19

1.7K 85 3
                                    

Avianna

Mocno ściskałam krwawiącą ranę na ramieniu blondyna, kiedy ten jęczał z bólu.

Na jego twarzy widniał ogromny grymas, a jego brwi były mocno zaciśnięte w cienką linię.

Cała trzęsłam się na myśl, że wystarczyłby jeden mój niepoprawny ruch, a Devin byłby martwy.

- Via wytrzymaj! - usłyszałam krzyk Alvara, który biegł w stronę zamku i mocniej ścisnęłam ramię blondyna.
Całe moje ciało trzęsło się, a dłonie ledwo dałam radę utrzymać w jednym miejscu. Starałam się nie patrzeć nigdzie indziej, tylko skupiać się na jego twarzy, lecz całkowicie nie potrafiłam.

Cholernie się denerwowałam.

- Via? - usłyszałam obcy głos i gwałtownie podniosłam się z miejsca, próbując odnaleźć właściciela głosu, lecz na nic.

Moja głowa zaczęła boleśnie pulsować, a moje dłonie automatycznie opuściły ranne ramię blondyna. Ból był na tyle bolesny, że z mojego gardła również wydały się jęki, które niczym w chórze komponowały się z tymi Devina.

Nadal siedząc na kolanach, podparłam się rękoma o pełną błota ziemię, wkładając wszelkie siły w wytrzymanie bolącej głowy. Zerknęłam kątem oka na Devina, który leżał kilka centymetrów obok, jęcząc cicho pod nosem, wręcz jakby nie chciał, żebym widziała, jak cierpi.

Mimo moich starań nie potrafiłam mu pomóc, będąc w takim amoku.

Miałam wrażenie, że moja głowa niedługo pęknie, pozostawiając jedną wielką krwistą plamę, na ganku przed zamkiem, lecz w całkowicie ostatnim momencie, ból zaprzestał.

W ogromnym szoku podniosłam głowę, moje oczy nie mogły skupić się żadnym obiekcie, a ja poczułam, jak ponownie tonę.

Po pewnej chwili usłyszałam jednak szum, cichy i spokojny, niczym morskie fale uderzał o moje bębenki, a ja nie mogłam postąpić inaczej i natychmiast zamknęłam oczy, czując ulgę.

Co się działo? Zadałam sobie to pytanie, kiedy ponownie otwierałam oczy, by w panice stwierdzić, że Devina już nigdzie nie było. Tak, jak leżał przede mną jeszcze kilka sekund temu, teraz nigdzie, prze nigdzie nie było po nim śladu. Właściwie to nie zostało śladu po niczym.

Wokół mnie panowała pustka, która jak się okazało, wcale nie była mi wcale taka nieznana.

Byłam tutaj już raz, podczas ceremonii w dniu moich urodzin.

W życiu nie zapomniałabym tej pustki i... właśnie. Płomyków. Gdzie one pozostały?

Obejrzałam się kilka razy wokół własnej osi, lecz po płomykach nadal nie było znaku.

Więc co w takim razie tutaj robiłam? Nagle jak na zawołanie, pojawił się dokładnie ten sam zielony płomyk, którego już wcześniej widziałam.

Tym razem nie wahałam się za nim podążyć, w końcu panowała tutaj tylko pustka. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam za radośnie tańczącym płomieniem, który tak samo, jak ostatnim razem zniknął, by pojawić się kilka centymetrów dalej.

Szłam osłabionym krokiem, lekko utykając i ciągnąc za sobą moją podartą i brudną od błota suknię, które wcale nie przypominała królewskiej sukni.

Była szarych i brązowych kolorów i skromnie uszyta, nie posiadała żadnych wstążek, koronek czy tiulu.

Była prosta i dziwnym trafem wcale mi to nie przeszkadzało.

Dokładnie tak samo jak ostatnim razem pod koniec mojej drogi, zauważyłam dwa płomyki.

Jeden krwisty, spokojny i mały, drugi złoty, radośnie tańczący i duży.

VEINS  | REMONT |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz