29.06.1979 r. - noc

889 48 36
                                    

Czarodzieje na plaży rozpalili ogniska i się przegrupowali. Aurorzy zgodnie z wytycznymi Albusa utworzyli krąg wokół śmierciożerców. Byli oni trzymali centrum uwagi wszystkich zebranych wokół. Zostali ograniczeni przez bariery aportacyjne i silne zaklęcia unieruchamiające. Syriusz, Frank, Dawlish i Dorcas ruszyli z czterech różnych punktów okręgów i metodycznie unieruchamiali każdego śmierciożercę zaklęciem wiążącym dostępnym tylko dla zawodowych aurorów.

Członkowie Zakonu Feniksa razem z mieszkańcami Tinworth się rozłożyli na plaży. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że nie ma co brać się za niwelowanie strat gdy słońce już zachodzi, a sprawa śmierciożerców nadal nie jest ostatecznie rozwiązana. Gdy ludzie się rozlokowali w ten sposób Regulus ostatni raz przeszedł między nimi, upewniając się, że aktualnie nie ma ani jednej osoby, która potrzebuje jego pomocy. Rozejrzał się dookoła i uświadomił sobie, że otaczają go sami obcy ludzie, skończył w miejscu, gdzie byli sami mieszkańcy wioski i aurorzy, których nigdy wcześniej nie spotkał. Nagle poczuł dłoń na ramieniu i pod wpływem adrenaliny, która jeszcze nie opuściła jego ciała, zacisnął pięść i uderzył - jak mugol - prosto w dolną wargę chłopaka. Regulus poczuł, jak jego kostki odbijają się od zębów, skóra go paliła, jakby zdarł z nich skórę. Chciał już uderzyć drugi raz w nos gdy usłyszał głos.

- Petrificus, mamy jeszcze jednego! - To jakiś nieznajomy auror o długich ciemnych włosach go spacyfikował.

- To mój brat! - Zawołał Łapa ocierając krew wierzchem dłoni. - Zdejmuj to zaklęcie. Nie powinienem się do niego zakradać. - Regulus opadł na kolana gdy zaklęcie puściło, a Syriusz do niego dopadł, jednak już go nie dotknął. - Przepraszam. Wyglądałeś, jakbyś miał panikować i nie sądziłem, że jak ja cię złapię, to dostanę w mordę.

- Jest ok. - Odezwał się młodszy.

- Chodź, znajdziemy Jamesa i Remusa, ulokuję się koło nich w kręgu i będzie wszystko dobrze.

- Najpierw muszę cię uleczyć - odpowiedział. - Przepraszam, że cię walnąłem. Disinfection. To był odruch. Wiesz, że taki nie jestem. Vulnera Sanentur. Ja nie chciałem...

- Reg, nie tłumacz się. - Syriusz uśmiechnął się krzywo. - Ale przyznam, że to było całkiem niezłe uderzenie braciszku, aż żałuję, że to nie ja cię tego nauczyłem.

- Ed mi to kiedyś pokazał - zaśmiał się młodszy.

Ruszyli razem wzdłuż linii wyznaczonej przez siedzących na plaży aurorów. Po kilkunastu metrach gęsto zaludnionego piachu zobaczyli Remusa, tuż za jego plecami siedział James. Dodatkowo był tam Fletchley, który zgodził się odstąpić miejsce Syriuszowi, a samemu przenieść się w jedyną lukę kręgu. Przy Remusie siedziała Pandora i Evan, którzy rozmawiali we trójkę oraz Anne Loren pogrążona w dyskusji z Potterem. Reg usiadł przy Jamesie i od razu złapał go za dłoń, jednak wzrok skierował do Ann.

- Jesteś w Zakonie? - Zapytał od razu.

- Nie, oficjalnie medycy są neutralni, mam tu rodzinę i dostałam od nich wiadomość, że przyda się medyk - uśmiechnęła się do niego. - Choć sam świetnie sobie radziłeś, ja tu się pojawiłam niemal na gotowe. Za to mam przy sobie apteczkę, której tobie chyba brakowało.

- O ataku dowiedziałem się, gdy byłem poza domem, nawet nie miałem skąd jej wziąć. - Speszył się, gdy brunetka wytknęła mu brak podstawowych leków.

- I tak poradziłeś sobie genialnie. A ty jesteś w Zakonie? - Spojrzała podejrzliwie na młodego Blacka.

- Nie, oficjalnie jestem neutralny. - Odezwał się jej słowami. - Ale mam tam bliskie osoby. - Omiótł wzrokiem wszystkich dookoła. Miał wokół siebie wszystkich ważnych dla siebie ludzi. - Nie mogłem ich zostawić bez opieki medycznej.

W słuszną stronę - JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz