22.06.1979 r. - popołudnie

3.6K 129 92
                                    

Dotarli na peron 9 i ¾. Słyszał, jak ludzie tworzyli szum wokół niego. Dzieci z pierwszego i drugiego roku pchały się w kierunku drzwi, by dopaść do swoich rodziców, których nie widzieli od Wielkanocy. W przedziale było duszno, pojedyncze promienie słońca przebijały się przez ciężkie chmury. Okno było otwarte, ale gdy pociąg się zatrzymał, powietrze stanęło w wagonie i w jego płucach. Widział, jak młodzi czarodzieje wysypują się przez drzwi, a w korytarzu robi się coraz więcej miejsca.

Powoli się podniósł i spojrzał na ludzi wokół siebie, w pomieszczeniu został jest Evan Rosier i Stella McGregor. Sięgnął po swój kufer, od razu ściągając ten jeszcze większy należący do blondynki. Podał jej go z kurtuazyjnym uśmiechem. Stella odrzuciła długie włosy na plecy i się odezwała.

- To co, ciebie już we wrześniu nie zobaczę na peronie - wyraz jej twarzy wskazywał na to, że taki stan rzeczy jej się nie podobał.

- Nie mam po co się tu pokazywać, skoro skończyłem ostatni rok nauki. - Wiedział, że dziewczyna zauroczyła się w nim, tak jak w każdym, który okaże jej minimum uwagi, ale nie widział powodów, by dawać jej nadzieje. - Z resztą tak samo, jak Rosier.

Przyjaciel spojrzał na niego z chęcią mordu w oczach po tym, jak uwaga została skierowana na niego. Jego piegowata twarz szybko złapała sztuczny uśmiech, sylwetka się wyprostowała dorównując Regulusowi wzrostem.

- Oczywiście, jedziemy na jednym wózku stary. - Zaczął Evan jednak Regulus bez dalszych pożegnań stanął już na korytarzu zaciskając długie szczupłe palce na rączce kufra i powoli przesuwał się w kierunku drzwi. Wiedział, co za nimi czeka i nie napawało go to optymizmem. Jednak nie miał wyboru, nie mógł zostać w wagonie Hogwart Express do końca życia, co nie zmienia faktu, że miał ochotę wejść do losowego przedziału i już nigdy z niego nie wychodzić. - Niedługo się zobaczymy - blondyn zawołał jeszcze w kierunki Blacka.

Nie odpowiedział. Stał już przy samych drzwiach. Poczuł ciężar nowego życia na swoich barkach. Wiedział, że ten jeden krok, który wykona wychodząc z wagonu, realnie nic nie zmieni, ale dla niego oznaczał koniec dzieciństwa. Pierwsza stopa zawisła nad płytą chodnikową, a on miał przed oczami swoich starszych kolegów odwiedzających go (i innych uczniów czystej krwi) w pokoju wspólnym Slytherinu z wytatuowanymi czarnymi symbolami węża wychodzącego z ust czaszki na lewych przedramionach. Słyszał ich głosy, mówiące, jakie możliwości rozwoju daje przyłączenie się do Czarnego Pana. Widział Evana uważnie słuchającego postulatów Czarnego Pana, Alecto i Amycusa Carrowów, którzy mimo że rok młodsi od niego deklarowali otwarcie swoje poparcie dla Voldemorta. Jego stopa stanęła na peronie.

Zaczął się rozglądać za swoją matką, jeszcze rano pisała do niego w liście, że będzie na niego czekać. Czuł jakby jego stopa zapadała się w betonowej płycie zatrzymując go w miejscu, nie dając opcji wyboru. To był wzrok jego rodzicielki - Walburgi Black. Czuł, że nie może się ruszyć, a jednocześnie wiedział, że musi iść. Ona tego oczekiwała, ale również Rosier stojący tuż za nim. Z uczuciem przegranej swojego życia postawił drugą stopę na peronie.

Powolnym krokiem podszedłem do matki, była postawną kobietą o poważnej twarzy. Czarne włosy miała spięte w ciasny kok, czarna luźna suknia była zebrana na jej biodrach.

- Dzień dobry - przywitał się.

- Witaj, jak Ci minęła podróż? - Ruszyli w kierunku jednego z łuków, aby znaleźć spokojne miejsce do aportacji.

- Spokojnie. - Zagryzł wnętrze policzka, aż poczuł lekki ból, często to robił dla rozładowania emocji.

- Złap mnie za dłoń. - Wiedział już, że to koniec uprzejmości, odetchnął z ulgą, jego introwertyczna natura doceniała ciszę. Jednak to nie była cisza pełna spokoju, to była cisza niewypowiedzianych oczekiwań. Stanął po prawej stronie Walburgi, zacisnął lewą dłoń na jej nadgarstku, a prawą poprawił uchwyt kufra.

W słuszną stronę - JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz