15

2K 108 5
                                    

Devin

Avianna siedziała naprzeciwko mnie, ponieważ kiedy chciałem być obok, ta od razu protestowała, przesiadając się na drugą stronę siedzenia. Jej cięty wzrok obserwował każdy mój ruch, tryskając we mnie piorunami. Sytuacja, która zdarzyła się kilka godzin temu, nadal dawała po sobie znać i, mimo że nie żałowałem naszego pierwszego pocałunku, odepchnąłem ją przez to jeszcze bardziej. Nie rozumiała, tego co do niej czułem i nie potrafiła pojąć, że najzwyczajniej się o nią martwiłem. Nie wiem, co zrobiłbym gdyby cokolwiek jej się stało.  

Przejechałem dłonią po lekkim zaroście i westchnąłem głęboko, zerkając na Avianne. Bijący od niej zapach Wanilii, doprowadzał mnie do szaleństwa i coraz trudniej przychodziło mi się kontrolować. Nie miała pojęcia, jak to jest, co w pewnym sensie bolało mnie bardziej niż jej niechęć do mnie. 
Szmaragdowe oczy Avianny nadal nie przestawały wiercić we mnie dziur, a w myślach słyszałem, jak męczy się zbyt wieloma pytaniami, których nie miałem zamiaru odpowiadać. Obydwoje wiedzieliśmy, co do niej czułem, to powinno być wystarczającą odpowiedzią. Drażniło mnie również, że ona mimo wielu zaprzeczeń również coś do mnie czuła, inaczej nie biegłaby za mną w dniu swoich urodzin.   

Wszyscy widzieli, jak wrzałem cały ze złości, kiedy zbliżał się do niej Basset, lub kiedy musiała oglądać, jak młode delty grały w jakąś zasraną grę. 

Tylko Avianna tego nie widziała.  

- Niedługo będziemy. 

- Już to mówiłeś Devin. - Przełknąłem gulę w gardle, kiedy wypowiedziała moje imię. Za każdym razem, kiedy je wypowiadała, czułem, jak po moim całym ciele przechodzą dreszcze. 

- Więc się powtarzam - stwierdziłem, chcąc zacząć jakąkolwiek konwersacje. 

- Na to wygląda. - Nastała niekomfortowa cisza. - Słuchaj, o co tobie chodzi?  Zachowujesz się dziwnie. Rozumiem, martwiłeś się, ale jestem cała i zdrowa tak? Poza tym nie dość, że mnie wykorzystałeś, to jeszcze mnie bezustannie denerwujesz - prychnęła. 

- Ja ciebie wykorzystałem? - Ton mojego głosu znacznie się podniósł. 

Jak ona mogła porównywać nasz pocałunek do wykorzystywania? 

- Tak Devin, świetnie słyszałeś. Nie chciałam tego pocałunku i za żadne światy bym się na to nie zgodziła! - krzyknęła. - Zmusiłeś mnie. 

Poruszyłem się na moim siedzeniu i prychnąłem na jej słowa, co skwitowała tym samym. 

- Jesteś niemożliwa.

- Ty cyniczny - kontynuowała. 

- A ty egoistyczna. Wiesz doskonale, czym jest więź przeznaczonych, mimo to zaparcie starasz się ode mnie odciąć. To nie tak działa Via. - Pochyliłem się odrobinę do przodu w jej kierunku, na co ona jedynie przewróciła oczami. Nasza rozmowa bardziej przypominała kłócące się ze sobą dzieci. 

- Mówiłam ci już nie raz, że nie masz mnie tak nazywać. - Wlepiła spojrzenie za okno i nerwowo poprawiła swoją suknię. 

- A ja mówiłem, że nie masz przewracać oczami - odparłem. 

- Wcale tak nie mówiłeś. - Przybrała sarkastyczny ton. 

- To teraz to mówię. 

- Świetnie. Nie dość, że jestem na ciebie skazana, to jeszcze rozkazujesz mi co mam, a czego nie mam robić. 

- Dość Via. Dość. - Zakończyłem, posyłając jej ostrzegające spojrzenie. Wyjrzałem za okno, za którym ciągnęła się tafla drzew, zza których widać było wyłaniający się zamek Leverton. Jak zawsze prezentował się niesamowicie. Jego kształt przypominał literę E, a wielkością przytłaczał każdego, kto go ujrzał. Był większy od zamku w Aramorze i majestatycznie prezentował się wśród drzew otulających jego mury. 
Tuż przed zamkiem, do którego prowadziły zaokrąglone schody, zbudowane z obydwóch stron, ciągnął się ponad stumetrowy prostokątny staw, którego zdobiła wielka fontanna. Zamek posiadał dwa skrzydła, zachodnie i wschodnie.  

VEINS  | REMONT |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz