki na ogonie.

- Nie mamy czasu, a Elijah zaraz sprzątnie następnych. Nie mamy kogo dzisiaj wystawić. Zastanów się. - po raz kolejny zaciągnąłem się dymem.

- Ja mogę stanąć w klatce. Clyde również.

- Jak długo tak pociągniesz? Klub, Krąg, ciągłe problemy Liderów i jeszcze chcesz walczyć? Zdurniałeś do reszty? - znowu walnął mnie dokumentami. Spojrzałem na niego spod przymrużonych powiek. Grabił sobie.

- Chcesz mieć te kartki w tyłku? - zapytałem na pozór spokojnie. Wiedział, że mogę żartować, ale to była tylko jedna z opcji. Przecież mógł jeszcze dzisiaj, bez dodatkowych opłat, przejechać się karetką prosto na oddział ratunkowy. Niezapomniane wrażenia gwarantowane. - odsunął się ode mnie na bezpieczną odległość i kontynuował.

- Martwię się o Ciebie, debilu. Niedługo padniesz z wycieńczenia. Jak długo to już trwa? Masz wory pod oczami jak moja osiemdziesięcioletnia babcia.

- Twoja babcia nie żyje. - przypomniałem, na co przewrócił oczami.

- Tak, wyglądasz dokładnie jak zwłoki. - znowu ciskał się o nic. To nie był pierwszy raz, kiedy wypominał mi, że powinienem przystopować.

Chociaż w jednym musiałem przyznać mu rację. Miałem masę roboty, a nie zapowiadało się, żeby w najbliższym czasie było jej mniej.

- Przesadzasz. - zgasiłem papierosa i wróciłem do biura.

- Jak pójdziesz dzisiaj walczyć, przegrasz. - puściłem to mimo uszu. W takim miejscu jak Krąg nie zawsze liczyła się wygrana.

- Sprawdź mi kogoś. - zmieniłem temat, czując, że jak zaraz nie przestanie to mu przyłożę. - Layla Solberg. - tylko, albo aż tyle udało mi się wyciągnąć z internetu.

Usiadłem w fotelu.

- Kobieta? To coś nowego. Podoba Ci się? - zapytał zaskoczony. Szybko zapomniał, o czym rozmawialiśmy wcześniej.

- Cóż... To czysta ciekawość. - zamyśliłem się przypominając sobie oczy dziewczyny, a zaraz po tym jak broniła tego barmana, nie wiedząc co ją tak naprawdę czekało, gdybym nie zareagował.

- Nawet jeżeli coś tak błahego, to w Twoim przypadku jest to osiągnięcie. - nabijał się ze mnie, ale cóż mogło być w tym trochę prawdy. Nigdy nie kazałem mu sprawdzić kobiety, oprócz Bonnie, ale ku temu były całkiem inne powody.

Lose Myself TOM II | ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz