Layla
Wracałam do mieszkania samochodem. Bal charytatywny się przedłużył, a organizator był dobrym znajomym moich rodziców, dlatego cały czas dotrzymywał mi towarzystwa i nie mogłam wyrwać się wcześniej. Cieszyłam się, że to było już za mną, chociaż usta nadal mnie bolały od ciągłego uśmiechania się.
Było już grubo po drugiej w nocy, z nieba padał deszcz i nie było widać żywego ducha na drodze. Las ciągnął się w nieskończoność i w pewnym momencie byłam święcie przekonana, że zabłądziłam, jednak, kiedy spojrzałam na nawigację, wydawało się, że prowadziła mnie dobrze. Pokonywałam zakręt, gdy ni stąd, ni zowąd wyskoczyło mi zwierzę na ulicę. Jeleń zatrzymał się i popatrzył oślepiony na samochód, ale nie ruszył się. Spanikowałam i skręciłam w bok. Tylko nie ten. Zamiast ominąć jegomościa lewą stroną drogi, szarpnęłam kierownicą w prawo. Ściągnęło mnie na pobocze. Przejechałam kilka metrów i zatrzymałam się na drzewie. Uderzyłam głową o kierownice, a potem oberwałam drugi raz z poduszki powietrznej. Idealne wyczucie czasu... Kurwa.
Oszołomiona rozejrzałam się po samochodzie. Od siły zderzenia pękła przednia szyba. Utworzyła się na niej pajęczyna. Jednak boczne szyby rozleciały się w drobne kawałki. W środku panował ogólny bałagan. Otrzepałam się z resztek szkła. Odpięłam pas, uderzyłam pięścią w poduszkę i chwiejnie wyszłam z auta.
- Zadowolony jesteś?! - nakrzyczałam na dzikie zwierzę, ale ono tylko prychnęło mordką w moją stronę i powoli odeszło w stronę lasu.
On to zrobił specjalnie, prawda?
- Cholerny jeleń! - krzyknęłam w ciemność, ale jedynym co otrzymałam w zamian, była pulsująca głowa.
Sprawdziłam stan mojego niebieskiego Lexusa LC Structural Blue. Piękna bestia. Uwielbiałam go. Mama wybrała go na moje osiemnaste urodziny. To była jakaś limitowana edycja, a teraz nadawał się tylko na złom. Cała maska była wgnieciona, a silnik przesunięty do środka. Niewiele brakowało, a miałabym zgniecione nogi. Cudownie.
Autko było małe i wygodne. Nie rozwijałam nim dużych prędkości i chyba tylko to uratowało mnie od większej katastrofy.
Sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam po pomoc drogową. Przedstawiłam sytuację oraz podałam swoją lokalizację. Laweta miała przyjechać w ciągu dwóch godzin. Świetnie! Idąc tym tropem, w domu będę nad ranem.
Spojrzałam w niebo, zimne krople deszczu uderzały o moją twarz. Jednak czułam ciepło w okolicach czoła i skroni. W miejscu gdzie uderzyłam o kierownice. Dotknęłam dłonią czoła, a kiedy na nią spojrzałam, znajdowała się tam ciemna plama. Krew.
To były jakieś jaja.
Usiadłam z powrotem do samochodu, gdy zakręciło mi się w głowie. Zamrugałam powiekami, żeby przywrócić jasność widzenia. Wzięłam głęboki oddech i wybrałam kolejny numer. Jego odbiorca z pewnością nie będzie zadowolony.
- Cześć kochanie, co porabiasz?
- Kończymy z Connorem pewne sprawy. Już wróciłaś?
- Prawie.
- To dobrze. - po drugiej stronie nastąpiła chwila konsternacji. - Poczekaj. Co w Twoim słowniku oznacza słowo "prawie"?
- Miałam bliskie spotkanie z drzewem? I z kierownicą, a potem z poduszką powietrzną. - wyliczałam na palcach.
- Co?! - krzyknął tak głośno, że musiałam odsunąć telefon, żeby nie ogłuchnąć.
- Jeleń uznał, że wyjdzie przed moje auto jak modelka na wybiegu. Co miałam zrobić?
CZYTASZ
Lose Myself TOM II | ZAKOŃCZONA
AksiDruga część Lose control. Nie trzeba znać poprzedniej części, ale opisane tam sytuacje mogą rozjaśnić niektóre aspekty opowieści. Layla, studentka kryminologii na imprezie poznaje przystojnego i intrygującego mężczyznę. Początkowo daje się ponieść z...