rozdział 24

5.2K 103 2
                                    

Obudziłam się trzy tygodnie temu, wyszłam z tego, żyje, dałam radę. Jestem twardsza niż myślałam. Sądziłam, że umrę w tej śmierdzącej piwnicy, ale ktoś nade mną czuwał może to moi bliscy. Russell siedział obok, gdy otwierałam i zamykałam oczy, płakał jak małe dziecko, nigdy nie widziałam tak smutnego wzroku i zbolałej twarzy, cieszyłam się, że jest tutaj i nie zapomniał o mnie. Nie łączyło nas nic nadzwyczajnego, znaliśmy się krótko, ale był dla mnie ważny, może nawet coś do niego czułam. Jednak było stanowczo za wcześnie na wyznawanie sobie uczuć.

Moje ciało goiło się bardzo szybko, rany zabliźniły się praktycznie, gorzej było z poparzeniami, ale lekarz mówił że jak będę wcierać maść to za kilka miesięcy będzie znośnie, gorzej było z psychiką, mój mózg musiał przejść z fazy strachu i zrozumieć, że już nie ma zagrożenia.

Chciałam nawet wstać z łóżka, ale Russell kategorycznie mi zabronił, dmuchał i chuchał na mnie jakbym była z porcelany. Dopiero lekarz musiał go uspokoić i wtedy dopiero odpuścił. Jadłam i odpoczywałam tak jak kazał doktorek, nie ruszałam sie nigdzie bez ochroniarza, nawet jak szłam do łazienki to był obok.
Na dworze spadły liście z drzew dając znać, że nadeszła jesień, znów zrobi się zimno, brzydko i pochmurno.

...

Mijały dni, tygodnie, a ja nie miałam co robić. Nudziło mi się, jedyne co mogłam to siedzieć i czytać książki.
Russell zamykał się w sobie, coraz bardziej, znikał gdzieś na całe dnie, a jak był w domu to spędzał je w piwnicy. Ciekawe co tam ukrywa, może siłownia albo pokój z play station. W ogóle nie spędzał ze mną czasu, myślę, że winił się za to co mnie spotkało i nie mógł spojrzeć mi w oczy, bał się zobaczyć w nich nienawiść, choć ja go nie obwiniałam. To nie jego wina, że stuknięta baba chciała go na własność i nie umiała pogodzić się z tym, że on miał inne zdanie.

...

Wczoraj poszłam do jego gabinetu, miałam dość, że mnie unikał jak ognia, to ja przeszłam przez piekło. Ale zamiast porozmawiać ze mną uciekł, wymijając z butelką wódki. Miałam tego po dziurki w nosie. Chciałam tylko żeby był, żeby mnie przytulił czy to tak wiele.
Wieczorem zniknął w piwnicy zapomniał zamknąć drzwi ,więc wiedziona ciekawością poszłam za nim, schodziłam po wąskich kamiennych schodkach coraz dalej w głąb pomieszczenia, a usłyszałam dziki ryk. Chciałam zawrócić, to nie moja sprawa co on tam robi, ale usłyszałam kolejny hałas więc szłam cicho dalej z mocno bijącym sercem. Zatrzymałam się przed metalowymi drzwiami. Nie ma szans żebym otworzyła je po cichu. Stałam niepewna co zrobić kiedy drzwi nagle się otworzyły, a ja odskoczyłam przestraszona. Mark wyszedł, spojrzał na mnie nic nie mówiąc ani nie zamykając drzwi, chyba dał mi w tej sposób znać, że jeśli chce to mogę wejść i zobaczyć co się tam wyrabia.
Weszłam do pomieszczenia w którym paliła się tylko jedna wątła lampa, patrzyłam na swojego kata, leżał związany drutem, a nad nim stał Russell, nagi od pasa w górę i uśmiechał się złowieszczo. Zdąrzyłam zauważyć, że z oczu Maxa zieje wielka dziura. Potem podłoga zaczęła wirować, a ja upadłam z wielkim łoskotem. Obudziłam się w łóżku, a nade mną stał Connor zmartwiony, mrużył oczy niebezpiecznie.
- widziałam Maxa
- Tak mała. Po co tam weszłaś co?
- Chciałam....byłam ciekawa co tam robisz przez całe dnie
- hmm... Julio. Odpoczywaj później ci wszystko wytłumaczę
- powiedz mi teraz. Kim jesteś?
- jestem potworem gorszym niż sam diabeł. Jestem zły, ale to pewnie już zauważyłaś na dole. Mam kluby, jestem biznesmenem, ale mam też mniej legalny biznes, którym nie chwalę się wszystkim dziewczynom.
- rozumiem, zabijasz ludzi?
- kiedy muszę to tak zabijam, ale oni nie są nie winni. Nie zabijam niewinnych ludzi. Każdy na swój sposób był zły. Jeden bił i zdradzał kobietę, drugi chcial sprzedać swoją córkę za długi, trzeci... można by tak wymieniać w nieskończoność.
- ale....czyli poznaliśmy się... To nie był przypadek?
- przypadek nie istnieje, każdy poznaje się po coś.... poszedłem do tej kawiarni bo moi ludzie spieprzyli i zabili kolesia tam gdzie nie powinni. Potem ty przyszłaś do mojego klubu. Widzisz przypadki nie istnieją..Nie sądziłem jednak, że tak to się wszystko potoczy. Zakochałem się w tobie mała. Jestem idiotą.

I wyszedł, a ja musiałam przetrawić wszystko co zobaczyłam i czego się dowiedziałam. Kocha mnie? Zawsze chciałam żeby ktoś mnie kochał, ktoś oprócz babci. A teraz nie wiem co czuje... chciałabym uciec daleko i przemyśleć parę spraw. Więc postanawiam porozmawiać z Russellem jutro. Potrzebuje wyjechać, odpocząć, poukładać sobie w głowie. Moje ciało ma mnóstwo blizn, one już zawsze ze mną będą. Moje ciało jest okropne, brzydkie i nie mogę patrzeć na nie w lustrze.

...

Rano wstaję i nie pewnie schodzę na dół do jadalni, Russell siedzi zamyślony i patrzy mglistym wzrokiem w przestrzeń wydaje się być smutny, zagubiony. Siadam i czekam aż spojrzy na mnie. Delikatnie odchrząkije żeby wiedział, że tu jestem.

- wiesz hmm... chciałabym wyjechać
- uciekasz ode mnie, rozumiem...
- nie, to nie tak. Chce odpocząć, pomyśleć, pobyć sama ze sobą.
- uciekasz, tylko sama nie chcesz się do tego przyznać.
- Russell...

Nie wiem co odpowiedzieć może ma rację, potrzebuje samotności, zawsze koiła mój ból wewnętrzny. Po śmierci babci zaszyłam się w domu I nie wychodziłam dobre dwa miesiące, w ten sposób godziłam się z tym, że już jej więcej nie zobaczę.

- tylko potrzebuje żeby ktoś narazie zajął się moim kotem, nie mogę go wziąć ze sobą
- kot może zostać tak długo jak chcesz, wiesz przynajmniej gdzie chcesz pojechać?
- nie, nie mam zielonego pojęcia.
- mam w Miami domek na plaży, a raczej chatke, jeśli chcesz możesz się tam zatrzymać.. Nie bój się, nie będę pisał do ciebie, ani przyjeżdżał. Dam ci spokój powinienem dać ci go wcześniej.
- dobrze chętnie pojadę do Miami, ale wcześniej chce udać się do New Jersey.
- dobrze, dam ci jeden ze swoich aut i trochę pieniędzy choć tak mogę pomóc.

I wyszedł zakańczając naszą krótką wymianę zdań. Chciałam mu powiedzieć wiele razy, że to co się stało to nie jego wina, ale mnie nie słuchał. Kiedyś zrozumie.
Mści się za mnie, na osobach które przyczyniły się do moich blizn. Nie wiem co dokładnie tam robi i tak by mi nie opowiedział ze szczegółami. W sumie to nie jestem tego aż tak ciekawa, zasłużyli na to wszyscy. Max, Emma. Mam nadzieję, że dosięgnie ich ręka sprawiedliwości. Kiedy oni będą poddawani wymyślnym torturom, ja będę daleko stąd leczyć swoje ciało i duszę.

...

Wyjechałam następnego dnia, choć było mi smutno musiałam to zrobić, pragnęłam zapomnieć o tym co mnie spotkało. Russell dał mi swój samochód, porsche białe i szybkie. Kazał uważać i nie jechać z całą mocą, ale kto by tam go słuchał daleko od Nowego Jorku.
Czułam się wolna i nie zamierzałam zwalniać.
Do New Jersey dojechałam wieczorem i nie tracąc czasu, kupiłam kwiaty i znicze i udałam się, tą samą alejką którą pokonywałam tyle razy na grób moich bliskich. Kleknełam i zaczęłam rozmawiać z mamą, tatą i babcią. Gadałam o tym co mi się przytrafiło, opowiadałam o tym jak poznałam Russella i jak musiałam odejść żeby odnaleźć siebie po tym co się stało. Płakałam jak bóbr, przez co stałam się cała czerwona i klęłam na siebie.
Musiałam wrócić do Nowego Jorku, na lotnisko, powiedziałam mojej rodzinie, że przyjade kiedy stanę na nogi.

...

Siedzę w samolocie, zaraz odlatuje do Miami. Boję się, od kiedy moi rodzice zmarli w katastrofie nie wsiadłam do latającej puszki.
Zaraz będę w Miami powtarzam kiedy samolot rusza i wzlatuje w powietrze, a ja chłone widoki. Nowy Jork staje się tylko małą kropką na horyzoncie. Wszystko co przeżyłam w nim, staje się teraz odległe, będę tęsknić, nie za miastem, ale za mężczyzną o zielonych oczach. Wrócę, wrócę do niego o ile będzie na mnie jeszcze czekał. Wrócę kiedy poukładam sobie w głowie.
Lecimy dość długo, zasypiam, budzę się dopiero na miejscu kiedy stewardessa delikatnie szturcha mnie w ramię. Przeciągam się i widzę piękne lotnisko, a gdy wychodzę od razu, obca kobieta zakłada mi naszyjnik z kwiatów. Jest cudownie ciepło. Taxi stoją koło lotniska więc wsiadam i podaję adres miłemu chłopakowi w dredach. Podoba mi się tu wszyscy są tacy życzliwi.
Dojeżdżam do mojej małej chatki na plaży, boże... jest wspaniała, nie duży domek, z pięknym zielonym dachem, a w środku mała kuchnia i tylko jeden pokój. Będzie mi się tu dobrze mieszkało.
Pierwsze co robię to idę nad wodę, nauczę się pływać postanawiam, siadam na gorącym piasku i patrze w przestrzeń. Widzę łódki i przypominam sobie od razu jacht Russella, ciekawe czy teraz jest zły.

RUSSELL CONNOROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz