5

3.3K 160 3
                                    

Avianna

Był wieczór, właściwie noc, a ja nie potrafiłam zmrużyć oka. Przewracałam się z boku na bok, czując przy każdym ruchu ból w całym moim ciele. Głowa już mi nie pulsowała, lecz nadal czułam piekącą ranę na jej czubku. Zdolna Melody rozłożyła na całym moim ciele ciepłe kompresy z ziołami tuż po tymi zimnymi, których tak bardzo nie lubiłam. Przewróciłam się ponownie na bok, obserwując puste miejsce i wygniecioną, beżową kołdrę.

Jeszcze niedawno leżała obok mnie Riella. Jej rudawe niesforne włosy, były jak zwykle porozrzucane po aksamitnej poduszce, a jej oczy wbite w baldachim, rozciągający się nad moim łóżkiem, niczym wielka chmura. Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym, chcąc odkleić się, choć odrobinę od realności. Bardzo często spotykałyśmy się na takie wieczorne rozmowy, tym bardziej, kiedy jedną z nas coś trapiło. Śmiałyśmy się głośno, wspominając nasze wspólne wspomnienia, kiedy Riella nawet w kilku procentach nie była podobna do swojej aktualnej wersji. Zawsze psociłyśmy się naszym bracią, w szczególności Kieranowi, który jako przyszły król codziennie odbywał pełno lekcji, czy to etykiety, czy polityki lub historii. Wtedy życie było takie proste, a każde z nas nie musiało się trudzić problemami naszego królestwa.

Kiedy z nią rozmawiałam, nie powiedziała ani słowa na temat jej niedoszłych zaręczyn. Tępo brnęła w objęcia beztroskich wspomnień, a ja nie będąc jej dłużna, grałam w jej grę. Zastanawiałam się, czy ona również nie może zmrużyć oka. Choć doskonale wiedziałam, że siostra uwielbiała spać, to ona także wydawała się z nim mieć problemy dzisiejszej nocy.

Podniosłam się z łóżka i przejechałam palcami po moich po kołtunionych włosach, irytując się, że wcześniej ich porządnie nie rozczesałam. W moim gardle nadal formowała się gula, przypominająca mi o wydarzeniach sprzed kilku godzin. Moje myśli niekontrolowanie powracały do blondyna, który tak bardzo popsuł dzisiejszy dzień.

Nawet nie wiedziałam, jak ma na imię.

Z wyglądu był nieco podobny do Kierana, on również miał jasne włosy, mimo to bardzo się od siebie różnili, Kieran zawsze był bardzo uporządkowany, a on...
Na samą myśl o jego osobie moje dłonie zaczęły się pocić, przez co, co chwilę musiałam je wycierać w moją nocną suknię.

Zawsze marzyłam o więzi przeznaczonych, nigdy nie myślałam jednak, że wszystko tak strasznie się potoczy. Była ona tak strasznie rzadka, lecz odkąd byłam mała, chciałam doznać dokładnie takiego samego uczucia, jakie czuła moja mama kiedy wpatrywała się w mojego tatę. Choć ciężko było mi to przyznać, nie chciałam uciekać.

Zrezygnowana wstałam z łóżka i udałam się w kierunku drzwi. Minęłam moje odbicie, w którym zauważyłam powstający siniak na czole, który tylko bardziej utwierdzał mnie w mojej głupocie.

Chwyciłam za srebrną klamkę i zatrzasnęłam za sobą drzwi, pozostawiając jedynie echo, rozchodzące się po pustym korytarzu.

Nasz zamek był bardzo duży i nie raz zdarzało mi się skręcić w nie właściwy korytarz, lub wejść do złej komnaty. Na szczęście nigdy nie miałam problemu w odnalezieniu królewskiej kuchni. Jedzenie zawsze potrafiło zaspokoić moje nerwy. Być może właśnie dlatego gorset dzisiaj rano był za ciasny, dokładnie tak jak mówiła Riella.

Mój wzrok błądził w ciemnościach korytarza, czując dziwny niepokój, który wiązał się z pobytem Króla Williama i jego Królowej oraz ich czwórki dzieci.

W oddali usłyszałam kroki, które dochodziły z głębi czarnego korytarza, aż nagle poczułam, że się od kogoś odbijam. Głowa boleśnie zapulsowała, a z moich ust wydał się stłumiony jęk.

- Księżniczko. - Usłyszałam głos tuż nade mną, orientując się, że doskonale znałam ten głos. Dopiero teraz zauważyłam, że był to blondyn, którego dłoń kurczowo trzymała mój łokieć.

Mimo jego przykrytej ciemnością twarzy czułam, jak jego oczy tępo wpatrywały się we mnie. Świeciły one jaskrawym złotem, pod którym krył się królewski błękit, po którym teraz już nic nie pozostało.

Napięcie rosło pomiędzy nami, choć starannie próbowałam je odgonić, poszukując na korytarzu, choć jednej rzeczy, która nie byłaby przykryta ciemnością.
W dali na szczęście paliła się pochodnia, będąca jedynym moim ratunkiem od jasno świecących oczu Devina, w którą uparcie wkleiłam wzrok.

- Ja... - wymsknęło mi się. W myślach waliłam się za to głowę.

- Avia- Przerwałam mu.

-Co ty właściwie tutaj robisz?

Chłopak jedynie wzruszył ramionami i rozluźnij uścisk.

Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na jego bezemocjonalną minę. Po naszym pierwszym spotkaniu wnioskowałam, że często gościła na jego twarzy.

Chcąc by mnie puścił cofnęłam się o krok do tyłu, lecz on podążył za mną, przypominając ruch taneczny, którego nauczył mnie Pan La Seine.

- Lepiej już pójdę - odchrząknęłam, starając się brzmieć o wiele pewniej, niż tak naprawdę byłam.

- Bardzo się zraniłaś? - kontynuował.

- Na pewno bym się nie zraniła, gdybyś mnie nie gonił - sarknęłam pretensjonalnie, jakby było to wręcz oczywiste. Momentalnie się we mnie zagotowało, nie wiadomo z jakiego powodu. Może po prostu irytował mnie jego dobór słów, lub to, w jaki sposób nadal był blisko mnie, wiedząc doskonale, że tego nie chciałam.

- Goniłem cię, bo ty mi uciekłaś. - Uniósł ton, na co jedynie pokręciłam głową w rozczarowaniu.

Jaki on był tępy. Przywaliłam głową o marmurową podłogę, a one się jeszcze głupio pyta.

- Radziłbym ci mówić trochę milszym tonem ślicznotko. - Spojrzałam na niego zdziwiona, po czym wybuchłam głośnych chichotem.

- Nie powiedziałeś tego - parsknęłam śmiechem, co jeszcze bardziej go irytowało.

Blondyn uniósł brwi, skanując ranę na moim czole i spojrzał w moje oczy, dając znak, że moja rana nie robiła na nim wielkiego wrażenia. Splótł swoje ręce na piersi, a ja głęboko odetchnęłam, nie czując już jego uścisku na moim łokciu.

Skanowałam jego twarz, kiedy prawy kącik jego różowych ust uniósł się do góry, co w pewien sposób mnie zaniepokoiło.

W jego naturze było posyłanie mi takich szydzących uśmieszków.

- Jeśli chcesz, żebym tobie pomógł, musisz mnie dotknąć, wtedy będę w stanie uśmierzyć ból. - Spojrzałam na niego jak na idiotę, lecz jego mina wskazywała na to, że był bardzo zadowolony z obrotu sytuacji. Świetnie wiedział, że nie posiadam jeszcze moich wilczych darów i nie potrafię się szybko regenerować, więc zwinnie to wykorzystał, oferując mi swoją pomoc. Oczywiście w zamian, że go dotknę. Właśnie tak to funkcjonowało.
Wilkołaki potrafiły leczyć innych, tylko przez swój dotyk, odbierając im ból i regenerując poszkodowanym ich rany.

- Nie chcę twojej pomocy, nawet nie wiem, jak się nazywasz. Nie chcę od ciebie właściwie niczego. - Mimo że te słowa opuszczały moje usta bardzo pewnie, sama wiedziałam, że były one kłamstwem. Nie raz korzystałam z mocy mojego rodzeństwa, gdy skręciłam sobie kostkę lub nadgarstek. Nawet w błahych sytuacjach prosiłam Rielle lub Kierana o pomoc.

- W porządku, w takim razie powodzenia. - Wyminął mnie, szturchając ramieniem. - Ach...i Devin - odpowiedział, zanim zniknął w ciemnościach zamku.

Przewróciłam oczami i ruszyłam dalej, lecz nagle, niczym kamienny posąg stanęłam w miejscu, realizując, co się właśnie wydarzyło.
Moje palce mimowolnie zderzyły się z moim czołem, dotykając miejsca, gdzie jeszcze kilka sekund temu widniała nieduża rana. Ból dokładnie tak samo jak rana, zniknął, pozostawiając mnie w zdziwieniu.

Pokręciłam głową na boki, chcąc się otrząsnąć z transu i ruszyłam dalej, nie myśląc już o Devinie.

VEINS  | REMONT |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz