6

3.1K 136 11
                                    


Avianna

Śniadania rodzinne były w naszej rodzinie niegdyś codziennością, stały się one rzadkością. Nikt nigdy nie wiedział prawdziwego powodu, lecz nikogo on tak naprawdę nie interesował.

Z każdym dalszym dniem moje rodzeństwo i ja stawaliśmy się starsi i nikt z nas nie widział już potrzeby we wspólnych śniadaniach. Zmieniało to się jednak w urodziny jednego z nas. Tego dnia cały Aramor świętował nasze urodziny, a przynajmniej tak nam się zdawało, obserwując miasto zza murów naszego zamku. Rzadko kiedy mieliśmy możliwość opuścić mury zamku, lecz kiedy już do tego dochodziło, wokół nas było pełno straży, która nie odstępowała nam na rok. Natomiast jeżeli mowa o przyjęciach, to wszystkie wilkołaki miały prawo w nich uczestniczyć, o ile nie były one prywatne.

Wilkołaki miały w naturze hucznie świętować i zawsze pilnowały, by wszystko zostało dopięte na ostatni guzik.
Podobnie świętowali podczas każdej pełni księżyca. Tej nocy, co miesiąc był organizowany festyn w centrum miasta, dla wszystkich nadnaturalnych istot. Podobno raz pojawiła się na nim wiedźma, ale było to bardzo dawno i rodzice mówili, że są to jedynie plotki. Nigdy nie widziałam na własne oczy innej nadnaturalnej istoty, choć słyszałam, że istnieją wampiry, wiedźmy i madzy, to Aramor rzadko przyjmował ich z otwartymi rękoma, z wyjątkiem kilku poszczególnych osób.

Madzy pojawiali się jednak najczęściej, byli oni skryci i nigdy nie ujawniali swojej tożsamości, podobno dwa lata temu, kiedy Riella obchodziła swoje osiemnaste urodziny, jeden z nich otrzymał zaproszenie na uroczystość, lecz nigdy się nie pojawił.

Zastanawiało mnie, czy tego roku również otrzymał zaproszenie na moje osiemnaste urodziny.

Uwielbiałam moje urodziny, choć wiązało się to z wielkim stresem, kiedy nocą musiałam czekać na jeszcze niepodarowane mi moje wilcze wcielenie. Niektóre wilkołaki jak Kieran, czy Elder, urodzili się, posiadając już swoje wilcze wcielenie. Mawiało się jednak, że ostatecznie w dniu osiemnastych urodzin, zostanie one podarowane przez bogini Selen. Każdej nocy urodzin czekaliśmy punkt do północy, ponieważ to właśnie wtedy, księżyc miał być w najspokojniejszej fazie. Taka była nasza tradycja od zarania wieków. Niestety ja nie miałam tyle szczęścia, co moje rodzeństwo, czy moi przodkowie.

Jako jedyna czekałam nadal na moje wilcze wcielenie, błagając bogini w każdym dniu urodzin, by pobłogosławiła mój los, lecz nic takiego nie miało miejsca. 
Dzisiaj miało się to zmienić. Dzisiejszej nocy będzie podarowane mi moje wilcze wcielenie.

A przynajmniej tak myślałam.

Wzięłam głęboki wdech, od razu tego żałując, kiedy zimne spojrzenie Kierana natychmiastowo wylądowało na mojej osobie. Jak najciszej wypuściłam powietrze z płuc i kontynuowałam dłubanie widelcem w średniej porcji sałatki. Wszyscy członkowie obydwóch rodzin królewskich, zasiadły wzdłuż długiego pozłacanego stołu. Królewska jadalnia była miejscem wielu spotkań. Pomieszczenie było duże z oknami sięgającymi pod sam sufit, które miały zwyczaj zawsze być odsłonięte, wpuszczając do środka, świeżo wschodzące słońce. Na ścianach widniały, tak samo jak na korytarzach zamku portrety naszych przodków, sięgające setki lat wstecz.

Siedziałam pomiędzy Riellą i moją matką, które skupione pochłaniały swoje śniadania.

Było bardzo cicho, żaden z nas nie odważył się odezwać ani słowem, choć napięcie rosło. Rodzice starannie przykładali się do zamiecenia tego okropnego napięcia pod dywan.

Wyprostowałam moje plecy, nie robiąc przy tym żadnych odgłosów, a mój wzrok powędrował w kierunku Rielli, siedzącej tuż obok. Jej włosy były splecione w luźnego warkocza, natomiast jej twarz, podobnie jak moją, przykrywała maska obojętności.

VEINS  | REMONT |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz