Rozdział 17

230 17 4
                                    

     Nie zdążyłam nawet zauważyć kiedy Paweł pociągnął mnie za rękę na górę skoczni. Wskakujemy na leśną ścieżkę i chowamy się pod poczekalnią między belkami podtrzymującymi domek. Staram się uspokoić oddech, przymykam oczy i opieram się plecami o jeden z pniaków. 

- Plan jest taki- zaczyna odwracając się do mnie.- Błagam kurwa nie zemdlej.

- Nie mogę obiecać.

- Okej- mówi.- Kiedy ochroniarz wejdzie na górę sprawdzić czy nikogo nie ma, wybiegniemy z powrotem na bule i zjedziemy na dół. Potem biegniemy szybko do samochodu i odjeżdżamy.

   Patrzę się na niego z otwartą buzią. Nie jestem w stanie uwierzyć, że on chce jeszcze uciekać. Przecież poślą na nas jakiś radiowóz. O Boże pójdę do więzienia. 

- Czyś ty zdurniał- odpowiadam wyrzucając ręce w powietrze.- Nie ma mowy. 

    Jak na zawołanie słyszmy niedaleko siebie kroki. Wytrzeszczam oczy z przerażenia i modlę się w duchu o łaskawą karę dla naszej dwójki. Nie zdążę jednak dobrze pomyśleć, kiedy Paweł łapie mnie za rękę. Spoglądam najpierw na miejsce, w którym mnie trzyma, a następnie na jego twarz. 

- Jeszcze mi podziękujesz- Chryste za jakie grzechy. 

    W tej samej sekundzie ciągnie mnie za rękę i ruszamy biegiem przed siebie. Czuję w uszach jak wali mi serce i już po prostu jedyne o czym marze, to znaleźć się w swoim łóżku. Będąc na igielicie siadamy na pupach i odpychamy się od podłoża i o boże, mam ochotę wrzeszczeć i śmiać się jednocześnie. Zjeżdżamy z dużą prędkością, cały czas trzymając się za ręce. Powoli hamując wstajemy na nogi i biegniemy. Kątem oka dostrzegam, że ochroniarz nas widział, jednak nie jest w stanie nas już doścignąć. Otwieramy drzwi, nie zdążam ich jeszcze zamknąć do końca, a już z piskiem opon odjeżdżamy z pod kompleksu. 

    Przez pierwsze minuty jazdy żadne z nas się nie odzywa. Jestem zatopiona w swoich myślach i po raz kolejny analizuję to co się przed chwilą wydarzyło. I nie wiedzieć czemu w końcu zaczynam się śmiać. Najpierw po ciuchu i próbuje to stłumić jednak potem nie jestem w stanie przestać i śmieję się na cały głos. Tak bardzo, że w kącikach moich oczu pojawiają się łzy, a mięśnie brzucha zaczynają mnie boleć. Paweł odwraca wzrok od jezdni i posyła mi uśmiech.

   Chłopak parkuje pod moim domem. Mimo tego, że spędziliśmy większość tego dnia razem nie mam ochoty wychodzić z ciepłego wnętrza jego auta. Odpinam mozolnie pas i jeszcze przez sekundę nie wstaję z miejsca.

- Dziękuję- mówi po chwili. Odwracam głowę.

- Za co?- pytam, nie rozumiejąc o co mu chodzi. Gdyby nie on posikałabym się tam ze strachu. Jak ktoś ma dziękować to ja jemu nie odwrotnie.

- Za to co powiedziałaś wcześniej- posyła mi nieśmiały uśmiech a w mojej piersi rozlewa się przyjemne ciepło.   

   Odblokowuję telefon i sprawdzam godzinę. 00:02. Pokazuje mu wyświetlacz telefon, na co on unosi brwi.

- Nie myślałem że jest aż tak późno- drapie się jedną ręką po karku.  

- Ja też.

    Łapię za klamkę i już mam wychodzić z auta kiedy mój wzrok pada na datę wypisaną małymi literami pod godziną. Wszystkie pozytywne emocję, które jeszcze chwilę wcześniej odczuwałam znikają. W piersi przyjemne ciepło zastąpione zostało niewyobrażalnym bólem, tak dobrze znanym. Mój kciuk zwisa nad tymi kilkoma cyframi i delikatnie je obrysowuje. Wpatruje się w nie mając nadzieje, że zaraz znikną, że się zmienią na kolejny dzień. Jednak nic takiego się nie dzieje. Czuję jak Paweł łapie mnie delikatnie za rękę, spoglądam na niego i ze wszystkich sił staram się powstrzymać łzy cisnące się mi do oczu. 

Gwiazdy w Twoich oczachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz