24

1.2K 72 11
                                    


Devin

Podążałem za zapachem Atlasa, krocząc korytarzami zamku. Zapach prowadził mnie w kierunku królewskich ogrodów, były one wielkie, a krzewy różane wiły się jak ściany labiryntów, obawiałem się, że wilkołak już zdążył nam uciec. Mimo że znałem zamek dosłownie na pamięć, teraz nie potrafiłem rozpoznać ani jednej ściany, ani jednego korytarza, którym biegłem.

Powoli czułem, jak zaczynam popadać w obłęd i gdyby nie ciepły głos Atlasa, który mnie z daleka zawołał, zapewne dalej bym biegał po zamku niczym zagubiony szczeniak.

Ruszyłem w jego stronę, jednak przystanąłem, słysząc za sobą kroki.

Były głośne i ciężkie, dlatego stawiłem, że ich właścicielem był Alvar. Ruszył w moim kierunku, a jego wyraz twarzy upewniał mnie w przekonaniu, że nadal był zdziwiony całą zaistniałą sytuacją.

- Macie go? - spytał jako pierwszy, zrównując ze mną kroki. Atlas czekał na nas przy wyjściu z zamku, prowadzącym w samo centrum naszych ogrodów.

Był wieczór i jedyne co udało mi się ujrzeć, były mało oświetlone ścieżki ogrodowe, prowadzące w głąb krzewów. Ogród wcale nie był tak wypielęgnowany, jak można by go sobie wyobrazić.
Większa jego część była zarośnięta, a przejścia blokowały zarośla. Nie raz omegi próbowały się nim zająć, ale za każdym razem, kiedy udawało im się obciąć, chociażby połowę, krzewy w jedną noc wyrastały dwa razy większe.

- Jak mógł się przez nie przedostać? - stanęliśmy obok Atlasa, który z niedowierzaniem patrzył w dal, próbując zauważyć cokolwiek, co by utwierdziło go w przekonaniu, że nieznajomy wilkołak, jednak nie uciekł.

- Czyli go nie macie. - odparł pod nosem Alvar. - Musimy sprawdzić ogrody, może jeszcze tam jest, zwołam bety. - brunet przejechał nerwowo dłonią po włosach i ruszył do przodu, lecz zatrzymał go Atlas, zanim zdążył postawić stopę na nieco zarośniętym trawniku.

- Nie znajdziemy go. Ogrody ciągną się kilkaset metrów na zachód. Nawet jeżeli byśmy teraz wyruszyli, nie zdążylibyśmy go dogonić. - Atlas wskazał na góry w dali. Nie mogłem ryzykować takiego pościgu.

Zmrużyłem oczy i wlepiłem wzrok we wskazanym kierunku. Skoro mężczyzna uciekł w tamtym kierunku, to przecież-

- Atlas jesteś pewny, że to właśnie w tamtym kierunku uciekł? - zbliżyłem się do bruneta, który pewnie kiwnął głową.

- Tak. Jeżeli pobiegłby na południe, musiałby zmienić kierunek, a wtedy przebiegłby wzdłuż naszej granicy. Z kolei jeżeli udałby się na wschód, musiałby przebiec przez nasze terytoria. Poczułbym go niezależnie, w jakim kierunku by się udał. - powoli rozumiałem, o co w tym wszystkim chodziło.

- Zmierza ku niczyjej ziemi.

- Przecież pokonaliśmy uliczne wilkołaki zaledwie kilka tygodni temu. Jak to możliwe, że to właśnie tam ucieka? Nie miałby po co. - pokręciłem głową na słowa przyjaciela.

- Kiedy wracaliśmy do Leverton, miałem potyczkę z Erykiem, jego wataha również zmierzała na północ. Do tej pory nie myślałem, że ma to jakieś znaczenie, w końcu Eryk uwielbiał wpieprzać się w nie swoje interesy, ale teraz jestem pewny, że to były bety z jego watahy. To by się zgadzało z wersją Vii.

- Spotkała jednego z nich... - dokończył Alvar, na co ponownie pokręciłem głową.

- Spotkała Eryka.

* * *

Eryk był synem jednego z bet, które pilnowały porządku w Leverton, jeszcze kiedy Alfą był mój ojciec. Był ambitny i waleczny i niegdyś przyjaźnił się z moim starszym bratem. Ostatni raz widziałem go właśnie wraz z nim dobre kilka lat temu. W dniu, w którym Edmund zmarł, Eryk również zniknął. Cała jego rodzina szukała go latami, lecz słuch po nim zaginął.

VEINS  | REMONT |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz