☕ Rozdział 37 ☕

45 4 1
                                    

Leżał na łóżku, nadal w śpiączce wywołanej przez Lisę. Włosy zlepił mu pot, a czarne elementy kostiumu krew zabarwiła na czerwień. Tony siedział przy łóżku na fotelu. Reszta co prawda świętowała już wygraną bitwę, a on nie mógł się przemóc by pójść razem z nimi. Był wściekły i przerażony jednocześnie.

- Co się stało? - spytała Pepper stając w drzwiach pokoju przeznaczonego dla nastolatka.

- Prawie zabiłem dzieciaka - odpowiedział nie odwracając się do narzeczonej. Wpatrywał się, wzrokiem bez emocji w pomalowane na czerwono ściany bawiąc się dłońmi.

- Jak?!

- Wmówił Lisie, że kazałem mu jechać na wojnę, a tam...

- Czyli to nie ty... Nie - zaczęła podchodząc do Starka.

- Ledwo go uratowaliśmy... Co byłoby gdyby nie przeżył? Gdyby tam zmarł? Jak miałbym powiedzieć May, że jej bratanek nie żyje. Ma siedemnaście lat... To zbyt nie bezpieczne, mógł stracić wszystko, całe swoje życie a jest na jego samym starcie. Tak nie może być. To. - Rozejrzał się po wyremontowanym pokoju. - To był błąd.

- Chcesz go odesłać do domu? Przecież obiecałeś mu, dałeś mu szansę, włączyłeś do drużyny i chcesz mu to teraz odebrać? Załamiesz go.

- Trudno. Życie nie musi być kolorowe ale ma być życiem. Koniec. Postanowione.

- Ty decydujesz. Pamiętaj tylko, że jeśli to zrobisz, ten dzieciak albo nigdy nie podniesie się z załamanie psychicznego albo wręcz przeciwnie.

- Co masz na myśli?

- Jeśli się zdenerwuje, może sobie postanowić, chcieć pokazać, że się mylisz... To może się skończyć katastrofą. Nie rób tego.

- Co mam zrobić?

- Jeśli mógłbym coś zaproponować - zaczął Loki powoli pojawiając się w futrynie. - To najpierw zaproponowałbym rozmowę.

- Rozmowę? - spytał Tony z lekką pogardą odwracając się od nastolatka.

- Niby coś prostego, nie? - Parsknął śmiechem i pokręcił lekko głową. - Dzieciak chce poczuć się ważny. Pragnie wam tylko zaimponować, być doceniany. Ustal mu harmonogram, pokaż jak należy się doskonalić w odpowiedni sposób. Jest dobry lecz jeśli go zrzucisz na drugi plan... Przestanie taki być. Tu trzeba być wyjątkowo ostrożnym.

- Sama się dziwie z tego co powiem ale On ma rację. Mądre słowa, skąd...

- Pepper? Tak? Gdybym był głupcem nigdy nie wyszedłbym nawet z własnej komnaty. Dobrze - klasnął w dłonie. - Ja tu trochę z inną sprawą, smutniejszą. Niestety nie udało się odratować tego chłopaka, Pietra. Nie żyje.

- Czekaj, to wy nie jesteście na przyjęciu? Myślałem, że...

- Myliłeś się w takim razie. Po tylu stratach nie ma czego świętować. Clint cię prosił, nie wiemy... Nie wiedzą - poprawił się szybko. - Co zrobić w zaistniałej sytuacji.

- Skoro zmarł należy mu się pogrzeb - oparł wracając wzrokiem do śpiącego Petera. - Wiedźmie dajcie jakiś pokój, niech odpocznie.

- Przekażę - odpowiedział spokojnie. - A propos odpoczynku to tobie też się przyda.

Nic nie odpowiedział. Mruknął coś pod nosem a potem kazał Lokiemu opuścić sypialnie nastolatka. Pepper z nim została, twierdząc że boi się o jego stan. Ostatnim czasem z psychiką Starka nie było za dobrze i kobieta doskonale o tym wiedziała. Bała się o niego, z każdym dniem co raz bardziej.
Reszta drużyny zebrała się w salonie, po raz pierwszy od dawna zjedli pełny i ciepły posiłek oraz napili się ciepłych napoi. Potrzebowali tego chociaż głupio było cieszyć się kiedy osoba która, jak by nie patrzeć najbardziej przyczyniła się do ich zwycięstwa, przechodziła najgorszy możliwy okres w życiu. Vision zadeklarował się do pocieszania jej, spędził z nią sporo czasu dlatego nikt go nie powstrzymywał. Oni siedzieli w salonie rozmawiając i odpoczywając po, bądź co bądź, po wygranej walce.

Siostra - Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz