🍕Rozdział 30🍕

72 3 0
                                    

Było mu przykro. Najzwyczajniej w świecie przykro. Jeszcze wczoraj wieczorem myślał, że Starkowi naprawdę na nim zależy. Kiedy usłyszał od Steve'a te słowa zrobiło mu się tak dobrze i ciepło. Tony był jego idolem, od dzieciaka chciał być taki jak on, podziwiał go pod wszystkimi możliwymi względami - był jego fanem. Nigdy nie liczył nawet na to, że go spotka. Stark był jego inspiracją, a chęć wywarcia w nim podziwu była jego motywacją. Każdy nastolatek ma swojego idola któremu chcę zaimponować, wiele osiągnąć w życiu i podziękować mu z wielkiej sceny za to, ze swoją działalnością dawał przykład i Peter nie wyróżniał się pod tym względem z tłumu. Z tym małym wyjątkiem, że on dostał swoją szansę i wierzył, że uda mu się ją wykorzystać, że Stark zostanie jego mentorem i będzie dumny z jego osiągnięć.
Przecież przyszedł do niego do domu, zgodził się okłamać ciocię May, zabrał go do Avengers Tower, dał mu kostium, objaśniał mu jego funkcje spokojnie tworząc przy tym coś na wzór rodzinnej atmosfery, pochwalił go za Sokovię. Czuł się wtedy taki ważny i potrzebny. Wreszcie znalazł swoje miejsce. Może się jeszcze trochę wstydził lecz wszyscy go rozumieli, nikt nie wypominał mu jego drobnych przejęzyczeń, zająknięć i rozmawiali z nim jak równym sobie.

Wszyscy prócz Starka.

Jego mentor nie pamiętał jego imienia.

To dziwnie bolało.

Nie powinno. Przecież znał go zaledwie tydzień. Większość nauczycieli po trzech latach nie zapamiętała jego imienia ale to było coś innego. Na serio liczył na choć odrobinę uwagi z jego strony.

Czy to było aż tak wiele ? Może coś co wywoływało takie szczęście było takie kosztowne?

- Proszę - krzyknął słysząc pukanie do drzwi.

- Wszystko dobrze ? - spytał męski głos dobiegający z drugiego końca pokoju.

- Tak - odpowiedział bez wahania siadając w miarę normalnej pozycji, wcześniejsza wskazywała na to, że spadł z kilku kilometrów na materac.

- Nic dziś nie jadłeś. Nie jesteś głodny?

Poczuł jak do jego nosa dobiera zapach pizzy. Zjadł rano tylko kilka łyżek płatków, bo kiedy Tony zaczął mówić o kawale Rogersa w żołądku pojawiła mu się gula zabraniająca przełknąć cokolwiek. Odkąd zamknął się w pokoju nawet nie myślał o jedzeniu. Był zbyt zajęty zastanawianiem się co powinien zrobić. Z jednej strony chciał wrócić do domu, wyżalić się cioci i zapomnieć, że kiedyś poznał Tony'ego Starka. Z kolei jego druga część krzyczała, że powinien zostać i pokazać, że warto zapamiętać jego imię. Kompletnie nie wiedział co miał robić. Plus bycia samotnika był taki, że zawsze sam musiał podejmować decyzję nie mogąc nikomu się wyżalić. To zawsze było trudne. Nie mógł przewidzieć wszystkich konsekwencji, chociaż się starał.

W tym mógł być problem. Za bardzo się starał. Chciał by zawsze było perfekcyjnie i zawsze się kończyło się to katastrofą i za każdym razem mocniej bolało.

- Nat zabrała się za jedzenie - powiedział poważnie czując zapach z góry. - Jeśli chcemy się załapać powinniśmy biec.

- W takim razie chodźmy - zaśmiał się wstając z łóżka.

Barton był pewny, że nastolatek szedł za nim dlatego nawet się oglądał. Wrócił do salonu, usiadł na swoim miejscu i nikomu nic nie mówiąc zaczął jeść.

- Clint ? - zaczął pytająco Bruce. - A gdzie Pete?

- No... - obejrzał się dookoła z zdezorientowaniem w oczach. - Był... Na pewno był...

- Tu jestem - krzyknął zeskakując z sufitu.

- Chłopcze - zaśmiał się Thor - jak ty żeś to zrobił ?

Siostra - Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz