01.07.1979 - dzień

852 42 12
                                    

Regulus obudził się przez promienie słońca wdzierające się pod jego powieki. Było mu na raz komfortowo i ciepło, a jednocześnie czuł, że ma przygniecioną rękę i boli go kark. Otworzył oczy i szybko je zamknął (światłowstręt to okrutny symptom kaca), ponownie uchylił delikatnie powieki i zobaczył słońce wysoko na niebie. Nie wpadało ono przez okno, było bezpośrednio nad nim. Za to pod nim właśnie poruszył się James, przyciągnał go bliżej siebie i wtulił się w jego koszulkę tak, by uciec przed światłem. Młodszy zauważył odgniatające się na jego twarzy okulary. Regulus cicho zaśmiał się uświadamiając sobie, że pijani winem zasnęli na dachu, wtuleni w siebie, a ręka mu drętwieje pod ciężarem Jamesa. Złożył buziaka na czole starszego i cicho się odezwał.

- Chodźmy lepiej do mieszkania, do łóżka - mówił szeptem, ale Potter go usłyszał, bo zareagował, leniwie zaprzeczył ruchem głowy. - No chodź, przecież tam dalej możemy się przytulać.

- Reg, daj mi spać... - wychrypiał błagalnie starszy, na co Black zachichotał.

Jednak delikatnie odczepił dłonie starszego z koszulki i podniósł go. Musiał przyznać, że to spory wysiłek dla niego, jednak czuł się dobrze ze znajomym ciałem tak blisko siebie. Prostym zaklęciem zebrał koc, butelki po winie i karton wypełniony już jedynie niezjedzonymi brzegami pizzy - w myślach podziękował sam sobie, że na siódmym roku znalazł jeszcze czas na naukę magii bezróżdżkowej. Wiedząc, że nie zejdzie po drabinie z chłopakiem w ramionach, teleportował się do pokoju w ich mieszkaniu. Ułożył starszego w łóżku, a koc i śmieci odesłał do kuchni. Black położył się przy Jamesie, a ten ulokował się na klatce piersiowej Regulusa i już cicho pochrapywał.

Leżał, jedną ręką obejmował starszego, drugą zdjął mu okulary i przeczesał czarne loczki. Nie mógł już zasnąć. Myślał o poprzednim dniu, o tym jak przyjemnie było żyć bez widma wojny, czy obowiązkach związanych z rodziną, które niedawno wisiały nad nim jak szubienica. Cały czas zastanawiał się nad konsekwencjami swojego monologu w środku nocy. Czy James teraz będzie patrzeć na mnie, jak na kogoś jeszcze delikatniejszego? W końcu przyznałem się do swoich największych słabości, odkryłem prawdziwego siebie. Czy mogę być przed nim jeszcze bardziej bezbronny?

Po godzinach takich przemyśleń Regulusa James obudził się i zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Rogacz obiecał sobie, że nie pozwoli, by młodszy żałował wyznań przed nim, że nie zmieni swojego podejścia do chłopaka. Był zdeterminowany, że stanie się najlepszą wersją siebie - taką, na którą Reggie zdecydowanie zasługuje. Przez to, że obudził się wtulony w młodego Blacka nie miał oporów przed kontynuowaniem kontaktu fizycznego, nie widział też niechęci ze strony młodszego. Razem przeszli przez poranną toaletę, a na śniadanie zeszli do Remusa i Syriusza.

Gdy weszli do mieszkania numer 4. James nawet nie pukał, tylko wszedł i zastał częsty w tym mieszkaniu widok. Remus siedział na parapecie przy otwartym oknie z papierosem w zębach i książką w rękach. Syriusz stał przy kanapie, zamiast stolika stała tam sztaluga, wokół można było zobaczyć sporo farb, większość w ciemnych barwach i różnych kształtów pędzli. Poranek spędzili we czwórkę, rozmawiali na różne tematy, zaczynając od obrazu, który malował Syriusz.

- Pamiętasz piątek kiedy wróciłem z Hogwartu? - Zamyślonym tonem odezwał się Reg do swojego brata. James w tym czasie wstawił kawę, a Remus odłożył książkę i kończył palić papierosa przyglądając się Blackom.

- Tak. - Syriusz przytaknął z niepewnością w głosie, nie wiedział, do czego jego brat zmierza.

- Gdy zobaczyłem cię na placu, to byłem w twoim pokoju, a na biurku leżały szkice. Był tam też ten, który przedstawiał mnie, czytającego na twoim łóżku. To były nasze ostatnie wspólne wakacje w tamtym domu, to był też ostatni raz kiedy widziałem cię w procesie twórczym.

W słuszną stronę - JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz