~45~

1.6K 83 157
                                    

rozdział zawiera sceny przemocy, krew itp. dodałabym gluten, mleko i fistaszki
czytasz na swoją odpowiedzialność
___________________________~

Powoli zaczynałem żałować wyjścia z nimi.

Większość upiła się szybciej, niż sam planowałem i jedyną osobą która była trzeźwa i mogłem z nią normalnie rozmawiać, był Hyunjin, z resztą jak zawsze on.
Dosłownie jakby życie było przeciw mnie.
Vernon wyszedł z jakieś 15 minut temu, ale nie winiłem go o nic, miał swoje życie.
W końcu mogłem na spokojnie spędzić trochę czasu z Hwangiem, który przez cały czas był jakiś naburmuszony, więc chciałem mu się jakoś odpłacić. Przeszło mi przez myśl zapoznanie ich razem, ale jak tylko poszliśmy z Hansolem zatańczyć, to chłopak wręcz wyglądał jakby miał go za moment ukatrupić.
Pewnie gdyby wzrok potrafił zabijać, to Vernon już by nie żył, ale przynajmniej z resztą dogadywał się bardzo dobrze. Dlatego może i troszkę lepiej, że już poszedł, bo nie będę musiał się martwić o to, czy mój przyjaciel zabije tego drugiego.

— Coś się stało? — spytałem go, iż ten nie chciał na mnie spojrzeć i nie odpowiadał na żadne moje pytania — zrobiłem coś nie tak?

— C-co? Ah nie! Przepraszam, zamyśliłem się po prostu. Nie chciałem cię ignorować — niepewnie objął mnie ramieniem a ja wtuliłem się w niego ciesząc się, że nie był zły. No cóż, bynajmniej nie na mnie.

Odkąd nasz kontakt uległ polepszeniu, takie czułości były dość normalne dla nas.
Z początku czułem się dziwnie, ale udało mi się przyzwyczaić i nawet momentami czerpać z tego odrobine radości, gdy byłem w dobrym humorze.
Dziwiłem się, jak okropnie go z początku nienawidziłem. Ta przyjaźń była dla mnie czymś wyjątkowym, co zacząłem zauważać z czasem. Zaczynałem się bać, co bym poczynił bez Hyunjina, który był dla mnie ogromnym wsparciem, ale i tak nie przywiązywałem się do niego w 100% obawiając się, że prędzej czy później nadejdzie taka chwila, w której mnie zostawi i nie będzie już odwrotu od niczego, a sam nie dam dłużej rady tego ciągnąć.

— O czym myślisz? — zapytał przyglądając mi się uważnie.

— O życiu, o tym jakie ciężkie momentami bywa — westchnąłem. Głupio by to zabrzmiało gdybym przyznał się, że myślałem o nim, podczas gdy siedział obok.

— W takim razie chodź — z uśmiechem na twarzy, ujął moją dłoń i pociągnął w stronę parkietu. Piosenka która leciała nie należała do spokojnych, ale bardziej tych energicznych.
Zaczął on wykonywać różne kroki taneczne, podczas gdy ja stałem sztywno przyglądając mu się. Mimo iż to lubiłem, to bardzo długo nie tańczyłam, dziś był ten pierwszy raz od dawna.

— Hyunjin, ja nie umiem tańczyć — skłamałem, chcąc się powoli wycofać do tyłu. To wcale nie tak, że jakiś czas temu tańczyłam z Vernonem do jakichś pięciu piosenek, wcale.

Jak byłem odwrócony plecami, przyciągnął mnie do siebie za koszulkę. Chwycił moją dłoń i okręcił w kółko kilka razy, wywołując lekki uśmiech na mojej twarzy.
Patrzył na mnie pewnym siebie wzrokiem, co mi też dodało trochę pewności. Wiedział, że stresuje mnie przebywanie między dużą ilością osób, ale sprawiał, że będąc z nim, zapominałem o ich obecności.

W głowie znikąd zaczęły mi się pojawiać pomysły na kroki, które moje nogi zaczęły wykonywać. Jinnie przyglądał mi się zadowolony, że przełamałem swoje bariery, ujrzałem tą dumę w jego oczach.

Na zegarze dochodziła godzina 2:14 nad ranem, ale dla nas ten czas jakby się zatrzymał. Dla nas, wszystko się dopiero zaczynało.
Byliśmy tylko my, muzyka i taniec.
Tańczyliśmy pełni energii, czasem łapiąc się za ręce, czasem w tali. Mieliśmy niesamowicie dobre humory i coraz bardziej zaczynałem go lubić, co bywało odrobinkę niepokojące, jak szybko się to wszystko podziało.

Everything is a lie - HyunlixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz