Avianna
Od zawsze wydawało mi się, że każda z rodzin miała swoje intrygujące tradycje. Niektóre rodziny chodziły co tydzień, modlić się do ołtarzu bogini Selen, by ta pobłogosławiła ich żywoty, niektóre zaś nie polowały w pełnię księżyca, inne za to miały dozwolone tylko jedną barwę koloru do noszenia podczas przyjęć, czy świąt.
W naszej rodzinie było bardzo podobnie, każdy najmłodszy członek musiał być odziany w barwach zieleni. Oznaczało to spójność z matką naturą i jego wilkołaczym żywotem.
A przynajmniej tak to zapamiętałam.
Celem takiego ubioru było rozpoznanie najmłodszych członków z rodziny, była to oznaka "świeżości rodu". Kiedy jednak najmłodsze z dzieci ukończyło swoje osiemnaste urodziny, oznaczało to oficjalne zakończenie rodu. Było to ostatnie spłodzone dziecko Alfy i Luny.Według tradycji nie wolno było im począć nowego dziecka.
Podczas mojego niemal osiemnastoletniego żywotu zdążyłam się już przyzwyczaić, do tej intrygującej tradycji. Nigdy jej nie kwestionowałam, ponieważ bardzo szybko zauważyłam, że wcale nie chodziło o zachowanie tradycji, a o ukazanie siły watahy. Im więcej dzieci posiadał Alfa i Luna, tym potężniejsze było ich królestwo i wataha.
A zatem chodziło tylko i wyłącznie o pokazanie ich potęgi wobec innych Alf przybywających na takowe uroczystości.Minęło kilka godzin, po tym jak Riella wpadła do sali balowej, by oznajmić mi o przyśpieszonym przyjeździe jej narzeczonego i jego rodziny.
Stałam zgięta nad moim łóżkiem i mocno trzymałam się za jego drewniane framugi, czując ból, jaki sprawiała mi za plecami stojąca Melody. Sapnęłam, czując jak w moich płucach, powoli zaczynało brakować powietrza i odetchnęłam głęboko, słysząc jednocześnie zmęczony jęk kobiety.
- Udało się? - Odwróciłam się natychmiastowo, lustrując brązowowłosą, która w poddaniu przysiadła na taborecie.
- Ani trochę - wydostała z siebie, również łapiąc powietrze.
- To nie możliwe, Melody zawołaj omegi do pomocy - wybuchła nagle Riella, siedząca tuż obok. Spojrzałam na nią oczami przepełnionymi goryczą i wykończona padłam na miejsce obok. Od kilkunastu minut próbowałyśmy bez skutków zawiązać gorset na mojej talii, który cóż, był mi po prostu za mały. Cierpliwość nigdy nie była moją najsilniejszą stroną, lecz ubieranie się w suknie wielkości karocy, było moim największym wrogiem. Tym bardziej kiedy były mi one zwyczajnie za małe.
- Może po prostu założę inną? - rzuciłam, jakby to było wręcz oczywiste.
Dla Rielli oczywiście nie było to takie jasne.
- Żartujesz sobie ze mnie? Suknia została specjalnie uszyta na tę okazję Avianno. To, że przytyłaś przez ostatnie dwa tygodnie to już nie problem sukni, a twój. Spróbujmy jeszcze raz - ogłosiła, wstając z mojego łóżka i chwyciła mnie za dłoń, bym również się podniosła.
Zmęczona wstałam, chwiejąc się w wysokich pantoflach i ponownie odwróciłam się tyłem do kobiet. Za plecami usłyszałam jęk wykończonej Melody, która podjęła się kolejnej próby zawiązania gorsetu i wciągnęłam niemal całe powietrze w pokoju, czując jak na moim czole, powoli pojawiają się kropelki potu.
Melody mocno szarpała za sznurki gorsetu, po czym dołączyła się do niej moja siostra. Ściągnęły mocno, ciągnąc moje ciało do tyłu. Moje palce jeszcze mocniej zacisnęły się framugach, a ja w bólu zacisnęłam moje powieki.Po chwili usłyszałam wielkie wdechy, a uścisk na mojej tali się znacznie poluźnił. Odwróciłam się do kobiet, które zadowolone z siebie wlepiały spojrzenia w idealnie zawiązany na mojej talii gorset.
- No i widzisz. Po krzyku. - Siostra podeszła bliżej i wygładziła delikatnie materiał wielkiej, szmaragdowej sukni, za to Melody zabrała się za przygotowanie szczotek i spinek do moich włosów.
CZYTASZ
VEINS | REMONT |
WerewolfAvianna była najmłodszą z królewskiego rodzeństwa i zawsze żyła wobec swoich własnych reguł, lecz kiedy pewnego dnia przyszły narzeczony jej siostry Rielli pojawia się w jej rodzinnym zamku, dziewczyna zaczyna rozumieć, że słodkie dni jej idealnego...