Rozdział 26

190 21 20
                                    

  Witajcie ziomki. 

Powiedzieć wam coś ciekawego? Właśnie skończyłam pisać to opowiadanie. Więc tak, oprócz tego rozdziału przed nami jeszcze jeden i epilog. Czy chce mi się płakać? Być może. Ale jakby co wy o niczym nie wiecie. Decyzja należy do was. Chcecie końcowy maraton i rozdział dzisiaj oraz w sobotę i w niedzielę, czy może kolejny w piątek w przyszłym tygodniu? Dziękuję wam za taką aktywność. Kochani jesteście. Zapraszam was również do spojrzenia na nowe opowiadanie. Buziole i do zobaczyska. 



  Mojej uwadze nie uszło to, że przy wigilijnym stole dziewczyny nie wymieniły ze sobą choćby jednego słowa. Kończyłam właśnie setnego pieroga tego dnia, gdy mama zawołała nas, żebyśmy otworzyli prezenty. Widziałam jak stara się grać dobrą minę do złej gry. Dało się odczuć, że w tym roku atmosfera świąt jest ledwo widoczna w naszym domu. 

- Proszę słońce- mama podała pakunek Ignacemu. On przyjął go  wymuszonym uśmiechem i zaczął zdzierać papier prezentowy. 

  Nie lubiłam kupować toreb świątecznych i wrzucać tak po prostu prezent do środka. Było coś wyjątkowego w tym darciu tego papieru i domyślaniu się co może znajdować się w środku. Jedna z niewielu rzeczy, które pozwalają nam myśleć, że dalej jesteśmy dziećmi. 

- Ha ha ha- powiedział sarkastycznie chłopak, widząc już zawartość opakowania. 

- Przyjemność po mojej stronie- odparła Rozalia. 

   Podniósł czarny materiał do góry i rozłożył go. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zakryłam twarz, dłonią żeby nie było go widać. Spojrzałam na mamę, która miała zdegustowaną minę i westchnęła. Jestem pewna, że właśnie w takich momentach żałuje, że ma nas aż czwórkę. Chociaż tyle dobrego, że Tośka z Kubą pojechali już do jego rodziców.

  Z przodu koszulki był napis "jestem głupi", za to na plecach znajdowało się jego zdjęcie. Był wtedy chory i wyglądał jak siedem nieszczęść. Na plecach miał koc w czarno-białą kratę, oczy przekrwione i pełne od łez, a akurat na tym zdjęciu smarkał. Coś pięknego. 

- Dam Ci dwie dychy jak pójdziesz w tym po świętach do sklepu- oznajmiam. 

   Przez chwilę nic nie mówi i po prostu mi się przygląda. Widzę jak oddycha gwałtownie i jak jest zestresowany, przez to jak na zmianę zaciska i rozluźnia swoje dłonie. A w jego oczach widać tylko jedno. Nadzieję. 

- Nie chce dwóch dych- mówi w końcu.- Ale pójdę po ciasto i zagadam do kogoś czy wie może gdzie jest pałac kultury. Adekwatnie do koszulki. 

  Parskam śmiechem i wtulam się w bok Rozalki. Obejmuje mnie ramieniem i kołyszemy się w rytm jakieś kolędy, którą mama puściła z głośnika. Uwielbiała ich słuchać. Czasami jak ją naszło potrafiła włączy jakąś w środku lata. Miny ludzi słyszący jak w jeden z upalnych dni w lipcu, leci Jezus Malusieńki były bezcenne. 

  Następnie prezent dostaje dziewczyna. Nowy szkicownik w kolorze błękitu, z zestawem ołówków o różnej twardości. Dziewczyna całuje mnie w głowę i otwiera zeszyt, by zacząć szkicować naszą choinkę. Co roku ubieram ją na jeden kolor. W tym roku padło na biały. Uśmiecham się do mamy z wdzięcznością, gdy podaje mi pakunek. 

  Otwieram pudełko i na chwilę zamieram. Moje usta układają się w coś między zdziwieniem, a wzruszeniem. Przejeżdżam palcami po naszych fotografiach. Wydaje mi się jakbym czuła teksturę jego włosów. Jedno jest z naszej bitwy wodnej, kolejne gdy stałam z banerem w ręce przed zawodami. Następne jest nasze zdjęcie, które zrobiliśmy tamtego dnia, gdy byliśmy w kinie. Mam na nim zamknięte oczy i uśmiecham się, a on wpatruje się we mnie. Pierwszy raz widzę to zdjęcie. Kolejne jest jak robimy głupie miny w hotelowym lobby. A jeszcze jedno kiedy niósł mnie na barana. 

Gwiazdy w Twoich oczachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz