rozdział 30 Russell

5.2K 103 0
                                    

John nie odpisuje na wiadomości zaczynam się stresować, nie cierpię nie wiedzieć co się dzieje. Powinno się mnie przecież informować o wszystkim, nawet nic nie znaczącej rzeczy, a tu olewanie. Zaczynam panikować, ja nigdy nie wariuje, jestem poważnym, spokojnym facetem. Odżyłem dzięki niej, nie chce jej znów stracić. Diego podchodzi ze szklanką whisky.
- nie odpisuje, Diego ja go zamorduje jeśli zaraz nie odpisze.
- spokojnie szefie może jest zajęty, może Julia bawi się w klubie i John nie słyszy.
- w jakim klubie? Oszalałeś, weź mnie nie wkurwiaj bardziej.
- dobra, dobra tylko się nie złość.
- idź lepiej bo mam ochotę rzucić w ciebie szklanką, a jesteś mi jeszcze potrzebny.
- hehe ok juz spadam.
W jakim klubie? Czy on naprawdę nie widzi w jakim ja stanie jestem, ledwo się trzymam żeby nie wskoczyć do samolotu i tam nie przekonać się czym John jest taki zajęty. Oby nie jakąś babą bo pożałuję że się urodził. Słyszę wibracje ktoś dzwoni? Wszyscy wiedzą, że nie lubię rozmawiać przez telefon. Kto to może być. Powoli odbieram telefon, boli mnie samo wymówienie ,, halo,,.
- Halo. John czemu dzwonisz pisałem do ciebie.
- szefie jest problem
- jaki problem co ty pierdolisz?
- aresztowali Julię
- jak to kurwa aresztowali? Co się odjebało tam
- pobiła kolesia
- Julia? To niemożliwe John, ona nie uderzyła by nikogo od tak.
- była na spacerze, szedłem za nią w odległości gdy zobaczyła pajaca z psem, ten mu uciekł, a kiedy podbiegł z powrotem, zamachnął się jakby chciał go uderzyć, Julia podbiegła i mu zajebała w nos, tyle widziałem zrobił się niezły chaos, zbiegli się gapie, ktoś wezwał policję, nic nie mogłem zrobić. Coś krzyczała do gliniarza, ale nie słyszałem konkretnie. Nie był zadowolony i ją zgarnęli z psem.
- dobra czekaj na mnie. Zaraz wsiadam w samolot. Będę w nocy.
Diego
- no
- ruszamy do Miami. Julia wpadła w kłopoty
-ok.
Moja dziewczynka pewnie się teraz boi, co ona sobie myślała bijąc tego gościa, czy naprawdę nie można załatwić niczego bez mordobicia. Zawsze jest jakieś wyjście tylko trzeba je chcieć znaleźć, nie wszystko trzeba załatwiać pieścią. Plan pierwszy muszę ją jak najszybciej wyciągnąć, ciekawe co nagadała policji. Normalnie zawsze była grzeczna i spokojna, dobra, taki anioł, a teraz po tym co ją spotkało wychodzi z niej diabeł.
Na lotnisko dojeżdżamy w ciągu godziny, jechaliśmy szybko nie zważając na światła, nie mieliśmy czasu na jeżdżenie przepisowo. Mam już załatwiony prywatny transport. Wsiadam do samolotu, witam się ze wszystkimi na pokładzie i siadam na swoim miejscu, zapinam pasy i ruszamy do Miami, uratować moją księżniczkę.

...

Dolecieliśmy w nocy i pojechaliśmy do domku na plaży. Naszczeście mam zapasowe klucze więc otwieram drzwi, zapalam światło i widzę walizkę. Zamierzała gdzieś pojechać, uciec ode mnie? Powinienem jej dać parę klapsów w tyłek, za ten jej wybuch, ale wiem co przeżyła i nie dziwię się, że zanim pomyślała to zrobiła, też czasem tak mam. Dziś już nic nie załatwię, rano pojadę do tego komisariatu i wyciągnę moją dziewczynę, nie będzie to zbyt trudne, każdy ma swoją cenę, zresztą znają mnie tu tak samo jak w Nowym Jorku, a nawet jeśli jakiś policjant za bardzo wejdzie w swoją rolę, szybko go sprowadzę na ziemie. Nikt nie będzie podskakiwał, zawsze też możemy załatwić to kulką w serce. Tylko żartuje nikogo nie zamierzam zabijać bez powodu. Robię sobie herbatę i idę pod prysznic, z wodą spływa cały stres. Jutro będzie już ze mną, może zostaniemy tu jeszcze trochę sami. Odeślę wszystkich do domu i pobędziemy tylko we dwoje.

...

Rano nastało dość szybko zważywszy na to, że przyleciałem do Miami dość późno w nocy. Ubieram się w czarny garnitur, dobry, drogi ciuch zawsze działa odpowiednio na służby. Stają się milsi kiedy czują od kogoś bogactwo. Zakładam rolexa i psikam się perfumami wartymi więcej niż ich miesięczna pensja i jadę autem który wypożyczyłem na lotnisku prosto na komisariat gdzie jak mniemam siedzi moja panna. Dojeżdżam z czarnego audi a8, wszyscy się patrzą, o to mi chodziło, wejście bossa. Witam się z jakimś młodym pajacem.
- dzień dobry, nazywam Russell Connor ostatnio aresztowaliście moją narzeczoną Julię Cox.
Coś tam wystukuje na swoim śmiesznym tableciku i uśmiecha się pod nosem jak pedał, jak się nie pospieszy to przysięgam zetrę mu tego banana z mordy.
- hmm tak, ale nie można jej odwiedzać jest oskarżona o pobicie.
- czy mógłbym porozmawiać z kimś ważniejszym niż pan.
- Tak jasne, zaraz zadzwonię do policjanta który się tym zajmuje.
- super. Mówię znudzonym głosem. Ten koleś chyba nie wie z kim ma do czynienia. Jakis to zabawne.
Podchodzi do mnie starszy, grubszy policjant. Swoją drogą jak można zatrudniać w policji otyłych facetów, jak taki gostek ma biegać za przestępcami jak jego interesuje tylko pączek.
- dzień dobry jestem Eric Jobs.
- witam Russell Connor. Pan się zajmuje sprawą mojej narzeczonej. Chciałbym się czegoś dowiedzieć. No i oczywiście odebrać ją z aresztu.
- przykro mi, ale to nie jest możliwe zostanie oskarżona o napaść. Mógłbym ją oskarżyć również o obraze funkcjonariusza.
- serio... chcę pogadać z twoim szefem kolego. Gwarantuje ci, że moja kobieta wyjdzie jeszcze dziś i nie zostanie oskarżona o nic.
- słucham? Jak pan śmie. To poważna sprawa pana kobieta złamała nos Bogu ducha winnemu mężczyźnie i jeszcze zabrała mu psa. Ona nawet nie jest z tego powodu załamana, ciągle powtarza, że zrobiłaby to jeszcze raz, a następnym razem połamie mu ręce.
- no cóż widzi pan jaką narzeczona taki narzeczony. A teraz prowadź do szefa nie mam całego dnia. Przyjechałem z Nowego Jorku i nie chcesz mnie wkurzyć.
Koleś zastanawiał się przez chwilę, a potem zaprosił mnie w głąb komisariatu gdzie w gabinecie siedział komendant tego syfu. Paris Miles czarnoskóry facet, wysoki po piedziesiątce. Znam go, nie wiedziałem, że objął stanowisko komendanta w Miami, wcześniej pracował jako policjant w Las Vegas. Uratowałem jego córkę przed zrobieniem najgłupszej rzeczy czyli przespaniem się ze mną. Kiedy dowiedziałem się, że ma ojca glinę i chce się na nim zemścić bo on ożenił się z jakąś panną której ona nie lubi. Nie mogłem naturalnie tego zrobić, nie odmówiłbym normalnie, ale ojciec gliniarz to tylko problemy, a ja od kłopotów trzymam się na kilometr. Odwiozłem ją do domu i powiedziałem żeby dała jej szanse, może okazać się, że to super babka.
- hej Miles dawno się nie widzieliśmy
- Russell Connor a niech mnie, co tu robisz? Skąd wiedziałeś gdzie mnie znaleźć?
- szczerze to nie szukałem. Co robisz w Miami?
- pracuje jak widać, Anna chciała się przeprowadzić tu, dostała pracę, a ja wszędzie mogę być policjantem. Mila została w Vegas na studiach.
- to dobrze, cieszę się. To się dobrze składa, bo mam mały problem, widzisz twoi ludzie zawinęli moją dziewczynę i chciałbym ją odzyskać nazywa się Julia Cox.
- OK zaraz sprawdzę co z nią.
Julia Cox jest. Hmm... twoja pani jest harda, pobiła biedaka i złamała mu nos. Odgrażała się policjantom, że nie zawaha się zrobić tego jeszcze raz, obraziła glinę.
- mhm. Da się ją wydostać dziś. Nie chciałbym żeby siedziała tu. Miała ciężki czas, napewno się boi i no wiesz.
- Russell jesteś dobrym facetem robiącym złe rzeczy. Myślę, że da się. Zrobię to dla ciebie za to co ty kiedyś zrobiłeś dla mojego dziecka. Chodź pojdziemy do aresztu jest na samej górze.
Wspieliśmy się po schodach, wchodząc do tego aresztu czuć taką złą wibracje. Zobaczyłem Julię na przyczy, leżała z grubą psią kulą. Podszedłem cicho żeby jej nie przestraszyć i szepnąłem Julia.
Pies wstał i zaczął mnie obszczekiwać, a Julia spojrzała niewidocznym wzrokiem i wypuściła wstrzymywany oddech. Ulga malowała się na jej twarzy i wszystkie inne emocje.
- Russell, co ty tu robisz.
- jak to co. Ratuje cię mała, ubieraj buty, zabieraj psa i wychodzimy.
- ale jak kto wychodzimy. Ja jestem w areszcie będą mi postawione zarzuty.
- Wszystko załatwiłem mała idziesz czy zostajesz?
Miles otworzył kraty i wypuścił ją, pies cieszył się, że w końcu wypuszczają go z więzienia.
-ide. Odpowiedziała pewnie
- ja przepraszam, znów narobiłam kłopotów ci. Ale nie mogłam patrzeć na to jak ten cham biję psa. Rozumiesz prawda.
- rozumiem mała, jesteś dobrą duszyczką w tandetnym świecie, nie pasujesz tu, a musisz żyć. Chodź pogadamy w domu. Weź kundla. I nie narobiłaś problemów, spokojnie. Zawsze ci pomogę.
Gdy wychodziliśmy ci policjanci patrzyli się na Julię jakby wypuszczali mordercę. Jebnięci. Mówiłem, że dziś wyjdzie. Nie wiem dlaczego nikt mi nigdy nie wierzy.
Wsiedliśmy do auta I odjechaliśmy w stronę chaty. Weszliśmy, pies rozłożył się brzuchem do góry na łóżku, a ja zająłem kanapę i patrzyłem na nią bezwstydnie.
- spakowałaś walizki? Gdzie chciałaś jechać?
- no tak. Chciałam wrócić do domu, do Nowego Jorku. Nie wiedziałam, że tak wyjdzie.
- Mhm... dobrze wiedzieć. Wrócimy, ale może zostaniemy tu przez kilka dni. Pobędziemy sami oczywiście jeśli chcesz.
- Tak, brzmi super. Przepraszam, że nawet skacze z radosci, ale jestem zmęczona. Mało spałam. A w ogóle skąd wiedziałeś, że jestem w areszcie?
- mała ją wiem wszystko. A tak zupełnie poważnie myślałaś, że pozwolę Ci wyjechać bez obstawy. Nie jestem aż tak tępy. Chciałem mieć cię cały czas na oku.
- aha.
Mówi to i uśmiecha się, to najpiekniejszy uśmiech, cholernie za nią tęskniłem. Głupio się przyznać, ale w tej chwili moje serce się rozpływa z pragnienia. Podchodzę bliżej i biorę ją w ramiona, całuję mocno, zawzięcie jakby miała zaraz zniknąć, jakby to miał być sen. Chciałbym ją mieć w łóżku i już nigdy jej nie wypuszczać z rąk.
Zabieram ją do sypialni, gdzie kładziemy się i przytulamy, całując się i rozmawiając po raz pierwszy tak szczerze.
- wiesz tęskniłam za tobą. Chciałam do ciebie napisać, usłyszeć twój glos, ale nie wiedziałam czy nadal czekasz.
- czekałem i czekam i będę czekał zawsze mała. Nie zależnie od tego, gdzie będziesz ją będę myślał o tobie. Skarbie kocham cie i to się nie zmieniło.
- ja się zmieniłam. Już nie jestem tą samą dziewczyną co kiedyś. Wcześniej się tylko broniłam teraz chce być odważniejsza.
- wiem mała, widziałem jak się zmieniasz. Podobasz mi się taka i podobałaś mi się wtedy. Nie przeszkadzają mi blizny. To co przeżyłaś to moja wina i nie umiem z tym żyć.
- nie Russell to nie była twoja wina, nie wiedziałeś, że ona była wariatką, skąd mamy wiedzieć takie rzeczy. Ludzie psychicznie dobrze się kryją, poza tym ona nie była psycholką, chciała cię posiadać, a gdybym to nie była ja, gdyby to była inna kobieta to i tak to by się wydarzyło. Ona uważała cię za swoją własność.
- wiem, ale gdybym coś zauważył.
- nie mogłeś nic zauważyć. To się i tak by stało prędzej czy później. Tak musiało się stać.
- chyba masz teraz też psa?
- To suczka, a nie pies.
- nie zaglądałem pod ogon.
- lepiej mnie pocałuj zamiast gadać.
- mała.... czekałem aż to powiesz

Wiem, że to nie moja wina co nie zmienia faktu, że czuje się winny tego co się stało. Emma była moją eks kochanką powinienem wiedzieć, że coś kombinuje, ale nie brałem jej gróźb na poważnie. Kto by się tym przejmował co mówi twoja była, jest zdenerwowana często smutna, przygnębiona rozstaniem. Julia jest piękna nawet z bliznami to najcudowniejsza osoba jaką znam.

RUSSELL CONNOROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz