Czy ja śnie?

20 2 0
                                    

Szybko zdjęłam dresy i zobaczyłam jak z ran sączy się tsunami krwi której za wszelką cenę nie mogę zatamować.

-Kurwa!Czemu akurat teraz czemu akurat dzisiaj- wykrzyknęłam próbując za wszelką cenę zatamować cholerny krwotok.

Nie wiedziałam co mam robić... Krew dalej się lała po całych nogach... Nigdy tak nie miałam... A rany są z ubiegłego tygodnia więc jakim cudem mogły tak się zruszyć?

Chusteczki mi się skończyły.

-Ashley! Jezus maria... -jasno oka blondynka weszła do pomieszczenia i zamarła bez ruchu.

Raczej każdy by zamarł... W końcu nie na co dzień spotykam się taki widok...

-Zaraz przyniosę chusteczki i bandaż- odparła i wybiegła.

Parę sekund później załamana instruktorka zaczeła przemywać moje rany... Na całych udach...

-Ssss... Aaa!!! -wrzasnęłam z bólu.

Kobieta spojrzała na mnie ze łzami w oczach sięgając po chusteczki i bandaż.

Owinęła moje opuchnięte uda i mnie przytuliła.

-Dalej uważasz że nic się nie dzieje? - zapytała stając na przeciw.

Spóźniłam głowę i wstałam.

Strasznie zakręciło mi się w głowie i czułam jak tracę równowagę.

Nauczycielka szybko pomogła mi spowrotem usiąść.

-Jesteś strasznie osłabiona... -Spojrzała mi w oczy przykładając dłoń do mojego czoła.

-Jezu.... Ty masz gorączkę... -chwyciła za telefon wciskając po kolei numerki.

-Halo... Bardzo proszę o jak najszybsze przybycie karetki na ulice********

Gwałtownie wstałam a ta ponownie mnie usadowiła.

Jaka karetka?! Ona chce mnie do wariatkowa wypierdolić?!

Szybko starałam się wstać i ubrać spodnie ale ta nie zezwalała na żaden ruch.

Jestem w dupie...

-Zaraz przyjedzie karetka... Wszystko będzie dobrze- w tej chwili jak to powiedziała coś we mnie pękło...

-Nie!! Nie będzie dobrze! Teraz na pewno trafię do tego pierdolonego wariatkowa!- zaczełam płakać... Dostałam ataku paniki...

Instruktorka próbowała mnie uspokoić ale na nic jej starania.

20 min później

Przyjechało pogotowie... Jak ja się teraz z tego wszystkiego wyplącze?

-Dzień dobry, wzywano nas- odparł ratownik o brązowych oczach i kasztanowych włosach.

Spoglądnęłam na ratowników oni też byli w szoku gdy tylko podeszli bliżej.

Zmierzyli mi temperaturę i wyszło 39° .

-Możesz wstać? - zapytała ratowniczka w kruczoczarnych włosach i jasnej karnacji.

Spróbowałam wstać lecz nie dałam rady... Czułam się zbyt słaba...

-Robimy wkłucie i podajemy antybiotyk- stwierdził ratownik.

Instruktorka stała tuż obok mnie obserwując cały bieg zdarzeń.

-Zdejme ci bluzę- odparła ratowniczka próbując zedrzeć ze mnie nakrycie.

-Nie!- krzyknęłam próbując się wyrwać.

Jednak byłam za słaba by się obronić.

Kobieta szybkim ruchem zdjęła mi bluzę... Stając bezruchu zresztą tak samo jak drugi ratownik i nauczycielka tańca.

Moje ręce również były całe w bliznach jak i tych wygojonych tak i tych jeszcze świeżych. 

Ratownik podał czarnowłosej węflon.

Kobieta chwyciła mój nadgarstek i próbował wbić igłę.

Zaczełam się wyrywać ale nauczycielka od tańca mnie przytrzymała..

Gdy tylko podano mi leki wstałam próbując uciec ale nic z tego.

Pod biegłam do drzwi wykorzystując nie uwagę ratowników.

Jak już miałam wybiec straciłam równowagę po czym przytomność.

Obudziłam się na podłodze a nademną prowadziła się rozmowa.

-Zabierzemy ją do szpitala... Powinna być nad wszelkim nadzorem specjalisty.

Obraz cały mi się rozkazywał przez co nie miałam pojęcia kto mówi nawet nie potrafiłam skojarzyć głosów.

Po paru sekundach obraz się rozszerzył i widziałam o wiele lepiej, usiadłam w pozycji prostej po czym próbowałam wstać.

-Powoli, lepiej siedź i nie wstawaj- zatrzymała mnie ratowniczka.

-Zabieramy ją do szpitala- odparł ratownik pomagając mi wstać.

Wykorzystałam ten moment i zaczełam uciekać w stronę wyjścia.

Szybko otworzyłam drzwi i wybiegłam.

Nie przejmowałam się tym że jestem w krótkim rękawie jak i bez dresów a dosłownie w samej bieliźnie. Na szczęście Bluzka była oversize i zasłaniała mój tyłek.

Wybiegłam z budynku szukając jakiegoś ukrycia wzrokiem.

-Stój! - krzyknął ratownik a zaraz po nim pani od zajęć.

Przerazona rozglądałam się we wszelkie strony.

W tym momencie chciałam po prostu zniknąć.

Pobiegłam trochę dalej.

Ujrzałam szklaną butelkę po wypitnym alkoholu.

Chwyciłam ją i rzuciłam z całej siły, rozpadła się na kawałki.

Chwyciłam jeden z nich i przyłożyłam ostrze do nadgarsta.

-Nie podchodźcie! - krzyknęłam coraz mocniej przeciskając ostrą krawędź do skóry.

-Ashley proszę nie rób tego! -Spojrzałam na nią po czym na nadgarstek.

Ręce mi się trzęsły.

Zamknęłam oczy.

-Teraz wszystko się skończy... - wyszeptałam.

Coraz mocniej przycisnęłam odłamek szkła do skóry... Szybkim ruchem przecięłam skórę... Naruszając dwie najbardziej widoczne żyły.

Nie sądziłam że mój koniec będzie tak wyglądać.

Krew zaczeła tryskać jak szalona.

Nie mogłam utrzymać równowagi, zaczęło robić mi się duszno... Nie mogłam oddychać a oczy za chodziły mi płonącymi łzami

Usłyszałam kroki... Po czym upadłam na kolana...

-Szybko bandaż trzeba zatamować krwotok!- krzykną ratownik.

Instruktorka obwiązała mi nadgarstek bandażem z całej siły zaciskając.

Ledwo na nią spoglądnęłam i wydałam z siebie ciche...

-Nie....

Chwile później nie czułam nic.

Ostatnia/iskra nadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz