Rozdział 24

252 19 6
                                    

Hej miśki,

na dobre rozpoczęcie Turniej. Dziękuję za 3000 wyświetleń, co to jest w ogóle za kosmiczna liczba! Ostatni rozdział w tym roku kochani, mam nadzieję, że wam się spodoba. 

Buziaki i widzimy się w 2023, oby był dla was jak najlepszy. 



 Leżałam na łóżku wpatrując się w szafkę z książkami. Zawiesiłam wzrok na jednym z grzbietów książek, znajdujących się u mnie w pokoju. Odbijało się od niego słońce, tworząc na przeciwnej ścianie granatowe plamy. 

- Masz ochotę coś zjeść, kochanie?- zapytała mama, zaglądając do mnie. 

- Nie- powiedziałam przez nos. 

- Żeby wyzdrowieć musisz dostarczać jakiś składników odżywczych- odpowiedziała.

- Później.

   Nie drążyła dłużej i zamknęła za sobą drzwi. 

   W pamiętną noc, kiedy byłam już na mojej ulicy, zawróciłam. Wysłałam mamie sms-a, w którym napisałam, że razem ze znajomymi Pawła idziemy przejść się jeszcze po mieście i żeby na mnie nie czekała. W tym czasie wałęsałam się po naszym osiedlu, by wreszcie przycupnąć na huśtawce na placu zabaw. Gdy miałam pewność, że mama już śpi wróciłam do domu i zakopałam się pod kołdrą. 

   Następnego dnia nie miałam ochoty schodzić na śniadanie. Kiedy tylko wyobrażałam sobie, że miałabym cokolwiek zjeść od razu robiło mi się niedobrze. Zdawałam sobie również sprawę z tego jak tragicznie wyglądam, a nie miałam siły by się z tego wszystkiego tłumaczyć. I chyba najważniejszy powód. Nie byłam w stanie spojrzeć na Ignacego. Czułam to w kościach, że gdy go zobaczę, uśmiechniętego, zadowolonego, robiącego ze mnie idiotkę- wybuchnę.  

    Parę godzin później do pokoju weszła mama. Bałam się, że gdy mnie zobaczy domyśli się, że coś jest nie tak. I tak się stało. Ale nie do końca przypuszczałam, że uzna, że nocny spacer po mieście był tragicznym pomysłem. Jej zdaniem rozchorowałam się. A mogłam tak wyglądać. Przekrwione, popuchnięte oczy, zapchany nos, który wkoło miał czerwoną obwódkę i przy jakimkolwiek kontakcie z kremem cholernie szczypał, ból głowy czy brak apetytu. Byłam słaba. Tak cholernie słaba jak nie byłam od dawna. I taki stan utrzymywał się od ostatnich czterech dni. 

     Nie pozwalałam sobie na płacz. Nie kiedy w domu był ktoś inny. Grałam chorą, która przez większość dnia śpi i jest zmęczona. Co było prawdą, bo byłam cholernie zmęczona. Dominika pisała do mnie, ale nie miałam ochoty jej odpisywać. W końcu dowiedziała się o moim stanie i życzyła mi szybkiego powrotu do zdrowia. Zaoferowała się, że przyniesie mi notatki z wykładów. 

    Mogłabym to uznać za miłe. Lecz w tej samej chwili widziałam ich w tej restauracji, trzymający się za ręce. Zakochanych. A do moich oczy znowu napłynęły łzy. Odetchnęłam głęboko. Czułam się jak skończona kretynka. Że niczego się nie domyśliłam. Że pocieszałam ją, narażając swoją relację z Pawłem, która i tak od samego początku była skazana na przegranie. Że prosiłam Ignacego, żeby był dla niej miły i dobry bo ktoś potraktował ją jak śmiecia. A to był on. Od początku to był on. 

     ***

    Wieczorem kolejnego dnia drzwi do pokoju otworzyły się. Leżałam na tym samym boku wpatrując się w tą samą książkę. Jednak już nie tworzyła tych śmiesznych plamek. Światło nie odbijało się od niej. Usłyszałam kroki, a następnie kołdra za mną uniosła się do góry. Poczułam na plecach chłodne powietrze. Momentalnie na rękach wyskoczyła mi gęsia skórka. W pokoju miałam otwarte okno, a temperatura wynosiła parę stopni na minusie. Jednak nie chciało mi się wstać, żeby je zamknąć. 

Gwiazdy w Twoich oczachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz