rozdział 10 Russell

6.9K 129 0
                                    

Znudziło mi się obcinanie palców, zostawię mu te cztery i tak długo nie pożyje. Za to usunąłem mu wszystkie zęby. Kwiczał jak idiota, jakbym go kroił conajmniej. Miał okropne zębiska, żółte ze straszną prochnicą która zżarła mu praktycznie je do cna. Krew leciała mu na wszystkie strony, ściekała po brodzie na podłogę a po dziąsłach została miazga. Język zwisał mu między wargami. Minęły cztery dni od kiedy ich tu zaprosiłem, ich czas powoli się kończy. Czas wrócić do spraw które musiałem odłożyć by całym sobą zająć się nimi. Czas wrócić do Julii.

- Diego!! Wołam swojego ochroniarza, on jest najlepszy w usuwaniu szkodników. Więc jak już mam delikwenta u siebie to zawsze on po mnie sprząta do spółki z Markiem i Johnem.
- Diego. Czas pozbyć się naszych gości. Mam ich już dość.
- ok. Szefie. Wieczorem wywieziemy ich do lasu
Diego. Weźcie łopaty, tych dwóch jełopów którymi się nie zająłem...hmm... myślę, że mogą wykopać trzy groby.
- dobra, szefie. Tak zrobimy.

Sprawa załatwiona dziś wieczorem pozbędę się bagażu.
- a Diego!!
- no co ?
- znaleźliście torebkę Julii?
- tak, oddaliśmy jej. Mówiłem szefowi już. Musi szef odpocząć.
- ok możesz iść

Hmm... wieczorem do niej napisze, niech wie, że ja wcale nie zapomniałem o niej. Czekam na właściwy moment i ruszę aby ją zdobyć. Chciałem się od niej trzymać z daleka, ale nie potrafię. Chciałem się tylko dowiedzieć co wie, co widziała... ale nie myślałem, że ta dziewczyna wpadnie mi tak w oko.
Ta kobieta jest taka dobra, cicha i spokojna. Zupełne przeciwieństwo mnie. Jest idealna. I tylko moja. Niech no ktoś spróbuję mi ją odebrać to długo nie pożyje.

...

Nastał wieczór, siedziałem ze szklaneczką whisky, kiedy wrócili Diego i Mark. Brudni, cali w piachu.

- co wam się stało chłopcy, bawiliście się w zapasy?
- bardzo śmieszne. Hahaha... te dwa barany próbowały ucieć, jeden z nich rzucił w nas piachem... Nie wiem co sobie myśleli, że uda im się spierdolić?
Musiałem im przestrzelić nogi. Jak już się uspokoili i przestali fikać to dokończyli kopanie grobu. Zastrzeliłem ich i musieliśmy jeszcze zakopać...
- to super. Jeden problem mniej.
Teraz jak już się doprowadzicie do porządku to posprzątajcie piwnice. Jebię tam niemiłosiernie.

Poszli się wykąpać, a ja w tym czasie nalałem sobie jeszcze dwa kieliszki trunku. Bardzo dobry... i udałem się leniwie po schodkach do swojej sypialni aby w spokoju napisać do dziewczyny smsa. Nie będę dzwonił, nie lubię rozmawiać przez telefon, odbieram i dzwonie jeśli jest to niezbędne. W mojej branży czasem trzeba robić tego, czego się nie lubi.

,, część, pamiętasz mnie? Mam nadzieję, że tak.. to ja uratowałem cię przed tymi trzema. Piszę bo jesteś mi winna kawę. Nie wymigasz się. Nie próbuj. Jutro o 10 w kawiarni na rogu dwudziestej pierwszej  i dwudziestej drugiej ulicy. Będę czekał. ON.,,

Czekałem i czekałem, ale odpowiedź nie nadchodziła. W końcu zmęczony zasnąłem z myślą, że nie dam się robić w trąbe. I śniłem o pięknych szarych oczach wpatrujących się we mnie z taką miłością i tęsknotą jak nigdy nikt w życiu.
I byłem szczęśliwy, w końcu...
Rano wstałem z motywacją do działania, czas spokoju Julii się definitywnie skończył. Jestem łowcą i czas przypomnieć jej kto tu tak naprawdę rządzi. Nie ucieknie choćby chciała. Jest mi przeznaczona czuję to w kościach. Dawno tak bardzo nie zafiksowałem się na pannę. Troche to głupie. Jestem dorosłym mężczyzną a uganiam się za dziewczyną, której nie znam. Chce ją mieć. Muszę ją mieć. Nie potrafię o niej zapomnieć. I nie chce zapomnieć. Ona będzie moja czy tego chce czy nie. Pewnie jeszcze o tym nie wie, ale kiedyś się z nią ożenię. Będziemy mieli gromadkę dzieci a ona będzie najlepszą mamą na świecie. I będzie cała moja. Nie żadnego innego faceta, moja i tylko moja. Uczynię ją najszczęśliwszą kobietą i dam jej wszystko czego chce. Nawet gwiazdkę z nieba jeśli będzie trzeba. Nie mogąc się doczekać spotkania, musiałem zjeść śniadanie i napić się kawy żeby móc jakoś przeczekać. Nie chciałem aby moi ludzie zaczęli śmiać się ze mnie. Jeszcze bym nie chcący jednego zabił a to najlepiej wyszkoleni ludzie i trudno będzie od tak ich zastąpić. Zresztą muszę się powstrzymywać przed nadmierną ekscytacją. Nie chcę żeby moi wrogowie także zaczęli coś podejrzewać. Jestem non stop gotowy na ich uderzenie. Wiem, że może nadejść z każdej strony o każdej porze. Czekam na to.
- szefie mamy problem z dostawą. Opóźnia się o dwa tygodnie.
- czemu?
- na granicy z Meksykiem chcą więcej forsy. Powiedzieli, że nie przepuszczą jeśli jej nie dostaną.
- o ile więcej?
- dwadzieścia procent.
- a co o tym sądzi nasza biznes kobieta?
- nie można się do niej dodzwonić ostatnio. Ale myślę, że m to coś wspólnego z nią. W końcu nic bez jej wiedzy nie przyhodzi i nie wychodzi z Meksyku. 
- masz rację. Czyli robi nas w chuja. Bardzo nie ładnie. Możemy coś z tym zrobić.
- w tej chwili nie bardzo. Albo zapłacimy albo nie przejedziemy.
- cóż... zapłaćcie ale jeśli dalej będą chcieli więcej będziemy musieli powaznie porozmawiać z Meksykiem. I nie będzie to miła rozmowa.
- wiem szefie. Będzie trudno się dogadać z tą dziwką. To prawdziwa suka.
- gdyby to usłyszała już byś nie żył Diego.
- to dobrze, że jej tu nie ma. W ogóle ona nie wyjeżdża z tego swojego Pasadoble. Siedzi w pieczarze i nie wyściubia nosa, wie, że by wtedy ją odstrzelili.
- pewnie, że wie. Sam bym zrobił to w pierwszej kolejności. A raczej zlecił to komuś.
Bo choć nie zabijam kobiet dla niej mógłbym uczynić pewien wyjątek. Zresztą ona bardziej przypomina faceta, z wyglądu także. Dlatego mąż ją zdradzał bo kto chciałby mieć za żonę faceta w spódnicy. Kobieta ma być kobietą. Delikatna. Czuła. Skromna. A nie potwór zabijający wszystko co stanie na drodze.
- idę szefie. Śniadanie wzywa. Jeszcze nic nie jadłem a już tak późno.
- późno.? Dopiero dziewiąta.
- no właśnie. No właśnie. Bardzo późno. Mój żołądek woła o strawę.
Diego to zawsze był nienasycony głodomór. Nie można przy nim zostawić niczego a zwłaszcza pizzy bo zje całą nie patrząc na innych. Nie raz za to dostał ode mnie po głowie. Aż dziw, że wciąż waży tyle samo. Gdybym ja tyle jadł już dawno byłbym gruby jak wieprz. Moją jedyną pokusą są ciasta.

RUSSELL CONNOROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz