14

2.2K 105 9
                                    

Avianna

Ostre promienie słońca odbijały się od moich pleców, kiedy spacerowałam wzdłuż otoczonej drzewami rzeki, kopiąc co kilka metrów niewielkie kamyczki. Woda była tutaj bardzo czysta, na tyle, że potrafiłam niemal zauważyć w niej żwawo pływające rybki. Nie była wcale głęboka, wręcz przeciwnie, aż prosiła się zanurzenie w niej stóp. 
Wokół mnie rozciągał się rząd krzewów i drzew, które wydawały się o wiele ładniejsze niż w lasach Aramoru, co jeszcze bardziej przypominało mi o tym, że jestem od niego daleko. 

Byliśmy w Amphas. Nigdy wcześniej nie opuściłam Aramoru, dlatego, mimo że wcale nie byłam szczęśliwa z podróży do Leverton, intrygowało mnie, gdzie dokładnie się znajdowaliśmy. Z lekcji geografii wiedziałam, że Amphas było naszą stolicą i było bardzo duże, lecz kiedy nuda brała górę, przestawałam słuchać mojego nauczyciela, czego teraz bardzo żałowałam. 

Kopnęłam kolejny kamień, który plusnął do rzeki z niewielkim odgłosem. Spojrzałam w tamtym kierunku, czując jak kilka kropelek wody, wylądowało na mojej skórze i zauważyłam po drugiej stronie rzeki stary, drewniany pomoc. Ledwo trzymał się na spróchniałych deskach i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby obok nie leżała starannie poukładana sterta ubrań. 

Przymknęłam powieki, starając się im przyjrzeć przez świecące w oczy promienie słońca, lecz nie było to zbytnio efektywne. Przeniosłam spojrzenie ku rzece, która w tym miejscu wydawała się najpłytsza. Spokojnie mogłabym przez nią przejść, nie mocząc przy tym całkowicie mojej sukni. 

Pokręciłam rezygnująco głową, zdejmując przy tym moje niskie pantofelki, które ułożyłam na rozgrzanych kamyczkach i podwinęłam spódnicę sukni tuż nad kolana. 

Nikogo nie było w okolicy, a ja oddaliłam się na tyle, by żaden z delt mnie nie widział, więc nie wahając się, ruszyłam naprzód. Kiedy moje stopy zderzyły się z zimną wodą, zacisnęłam żuchwę, czują rozchodzące się po całym moim ciele dreszcze. 

Nadchodził koniec lata i było jeszcze ciepło, lecz nie na kąpiele. 

Kwestionowałam moją decyzję, nadal poruszając się do przodu, lecz byłam zbyt bardzo zainteresowana ubraniami leżącymi na drugim brzegu. Jeżeli ktoś chciał wykąpać się w tak zimnej wodzie, to gdzie był teraz? 

Powolnymi krokami człapałam się na samiuteńki brzeg, a kiedy w końcu do niego dotarłam, poczułam ulgę, nie będąc już w lodowatej wodzie. Wypuściłam suknię z rąk, która teraz nieco mokra, była o wiele cięższa i pośpiesznie uklękłam przy złożonych, czarnych spodniach i białej lekko zabrudzonej koszuli. 
Unosił się od nich mocny zapach wody kolońskiej, która natychmiastowo dotarła do mojego nosa. Uniosłam brwi i biorąc kolejny wdech, kichnęłam, chwiejąc się na zmarzniętych stopach.

- Na zdrowie - rozbrzmiał głos przede mną. Poderwałam się z miejsca i przestraszona, wydałam z siebie stłumiony krzyk, po czym szybko spojrzałam w kierunku dochodzącego głosu. Stał tam mężczyzna o wysokim wzroście i ciemnych, brązowych włosach. 

- O Bogini - szepnęłam cicho pod nosem, dopiero teraz zauważając, że był odziany tylko i wyłącznie w czarne spodenki. 

Poczułam, jak na moje poliki wpływa ciepło, które absolutnie nie powodowało, na nie świecące słońce. Moje oczy wędrowały po jego zdefiniowanej klatce piersiowej i szerokich, dobrze zbudowanych ramionach. Wyglądał spokojnie, również przyglądając mi się z uwagą, lecz po chwili w jego ust wydobył się soczysty śmiech. Spojrzałam na niego w szoku i odważnie się wyprostowałam, kiedy postawił krok naprzód. Jego ręka wyciągnęła się w moim kierunku, a ja zdezorientowana na nią spojrzałam. 
Wpatrywałam się w jego duże dłonie do momentu, kiedy jego głos ponownie rozbrzmiał w moich uszach. 

VEINS  | REMONT |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz