Tyle twarzy

12 1 0
                                    

Budzę się cała obolała jakby właśnie stratowało mnie stado słoni. Przechylam głowę do tyłu i widzę długą i wąską rurkę przyczepianie do woreczka z przezroczystą cieczą.

Powoli się podnoszę przy pomocy dłoni.

Spoglądam na zgięcie w nadgarstku i widzę małego motylka. Podpieli mi kroplówkę.

Przecieram dłońmi oczy, chwytam telefon znajdujący się na blacie szafeczki nocnej.

Jest godzina 3:00 godzina w której grasują wszystkie demony z opowieści rodziców.

Wstaje powoli trzymając słupek z kroplówką.

Podchodzę do okna, jest niesamowicie cicho i pięknie. Blask księżyca odbija się w tafli małego jeziorka a wokół latają malutkie świetliki.

Podchodzę do łóżka łapiąc za koc i poduszkę.

Wracam do parapetu wskazując prosto na blat, nakładam na ramiona delikatny materiał a puchową poduszkę kładę za swoimi plecami opierając się wygodnie.

Zwijam się w małą kulkę obserwując migoczące stworzonka.

Czuje jak moje serce zaczyna topnieć jak rozpadam się w środku. Zaczynam cicho szlochać aż w końcu cała zalewam się łzami.

Opadam już z sił a moje powieki odmawiają posłuszeństwa ,moje ciało tworzy wokół mnie otoczkę w której przestaje myśleć. Zamykam oczy.

Budzi mnie głośny dźwięk pukania do drzwi.

-Wstajemy, zaraz śniadanie! -aż z strachu spadłam z parapetu obijając swoje łokcie o podłogę.

-Jeju nic ci nie jest skarbie? Co tam robiłaś? -Szybko podbiegła do mnie pielęgniarka która wczorajszego dnia pobierała mi krew.

Podała mi dłoń i pomogła wstać.

-Daj odepnę ci puki co kroplówke, po śniadaniu przyniosę nową- uśmiechnęła się szeroko chwytając za nadgarstek lewej ręki.

Kiwnęłam głową twierdząco wpatrując się jak brunetka majsterkuje przy wenflonie.

Kiedy piguła wyszła postanowiłam odwiedzić jadalnie przed zaglądając do pokoiku terapii.

I instynkt mnie nie zawiódł, ujrzałam tam Teresę siedzącą na tej samej pufie co wczoraj.

-Hej, nie idziesz na śniadanie? -zapytałam podając jej dłoń.

-O kurwa, żyjesz! -Gwałtownie wstała i mnie uścisnęła.

-ohhh nie mogę oddychać- wy dusiłam klepiąc dziewczynę po łopatkach.

-Przepraszam- zrobiła krok do tyłu.

-Wiesz jakoś nie specjalnie chce mi się jeść, ale tak czy inaczej zaraz wparuje tu jedna z pielęgniarek i zacznie narzekać że mnie tam nie ma więc możemy pójść razem i powpatrywać się w te jedzące mordy- zaśmiała się ironicznie i delikatnie łapiąc mnie za nadgarstek wyciągnęła z pomieszczenia ciągnąc w kierunku prawdopodobnej jadalni.

-A oto pomieszczenie nazywamy jadalnią dla wariatów- wskazała na ogromną salę z wieloma stołami i ludźmi zasiadających wokół nich.

-Wiesz jakoś nie przepadam za tak licznym gronem nieznajomych twarzy więc jeśli się nie obrazisz to ja cichutko za wrócę do swojego pokoju- wysunęłam dłoń z uścisku Teresy powoli cofając się do tyłu.

-Ooo dziewczynki jak dobrze was widzieć, śmiało wchodźcie- za moich pleców wyszła kobieta w brązowo czekoladowych włosach spiętych w kucyk. Na plakietce widniało nazwisko P.Marva.

Niechętnie weszłam do środka towarzysząc Teresie a raczej to ona mi towarzyszy.

Niechętnie zajełyśmy miejsca przy ścianie z dala od licznej ludności.

Na talerzach znajdowała się jajecznica z bekonem ułożonym na kształt szczęśliwej emoy.

-Ale apetyczne- warknęłam przewracając oczami- znasz jakieś patenty aby tego nie jeść, nie przepadam za jajami z rana- szepnęłam do dziewczyny dłubiącej widelcem po talerzu.

-Rób to co ja- szepnęłam spoglądając kątem oka na obserwujący nas personel.

Zerknęłam w ich stronę.

-No co ty! Nie patrz tam! - warknęła delikatnie kopiąc mnie w kolano.

Spojrzałam na nią a następnie również zaczełam kręcić sztućcem po naczyciu zgarniają jedzenie na boki. Po chwili wyglądało tak jakbym zjadła jakieś pół porcji.

-Dobra, teraz powoli odejdź od stołu- wstała kiwając do mnie ostrzegawczo.

Podąrzałam jej śladami aż do wyjścia.

-Jeśli nie chcesz jeść rób to co ja a wyjdziesz z tego cało- uśmiechnęła się szeroko podążając w głąb korytarza.

-Widzę że masz to opracowane- zaśmiałam się pod nosem.

-Jestem w tym mistrzem, to nie mój pierwszy ośrodek dla obłąkanych- podniosła w górę ręce robiąc z palców cudzysłów.

Weszłyśmy do sali terapii siadając na przeciwko siebie na wielkich puchowych poduszkach.

-Nie pierwszy? -podkreśliłam poprawiając nogi.

-Dokładnie czwarty, za każdym razem kiedy wychodziłam trafiałam do innego ponieważ żaden nie potrafił sobie poradzić z moim problemem- dziewczyna poprawiła się przekręcając na bok, zrobiłam to samo- Mówili , że sama utrudniam sobie wyjście z choroby a fakt jest taki , że kompletnie nie mili podejścia a ja z każdym dniem traciłam nadzieję na wyjście z anoreksji przez co popadłam w jeszcze silniejsze zaburzenia wizerunku własnego ciała i silny lęk przed przytyciem do tego zaburzenia hormonalne, zanik miesiączek. I tak sobie jakoś żyje siedząc tu już trzeci tydzień- westchnęła biorąc głęboki oddech po tak długiej i wyczerpującej wypowiedzi.

-Ciekawe co mi powiedzą... -Spojrzałam na sufit.

-Twoja odpowiedź właśnie przyszła- oznajmiła a ja podniosłam się z siedziska widząc w drzwiach Dr. Ambrith.

-Tak myślałam ,że cię tu znajdę- uśmiechneła się szeroko- proszę ze mną.





Ostatnia/iskra nadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz