29.06.1979 r. - popołudnie

874 42 11
                                    

Całe popołudnie w kwaterze minęło spokojnie, przygotowali obiad, rozesłali wcześniej przygotowane informacje dotyczące eliksiru. Po siedemnastej zgodnie z notką od Evana pojawił się on w domu Potterów razem z Pandorą. Oprócz nich pojawił się też Remus, Andromeda oraz Artur i Molly Weasley. W całym domu zrobił się gwar. Lily razem z panią Potter rozkładały obiad na półmiskach, a Remus usiadł przy Regulusie i się odezwał, zwracając na siebie uwagę wszystkich.

- Mam ważne informacje, przekazuję od Syriusza. Na razie są bardzo nieoficjalne, przekazał mi je w pięciominutowej przerwie w negocjacjach. - Wszyscy spojrzeli na niego. - Ministerstwo chce oficjalnej współpracy Zakonu Feniksa, Biura Aurorów, Departamentu Przestrzegania Prawa i Departamentu Tajemnic. Dowiedziałem się o tym dosłownie 2 minuty temu, nie wiem nic poza tym, że negocjacje są ciężkie. Albus nalega, żeby nie traktować nas jako podwładnych czy jedynie informatorów, zwłaszcza że wielu z nas jest aurorami, lub jest z nimi ściśle powiązana. Ministerstwo chce zmarginalizować naszą działalność i przywłaszczyć sobie zasługi. Całość inicjatywy wyszła od Knota, który uważa, że nasze „podziemne działanie doprowadzi do zguby czarodziejskiego świata". Pamiętajmy, że prawda jest taka, że to oni często działają po omacku, po naszych podrzucanych informacjach i poszlakach, które są przynoszone do Biura Aurorów przez naszych ludzi. - Wziął głęboki wdech. - Mam wam przekazać przede wszystkim, że dzisiaj na pewno sytuacja nie zostanie rozstrzygnięta, ale wszystkie strony są zawzięte, żeby nie skończyć dyskusji, aż nie dojdą do porozumienia. Dzisiaj raczej nasi bliscy nie wrócą z ministerstwa, ale tym nie musimy się martwić. Musimy być za to bardziej czujni, jeśli chodzi o potencjalne niebezpieczeństwo ze strony śmierciożerców, oni też wiedzą o spotkaniu, bo na spotkaniu są Mulciber z przestrzegania prawa, Nott i Selwyn z niewymownych.

Gdy Remus skończył wszyscy zaczęli żarliwie dyskutować o tym co sądzą o danym pomyśle Ministerstwa, a kobiety przeniosły półmiski na stół. Wszyscy nakładali sobie jedzenia, a temat się nie kończył. Po kilkunastu minutach Evan podszedł do Regulusa.

- Chcesz pogadać? - Odezwał się chłopak, który w międzyczasie przefarbował włosy na ciepły, jasny brąz, oczy miał teraz ciemnobrązowe, jego karnacja była ciemniejsza niż wcześniej.

- Jasne, chodźmy na ganek. - Regulus wstał od stołu i czuł, że powinien wziąć kolejną dawkę eliksiru przeciwbólowego, jednak nie chciał nawet na chwilę opuszczać Evana. Usiedli na schodach przed drzwiami wejściowymi, Rosier wyciągnął paczkę papierosów i wyciągnął jednego.

- Nadal nie palisz?

- Nadal. - Chłopak obserwował, jak przyjaciel podpala papierosa płomyczkiem z różdżki. - Nie rozumiem, po co się samemu truć.

- Nieważna motywacja... Opowiadaj, jak się czujesz?

- Słabo, ale stabilnie. - Evan położył mu dłoń na przedramieniu w formie wsparcia, a Regulus zesztywniał.

- Chyba sukinsyn skrzywdził cię bardziej, niż chcesz przyznać. - Zabrał rękę, nie chciał tworzyć niekomfortowej sytuacji.

- Chodź, na tył ogrodu, jednak nie chcę rozmawiać w tak widocznym miejscu, zaraz ktoś tu może przyjść, a nie chcę robić sensacji. - Black ruszył przed siebie nie oglądając się z Rosierem. Gdy dotarli do zagajnika drzewek owocowych, usiedli na prowizorycznej ławce, Reg złapał jeszcze zielone jabłko i obracał je w palcach, żeby czymś się zająć. - On... on chciał sobie odbić to, że... W szkole nie chciałem z nim być. On chyba sobie robił nadzieje na związek, mimo że od razu mówiłem, że to nie dla mnie. Ale w sumie to mi życie uratowało, bo nie wziął mnie przed Voldemorta, tylko wolał sam sobie... skorzystać z okazji, którą mu dałem... Nie wierzę, że widząc trójkę śmierciożerców, zamiast uciekać, stwierdziłem, że dobrym pomysłem jest zwrócić na siebie uwagę - zaśmiał się przez łzy, a Evan mu się przyglądał. - W ten sposób chyba chciał się dowartościować, udowodnić swoją wyższość nade mną... Wiesz, w szkole zawsze wszystko działo się na zasadach dyktowanych przeze mnie. Ja ustalałem granice i go po nich prowadziłem. On nie miał szansy przekroczyć, bo gdy próbował, ja odchodziłem. Jak raz próbował na mnie wymusić zbliżenie, i nie chciał mnie zostawić, to potraktowałem go jakąś prostą klątwą. Teraz miał mnie bezbronnego, więc wyżył się w każdy sposób, jaki mu przyszedł na myśl. Raczej nie miał tego zaplanowanego, jednak chyba nie raz o tym myślał, bo długo się nie zastanawiał, co chce zrobić. Ale... eh... to trudne, ale już za mną.

W słuszną stronę - JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz